- Chodzi o to, żeby pracownicy MOPS w obliczu zagrożenia umieli się bronić - tłumaczą funkcjonariusze straży miejskiej w Łodzi, którzy uczą kolegów z pomocy społecznej sztuk walki. Wszystko po to, żeby mogli się oni bronić podczas niebezpiecznych sytuacji z klientami MOPS.
Związki zawodowe pracowników socjalnych tłumaczą, że pracownicy socjalni w ciągu roku kilkadziesiąt razy padają ofiarą przemocy fizycznej.
- Czasami się po prostu boimy. Zwłaszcza kiedy rozmawiamy z osobą ze schorzeniami psychicznymi albo pod wpływem alkoholu - mówi przed kamerą jedna z pracownic łódzkiego MOPS, która uczestniczy w szkoleniu z krav magi.
Kursy rozpoczęły się w poniedziałek. W ciągu trzech najbliższych miesięcy przeszkolony ma zostać każdy chętny pracownik pomocy społecznej w Łodzi.
Zanim zacznie się walka
Instruktorami są strażnicy miejscy. Pokazują nie tylko jak blokować i ubezwładnić napastnika, ale - przede wszystkim - jak uniknąć ataku.
- Zazwyczaj po mowie ciała napastnika można odczytać, że zamierza nas zaatakować. Uczymy, jak się zachować w tej sytuacji i zapobiec niebezpiecznej sytuacji - komentuje Piotr Czyżewski ze straży miejskiej w Łodzi.
Funkcjonariusze informują też pracowników MOPS, jak się bronić w ramach obowiązującego prawa, tak żeby samoobrona nie skończyła się pozwem ze strony napastnika.
- Polski kodeks przewiduje obronę konieczną, ale musi ona być w określonych granicach. Uczymy, jak nie przekraczać tych granic - informuje Czyżewski.
Zawód podwyższonego ryzyka
Pracownicy socjalni i asystenci rodziny są chronieni tak samo jak inne służby, na przykład policjanci. Osoba, która zaatakuje pracownika pomocy społecznej, może odpowiadać przed sądem za naruszenie nietykalności funkcjonariusza publicznego.
- Niestety, ten zapis to bardzo często fikcja. Prokuratorzy nagminnie umarzają postępowania w sprawie napaści na pracowników socjalnych - podkreśla Paweł Maczyński, wiceprzewodniczący Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej.
Do najbardziej drastycznego ataku na pracowników socjalnych doszło w grudniu minionego roku w Makowie (woj. łódzkie). Do urzędu pomocy społecznej wszedł mężczyzna, który oblał benzyną dwie pracownice i podpalił. Obie kobiety zginęły.
Według ustaleń śledczych za tragedię odpowiedzialny jest 62-letni Leszek G. Mężczyzna usłyszał zarzut dwóch zabójstw ze szczególnym okrucieństwem. Podczas przesłuchania w prokuraturze powiedział, że niczego nie pamięta z krytycznego dnia.
Zdaniem śledczych motywem napastnika mógł być fakt, że urzędniczki nie przyznały mu miejsca w domu pomocy społecznej. Leszek G. obecnie przebywa w areszcie śledczym w Łowiczu. Siedzi w monitorowanej 24 godziny na dobę celi. Grozi mu dożywocie.
Szukając rozwiązań
Pod koniec grudnia jako pierwsi informowaliśmy, że ministerstwo pracy rozsyła samorządowcom pomysły, które mają poprawić bezpieczeństwo pracowników socjalnych.
Wśród proponowanych przez ministerstwo zmian jest m.in. instalowanie kamer, które rejestrowałyby petentów wchodzących do urzędu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź