Pogotowie: wozimy pijanych, zamiast jeździć do potrzebujących

Spór pogotowia ze strażą miejską
Spór pogotowia ze strażą miejską
Źródło: TVN24 Łódź
Straż miejska nie chce nam już pomagać przy nietrzeźwych, którzy zamiast leczenia potrzebują po prostu wytrzeźwieć - alarmuje łódzkie pogotowie. Zaznacza, że przez decyzje komendanta strażników, karetki są blokowane na wiele godzin. - Nie możemy odpowiadać za sprawność systemu ratowania życia - odpowiadają strażnicy.

Zazwyczaj wyglądało to tak: ktoś alarmował służby o osobie leżącej na chodniku. Przyjeżdżała karetka, a ratownicy przeprowadzali badania.

- Często w takich sytuacjach okazuje się, że człowiek wymaga nie leczenia, lecz wytrzeźwienia - opowiada Adam Stępka, rzecznik łódzkiego pogotowia.

W takiej sytuacji ratownicy wzywali strażników miejskich, którzy przewozili delikwenta do Miejskiego Centrum Terapii i Profilaktyki Zdrowotnej, czyli mówiąc potocznie do izby wytrzeźwień.

Strażnicy przyjeżdżali i przejmowali delikwenta. A zespół pogotowia był gotowy do kolejnych zgłoszeń.

Tak było do 5 czerwca.

- Od tego dnia strażnicy nie chcą z nami współpracować. A to oznacza tyle, że my musimy zająć się transportowaniem nietrzeźwych - opowiada Adam Stępka.

To - jak relacjonuje - oznacza, że dana karetka jest wyłączona z akcji na wiele godzin. Wylicza, że samo badanie pacjenta trwa około 40 minut. Dojazd do izby wytrzeźwień to kolejne pół godziny, a przekazanie "delikwenta" nawet półtorej.

- Transportujemy często bezdomnych ze znacznymi brakami higienicznymi. To wymusza dezynfekcje tej karetki - dodaje rzecznik.

Czyszczenie karetki potrafi zająć kolejne dwie godziny.

- Trzeba powiedzieć to bardzo wyraźnie. Przez brak współpracy dojazd do naprawdę potrzebujących może się wydłużyć - zaznacza Stępka.

Bo wyjazdy do nietrzeźwych to dla ratowników chleb powszedni.

- Co drugi nasz wyjazd dotyczy nietrzeźwych - wylicza Paweł Koszel, ratownik z Łodzi.

Braki kadrowe

Łódzcy strażnicy miejscy przyznają, że od kilku tygodni inaczej współpracują z pogotowiem. To jednak nie oznacza, że w ogóle nie chcą pomagać.

Marek Marusik ze straży tłumaczy, że do strażników też spływają informacje o nietrzeźwych.

- Priorytetem są dla nas ludzie, przy których pogotowia nie ma. Do nich jeździmy w pierwszej kolejności - opowiada.

Zaznacza, że strażników miejskich jest coraz mniej, a zgłoszeń - dużo. Od stycznia do końca maja Straż Miejska w Łodzi miała mieć ich aż 3,5 tysiąca.

- Przy aktualnych siłach nie jesteśmy w stanie realizować swoich zgłoszeń i dodatkowo wspomagać pogotowie ratunkowe - mówi Marusik.

Problem dostrzega już Urząd Wojewódzki - odpowiedzialny za organizację systemu ratownictwa w regionie.

- W poniedziałek odbędzie się spotkanie, podczas którego będziemy próbowali poradzić sobie z tym zagadnieniem - mówi Krzysztof Janecki z Centrum Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi.

Nie wyklucza, że do rozwiązania problemu mogą być niezbędne dodatkowe środki.

- Pogotowie musi ratować zdrowie i życie. I to jest jego główne zadanie - kończy rozmówca TVN24.

Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: