Był tak pijany, że usnął za "sterami" tramwaju - przejechał przez przystanek, uderzył w samochód i staranował trzy kobiety - wszystkie zginęły. Motorniczy Piotr M. został skazany na 13,5 roku więzienia za koszmar, do którego doszło na początku zeszłego roku. - Przepraszam wszystkich, którzy przeżyli traumę - mówił skazany przed oczytaniem wyroku.
Piotr M. nawet nie pamięta wypadku - obudził go dopiero jeden z pasażerów tramwaju, którym kierował. Zmożony alkoholem usnął za sterami. Nie obudził go nawet moment, kiedy wbił się na skrzyżowaniu w samochód i śmiertelnie potrącił trzy kobiety. Do tragedii doszło w samym sercu Łodzi, na ul. Piotrkowskiej.
- Mam pełną świadomość tego, co zrobiłem. Chcę wrócić jednak do rodziny i uczciwie prowadzić życie - mówił w środę, tuż przed usłyszeniem wyroku Piotr M.
Sąd skazał go na 13,5 roku więzienia. Do końca życia nie będzie mógł prowadzić pojazdów mechanicznych. Wyrok nie jest prawomocny.
Sędzia Małgorzata Frąckowiak-Kalinowska tłumaczyła, że wyrok musiał być surowy, bo Piotr M. odpowiada za przestępstwo wysokiej szkodliwości społecznej.
- Pił alkohol w pracy, potem jechał główną ulicą miasta. Powinien przewidzieć skutki, do których może to doprowadzić - uzasadniała sędzia.
Śmierć w centrum Łodzi
Do tragedii doszło 6 stycznia - to był świąteczny poniedziałek, w całym kraju obchodzono święto Trzech Króli. Z tego powodu po mieście jeździło mniej tramwajów niż zwykle. Piotr M. pojawił się przed godz. 6 w zajezdni. Był trzeźwy, dyspozytor wydający mu tramwaj miał nie zauważyć w jego zachowaniu niczego niepokojącego.
Motorniczy jeździł na linii nr 16, która łączy północ z południem miasta. 35-letni Piotr M. pił piwo i nalewki w czasie dyżuru. Alkohol kupił w czasie pracy - podczas postoju na pętli. Zanim doprowadził do tragedii, zdążył przejechać przez pół miasta. Tuż po wypadku miał w organizmie 1,4 promila alkoholu.
Piotr M. był oskarżony o spowodowanie wypadku śmiertelnego w stanie nietrzeźwości oraz o sprowadzenie zagrożenia katastrofy w ruchu lądowym.
Prokuratorzy żądali dla niego kary w 14 lat więzienia. Obrońcy wnosili o sześć lat pozbawienia wolności. Już zapowiedzieli złożenie apelacji.
- Czekamy na pisemne uzasadnienie decyzji sądu. To drakońska kara, dlatego będzie wnosić o jej zmniejszenie - komentował przed kamerą TVN24 mec. Paweł Kozanecki.
Tak doszło do tragedii:
Biegli psychiatrzy pracujący na zlecenie prokuratury orzekli, że motorniczy był poczytalny i może odpowiadać za sądem. Rodzina mężczyzny, z którą rozmawiał portal tvn24.pl, tłumaczyła, że skazany motorniczy borykał się z problemami psychicznymi.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź