Papa D., a nie Papa Dance. Muzycy zapłacą milion za używanie nazwy bez zgody?

Muzycy mają zapłacić prawie milion złotych za używanie nazwy "Papa Dance"
Muzycy mają zapłacić prawie milion złotych za używanie nazwy "Papa Dance"
Źródło: materiały prasowe Papa D.

Wymyślił Papa Dance i pękał z dumy w latach 80., gdy zespół święcił triumfy. Gdy po latach skład wrócił na scenę - podał muzyków do sądu, bo "chłopaki źle wypadali", a używali nazwy bez jego zgody. Po ośmiu latach sąd orzekł, że Paweł Stasiak i ekipa muszą zapłacić jednemu z producentów muzycznych niecały milion złotych. Wyrok jest nieprawomocny.

W latach 80. na ich koncertach szalały tysiące fanek, a muzycy "Papa Dance" mogli chwalić się tytułem pierwszego polskiego boysbandu. Zespół, który znany jest z hitów "Kamikaze wróć" czy "Nasz Disneyland" przestał występować, kiedy w kraju upadł komunizm. Twarzą zespołu był Paweł Stasiak, charyzmatyczny frontman.

W 2001 roku na polską scenę muzyczną znowu wkroczyło "Papa Dance". Muzykom nie towarzyszyły już jednak tabuny fanek a dawne przeboje nie rozpalały już jak dawniej publiczności na koncertach. Na domiar złego okazało się, że reaktywowany zespół używał nazwy nielegalnie - tak przynajmniej wynika z nieprawomocnego wyroku sądu okręgowego w Warszawie, do którego dotarliśmy.

Wyrok zapadł w lipcu, ale dopiero teraz strony otrzymały jego odpis z sądu. Czytamy w nim, że za naruszenie praw autorskich do nazwy, muzycy muszą zapłacić milion złotych zadośćuczynienia Sławomirowi Wesołowskiemu - który w latach 80. wymyślił razem ze wspólnikiem pomysł na "Papa Dance".

"Bezprawnie i bez talentu"

Sąd uznał, że muzycy korzystali z nazwy bez zgody Wesołowskiego. Mieli tylko zgodę drugiego z autorów pomysłu na "Papa Dance" - Mariusza Zabrodzkiego.

Muzycy przez pięć lat płacili mu za korzystanie z nazwy.

- W tym wszystkim z premedytacją mnie pominięto. Panowie na początku pytali mnie o zgodę na reaktywację grupy, przyznaję - mówi nam Wesołowski.

Odmówił, bo jak podkreśla - "chłopaki fatalnie wypadali na scenie".

- Nie mogłem ani słuchać, ani patrzeć na ich występy. Szkoda mi było legendy "Papa Dance", którą pieczołowicie budowałem. Chciałem ją oszczędzić - dodaje.

Ku zaskoczeniu Wesołowskiego - niedługo potem głośno zrobiło się o powrocie grupy na scenę. Producent muzyczny i jeden z kompozytorów hitów "Papa Dance" stwierdził, że muzycy naruszyli jego prawa - w 2007 roku sprawa trafiła do sądu.

Sąd okręgowy przyznał mu rację w tym roku, po ośmiu latach procesu. Sędzia nakazał muzykom wypłacenie łącznie miliona złotych zadośćuczynienia na rzecz producenta muzycznego.

- W tej kwocie znajduje się też 250 tys. złotych wraz z odsetkami ustawowymi z tytułu uzyskanych korzyści majątkowych - mówi mec. Piotr Paduszyński, pełnomocnik Wesołowskiego.

"Walczymy do końca"

- Odwołujemy się od tej decyzji. Musimy walczyć, kiedy dzieje się niesprawiedliwość - mówi Paweł Stasiak, lider zespołu Papa D. (grupa zmieniła nazwę w 2008 r. kiedy sprawa o nazwę była już w sądzie).

Na rozmowę z frontmanem musimy poczekać - Paweł Stasiak cieszy się teraz dużym zainteresowaniem dziennikarzy z największych ogólnopolskich redakcji. W końcu właśnie mija 30 lat od pojawienia się grupy na scenie.

- Realizujemy się jako muzycy. Kwestie prawne należą do prawników. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy - kończy Stasiak.

Na razie muzycy są mocno zapracowani - miesięcznie potrafią zagrać ponad 20 koncertów.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl

Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: