Skrajnie niebezpieczna sytuacja na drodze ekspresowej S8 koło Pabianic (woj. łódzkie). Kierowca samochodu osobowego gnał trasą szybkiego ruchu pod prąd. Obok przejeżdżały co chwilę samochody osobowe i ciężarówki. - Tam tragedia wisiała w powietrzu - komentuje biegły z zakresu analizy i rekonstrukcji wypadków drogowych.
Do zdarzenia doszło 16 października przed godziną 10 na drodze ekspresowej S8 pomiędzy węzłami Róża i Teodory w okolicach Pabianic. Nagranie jednego z kierowców opublikował serwis Stop Cham. Na filmiku widać jadący pod prąd z dużą prędkością pasem awaryjnym samochód osobowy. Obok pojazdu co chwilę przejeżdżały samochody - zarówno osobowe jak i ciężarówki.
Policyjne postępowanie
W chwili zdarzenia do policji w Pabianicach dzwonili kierowcy, którzy widzieli pędzący pod prąd samochód. - Faktycznie była interwencja dotycząca tego zdarzenia. Zgłoszenie dotyczyło jazdy pod prąd. Policjanci pojechali na miejsce, patrolowali ten teren, ale nie ujawnili już kierującego popełniającego wykroczenie, natomiast sporządzili dokumentację niezbędną do wszczęcia czynności wyjaśniających w tej sprawie i zmierzających do ustalenia sprawcy i do jego ukarania - przekazała podkomisarz Agnieszka Jachimek z policji w Pabianicach.
"Musiał widzieć znaki"
O komentarz do tego zdarzenia poprosiliśmy byłego naczelnika pabianickiej drogówki i zarazem byłego biegłego z zakresu analizy i rekonstrukcji wypadków drogowych. - Ewidentnie doszło tutaj do stworzenia bezpośredniego zagrożenia w ruchu drogowym. Ktoś przecież mógł zatrzymać się na pasie awaryjnym, ale jechał nim w przeciwnym kierunku samochód. Tutaj tragedia wisiała w powietrzu - komentuje Andrzej Janicki. - Ten kierujący powinien jeszcze raz odbyć egzamin na prawo jazdy. Przecież jeżeli wjeżdżał na drogę szybkiego ruchu, musiał widzieć przed każdym węzłem ustawione duże znaki informujące o złym kierunku jazdy. To jest nie do zaakceptowania - podsumował były biegły z zakresu analizy i rekonstrukcji wypadków drogowych.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Stop Cham