Dożywocie grozi 51-letniemu Robertowi W. Mężczyzna w ubiegłym roku miał stanąć przed sądem za stalking Katarzyny Dacyszyn, łódzkiej projektantki i modelki. Przed rozprawą wylał na nią kwas siarkowy. Dziś ruszył proces w tej sprawie.
Oskarżony o usiłowanie zabójstwa Robert W. został przywieziony do łódzkiego sądu okręgowego z aresztu. Po rozpoczęciu przewodu sądowego jego obrońca wniósł o odroczenie rozprawy z powodu złego stanu zdrowia.
W. uważa bowiem, że zaczyna się u niego choroba Parkinsona. Kiedy siedział na ławie oskarżonych drżały mu ręce i załamywał się głos. Robert W. - w przeciwieństwie do obrońcy - chciał, aby rozprawa była kontynuowana. Stwierdził, że będzie zeznawał przed sądem.
Dziennikarze obecni w sądzie nie mieli jednak okazji usłyszeć, co ma do powiedzenia. Sędzia Izabela Kowalska utajniła rozprawę po odczytaniu aktu oskarżenia przez prokuratora.
W sądzie nie pojawiła się Katarzyna Dacyszyn, łódzka projektantka poszkodowana przez oskarżonego. Do jej koszmaru doszło 22 sierpnia 2016 roku. Wtedy Robert W. w słoiku po kawie wniósł do sądu przygotowany wcześniej w domu kwas siarkowy. Na korytarzu podszedł do czekającej na rozprawę Dacyszyn i wylał żrącą substancję na twarz, ręce i tułów kobiety.
Koszmar w sądzie
Przerażoną i ciężko poparzoną kobietą zajęli się pracownicy sądu. Napastnik usiadł wtedy spokojnie, zapalił papierosa i zadzwonił do kolegi. Poprosił, aby ten przekazał jego matce, że został zatrzymany przez policję.
Napastnik trafił do aresztu. Początkowo był oskarżony między innymi o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pani Katarzyny. W akcie oskarżenia wysłanym do sądu pojawiło się poważniejsze przestępstwo - usiłowanie zabójstwa. Biegli uznali bowiem, że kwas mógł dostać się do dróg oddechowych i pokarmowych poszkodowanej i doprowadzić do zgonu.
Wróg znikąd
Robert W. nękał Katarzynę Dacyszyn od 11 lat wiadomościami z różnych numerów telefonów i kont w internecie.
O tym, że to sąsiad z tego samego bloku, kobieta dowiedziała się po wielu latach. Podkreśla, że nigdy go nie znała, nie mieli też wspólnych znajomych.
Redakcji tvn24.pl udało się dotrzeć do akt tej sprawy, z których wynika, że W. zmienił nazwisko, żeby bardziej kojarzyć się z drapieżnikiem. Wytatuował też sobie insygnia generalskie. Z wysyłanych przez niego wiadomości wynika, że bacznie obserwował życie swojego "celu". Wysyłał też liryczne wiadomości, w których przekonywał, że "zachorował" i "chce wyzdrowieć z tego uczucia".
Nękanie przybrało na sile, kiedy kobieta - mimo upływu czasu - nie wykazywała zainteresowania mężczyzną.
- W 2014 roku rozstałam się z dotychczasowym partnerem. Wtedy wiadomości się mocno nasiliły. W końcu dostałam wiadomość: "Zaczniesz mi odpowiadać, czy mam pojawić się w twoich drzwiach z różą w zębach, żebyś umarła ze strachu?" - opowiadała Katarzyna Dacyszyn w wywiadzie dla tvn24.pl.
"Zabić to jak splunąć"
Kobieta zgłosiła się na policję. Stalker został oskarżony o przestępstwo z art. 190 Kodeksu karnego, czyli uporczywe nękanie. Przed sądem miał odpowiadać z wolnej stopy. Groziło mu do trzech lat więzienia.
Prokuratorzy ustalili, że atak zaczął planować w lutym 2016 roku. W internecie wyszukiwał sposobów otrzymania żrących substancji. Sprawdzał, jak atak kwasem może wpłynąć na wygląd ofiary. W końcu kupił niezbędne składniki.
- Dla mnie zabić to jak splunąć. Gdybym chciał, to ona już by nie żyła - mówił prokuratorom już po zatrzymaniu. - Chciałem, żeby jak najwięcej kwasu dostało się na jej twarz, usta, nos i oczy - mówił w prokuraturze po zatrzymaniu.
Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź