- System zawiódł, na karetkę czekaliśmy zdecydowanie zbyt długo - mówi kutnowski szpital. Pogotowie w Łodzi odpowiada, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a 6-miesięczna dziewczynka nie żyje przez błędy lekarzy. Sprawę śmierci dziecka bada prokuratura.
Półroczna dziewczynka zmarła w sobotę w kutnowskim szpitalu. Trafiła tam w piątek. Dzień później jej stan zaczął się pogarszać a miejscowi lekarze zadecydowali, że dziecko musi zostać przewiezione do Łodzi, do specjalistycznej placówki.
Karetka transportowa jechała do Kutna prawie trzy godziny. Dziecko niedługo potem zmarło.
Prokuratura wyjaśnia przyczyny
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną śmierci dziecka. Wyjaśnia to prokuratura, która ustaliła, że na stan zdrowia dziecka mogła mieć wpływ zintegrowana szczepionka, podana dziewczynce kilka dni przed śmiercią. W sprawie wciąż jest wiele pytań, jest też jeden pewnik - sobotnia tragedia sprawiła, że rozgorzał konflikt pomiędzy pogotowiem, a szpitalem w Kutnie.
- Zawnioskowaliśmy o przyjazd specjalistycznej karetki. Dziecko wtedy nadawało się do przewiezienia. Niestety, czekaliśmy na karetkę blisko trzy godziny - mówi Beata Pokojska, rzeczniczka kutnowskiego szpitala.
W tym czasie, przez cały czas oczekiwania na transport specjalistyczny, lekarze w Kutnie mieli podtrzymywać czynności życiowe dziecka. Piętnaście minut po przyjeździe karetki niemowlę zmarło. - System nie zadziałał. Karetka powinna pojawić się w Kutnie wcześniej – podkreśla Pokojska.
- Być może byłoby więcej szans na uratowanie dziecka, jeżeli niemowlę trafiłoby wcześniej do łódzkiego, specjalistycznego szpitala - dodaje Cezary Lipiński, dyrektor szpitala w Kutnie.
"Wina szpitala"
- Głównym powodem śmierci dziecka były zaniedbania w procesie leczenia - odpowiada dyrektor ds. medycznych łódzkiego pogotowia Janusz Morawski.
Łódzkie pogotowie podkreśla, że kutnowscy lekarze od początku wiedzieli, że na transport medyczny trzeba będzie czekać, bo specjalistyczna karetka (transportowa) realizuje w tym czasie inne zlecenie. Lekarze z kutnowskiego szpitala mieli przyjąć to do wiadomości.
Rzeczniczka szpitala twierdzi, że to nieprawda. - Pogotowie poinformowało nas, że karetka będzie wysłana. Nikt nam na początku nie mówił o opóźnieniach - przekonuje rzeczniczka.
O tym, że karetka przyjedzie po kilku godzinach, w Kutnie mieli dowiedzieć się dopiero po tym, jak pracownicy szpitala, zaniepokojeni oczekiwaniem, zaczęli dopytywać, kiedy będzie ambulans.
Spór o zgłoszenie
Danuta Szymczykiewicz z łódzkiego pogotowia mówi, że rzeczniczka szpitala mija się z prawdą.
- Dysponujemy nagraniami, które są dowodem, że już przy pierwszym telefonie informowaliśmy szpital, iż na karetkę specjalistyczną transportową trzeba będzie czekać - mówi Szymczykiewicz i dodaje, że nagrania zostały już zabezpieczone przez prokuraturę.
Pogotowie w Łodzi podkreśla przy tym, że wszelkie uwagi pod ich kątem są bezzasadne. - Do Kutna karetka pojechała nie jako karetka systemowa, tylko jako transport medyczny. To komercyjna usługa, która jest naszą uboczną działalnością. Służy ona do przewożenia pacjentów w stanie stabilnym - mówi Danuta Szymczykiewicz.
Dziecko nie mogło być przewiezione?
Dyrektor pogotowia Janusz Morawski dodaje, że decyzja kutnowskiego szpitala może wydawać się niezrozumiała, bo dziecko, które miało być przewiezione, było w zbyt poważnym stanie.
- Postępowanie przeciwwstrząsowe i reanimacja musi odbywać się stacjonarnie, w szpitalu wieloprofilowym dysponującym opieką anestezjologiczną, a nie w rozpędzonej karetce - kwituje dyrektor.
- Dziecko było w odpowiednim stanie do transportu, niestety sytuacja się pogorszyła w czasie wielogodzinnego oczekiwania - odpowiada Beata Pokojska, rzeczniczka kutnowskiego szpitala.
Umowa z zeszłego roku
Umowa podpisana w ubiegłym roku pomiędzy łódzkim pogotowiem a szpitalem w Kutnie wskazuje, że transport medyczny ma pojawić się "bezzwłoczne". Nie ma zapisu, który zobowiązywałby pogotowie do przyjazdu w określonym terminie.
- Musieliśmy zakończyć realizację poprzedniego transportu. Wtedy dopiero mogliśmy rozpocząć wykonywanie kolejnego zlecenia - mówi rzeczniczka pogotowia.
Kutnowski szpital mówi, że nie mógł w inny sposób zorganizować przewiezienia, np. za pomocą Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Śmigłowiec nie mógł przylecieć, bo było już po zmroku, a wtedy LPR nie wykonuje świadczeń - tłumaczy Beata Pokojska.
W Kutnie zwrócili się też do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki o przysłanie karetki. Niestety, okazało się, że w karetce mogą być przewożone dzieci do 5 kg, a chore niemowlę ważyło więcej.
Śledztwo prokuratorskie
Prokuratura Rejonowa w Kutnie w poniedziałek wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci półrocznej dziewczynki. Na razie nikt w sprawie nie usłyszał zarzutów. Śledczy zabezpieczyli dokumentację medyczną i toksykologiczną dziecka. W środę ma odbyć się sekcja zwłok półrocznej dziewczynki.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Dziecko zmarło w kutnowskim szpitalu:
Autor: bż/ja/roody / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź | sxc.hu