"Mój syn jest ranny". Podstępem wezwał karetkę do jamnika

Karetka wezwana do... jamnika
Karetka wezwana do... jamnika
Źródło: TVN 24

Zgłoszenie było bardzo poważne. Dyspozytor pogotowia wysłał karetkę do dziecka, które rzekomo spadło z drzewa. Na miejscu okazało się, że żadnego dziecka nie ma; pomocy potrzebował za to... jamnik.

Zgłaszającym okazał się 38-latek, który w rzeczywistości nie ma dzieci. Był jednak bardzo przekonywujący, kiedy dyspozytorowi opowiadał o ośmioletnim synku potrzebującym pomocy.

- Pogotowie poprosiło nas o asystę przy tej interwencji - mówi podkom. Paweł Witczak z kutnowskiej policji.

Na miejscu okazało się, że żadnego rannego dziecka nie ma. Był za to Tyson - jamnik, który (jak twierdził właściciel) uderzył się w głowę.

- Mężczyzna został ukarany mandatem za bezpodstawne wezwanie karetki pogotowia - mówi Witczak.

Dodaje, że mężczyzna "był zaskoczony" ostrą reakcją służb na bezmyślne wezwanie pogotowia.

Plaga

Łódzkie pogotowie alarmuje - karetka wyjeżdża tu częściej niż w dwa razy ludniejszej Warszawie. Co szósty wyjazd jest jednak niepotrzebny.

- Ludzie do nas dzwonią i wyolbrzymiają swoje problemy ze zdrowiem. Często dopiero na miejscu okazuje się, że chory tak naprawdę chce poprosić o zwolnienie lekarskie albo ma biegunkę - podkreśla dyrektor łódzkiego pogotowia Bogusław Tyka.

"Syn nie daje mi zmierzyć temperatury!"

Dyspozytorzy w Łodzi potrafią z łatwością wymieniać przykłady absurdalnych telefonów na pogotowie.

- Mieliśmy sytuację, że jedna z kobiet wzywała karetkę, bo nie mogła zmierzyć temperatury synkowi. Zdarzają się też bardzo często nietrzeźwi i mocno roszczeniowi - mówi przed kamerą TVN24 jeden z operatorów numeru alarmowego.

Wyjazd karetki bez potrzeby to nie tylko koszty.

- To igranie z ludzkim życiem. Taki zespół jadący do osoby z gorączką nie jest w stanie pojawić się w miejscu, gdzie ktoś potrzebuje nagłego ratunku - wyjaśnia dyrektor Tyka.

Bez odpowiedzialności

Osoby, które bezpodstawnie wzywają ratowników nie mogą być w żaden sposób ukarane.

- Jest to pewne pole do nadużyć, dlatego bardzo ważną osobą w systemie jest dyspozytor, który musi ocenić czy zgłaszający faktycznie potrzebuje pomocy - tłumaczy dyrektor Tyka.

I dodaje, że dla wieku mieszkańców Łodzi przyjazd karetki jest po prostu sposobem na uniknięcie kolejek w placówkach POZ.

- Przypominamy, że ratownicy nie mają bloczków ze zwolnieniami i nie wypisują recept. Wzywanie nas w tym celu jest po prostu głupotą – kończy rozmówca TVN24.

Autor: bż/sk / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: