Hyc! I kot znikł pod tramwajem. Motorniczy mógł udać, że niczego nie widział i trzymać się rozkładu albo uratować zwierzę i na długo utrudnić ruch w mieście. Wybrał opcję drugą, co nie wszystkim się spodobało.
Tramwaj linii 15 zatrzymał się przed rondem Lotników Lwowskich w Łodzi. Skład miał już ruszać, kiedy motorniczy zauważył małego kotka, który wbiegł pod tramwaj. Wszystko to działo się w piątek po południu.
- Nasz pracownik wiedział, że odjazd będzie oznaczał śmierć dla tego zwierzęcia. Dlatego też postanowił wstrzymać kurs i zrobić wszystko, żeby kot wyszedł z tej przygody cało - opowiada Sebastian Grochala, rzecznik łódzkiego MPK.
Szybko okazało się, że zwierzę nie da się tak po prostu wypłoszyć spod pojazdu. Nie pomagały krzyki i jednoznaczne gesty - tak motorniczego, jak i niektórych pasażerów.
- Na miejsce został wezwany Animal Patrol, czyli specjalna komórka straży miejskiej zajmująca się zwierzętami. Ściągnięty został też ciężki sprzęt, który miał umożliwić podniesienie wagonu - mówi Grochala.
"Jedź!"
Ruch tramwajowy w pobliżu ronda Lotników Lwowskich został wyłączony.
- Jak wynika z relacji naszych pracowników, wielu pasażerów krytykowało ich za próbę uratowania kota. Podkreślali, że tramwaj powinien jechać dalej, bo wszyscy spieszą się załatwiać swoje sprawy - mówi Sebastian Grochala.
Ostatecznie kot zatrzymał ruch na 80 minut. Wtedy to na miejscu pojawił się Mirosław Bogusiak, pracownik techniczny łódzkiego przewoźnika, który odkręcił niektóre elementy wagonu, dzięki czemu udało mu się złapać kota.
- To bardzo mały, wystraszony kociak. Staram się dbać o zwierzęta, dlatego cieszę się, że tak się skończyło - podkreśla Bogusiak.
Zwierzę zostało przekazane funkcjonariuszom Animal Patrolu.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź