Padły dzik po jednej stronie drogi wojewódzkiej, lis po drugiej. Fala upałów sprawiła, że martwe zwierzęta szybko zaczęły doskwierać mieszkańcom. Ta - jak mogło się wydawać - prosta do rozwiązania sprawa przerosła urzędników, którzy dosłownie przerzucają się truchłem zwierząt.
Świerczyna to niewielka wieś w gminie Dłutów (woj. łódzkie). Najłatwiej do niej dojechać drogą wojewódzką numer 485, która przecina okoliczne lasy. Nic dziwnego, że co jakiś czas pod kołami giną leśne zwierzęta. W niedzielę przy drodze leżał martwy dzik. Dzień później, po drugiej stronie ulicy pojawił się padnięty lis.
- Smród był taki, że nie można było wytrzymać na przystanku. Dlatego też zacząłem szukać pomocy - opowiada Mariusz Patura, sołtys miejscowości.
Zamiast pomocy zaczęło się przerzucanie winą w stylu Barei (i ciałami padłych zwierząt) przez urząd gminy i zarząd dróg wojewódzkich.
"Jak posprzątali?!"
Wróćmy jednak do niedzielnego poranka (kiedy jeszcze w pobliżu przystanku leżał tylko dzik). Pan Mariusz Patura zadzwonił do znajomej pracującej w urzędzie gminy i dowiedział się, że w niedzielę się niczego nie załatwi.
Do sprawy wrócił więc w poniedziałek. W urzędzie gminy usłyszał, że problem został już zgłoszony do zarządu dróg wojewódzkich, bo padłe zwierzęta leżą na krawędzi ich drogi.
- Po południu wracałem do domu. Zamiast dzika i lisa były tylko plamy krwi. W rozmowie z sąsiadką pochwaliłem urzędników, że tak szybko sobie poradzili - opowiada nam pan Mariusz.
- Jak posprzątali?! Nie czuje pan jak śmierdzi? - miała odeprzeć oburzona sąsiadka.
Faktycznie, śmierdziało.
- Po chwili zauważyłem, że ciało dzika i lisa zostało przerzucone kilka metrów dalej, na krawędź tutejszego lasu - kręci z niedowierzaniem głową sołtys.
Na drodze nie ma? No to w czym rzecz?
Skąd tak nietypowy pomysł na rozwiązanie śmierdzącego problemu? Marcin Nowicki, rzecznik zarządu dróg wojewódzkich tłumaczy, że dzik i lis to problem gminy.
- Padnięte zwierzęta zostały przesunięte z pasa drogi, gdzie stwarzały zagrożenie, na teren gminy - informuje nas Nowicki.
Dodaje przy tym, że obowiązek sprzątnięcia zwierząt należy do gminy.
- Co zrobili? Pan sobie żarty robi chyba? - denerwuje się wójt Grażyna Maślanka-Olczyk, która od nas dowiedziała się o niecodziennej interwencji.
Szefowa urzędu gminy w Dłutowie rzuciła nam, że "tak tego nie zostawi". I faktycznie, po godz. 15 przy drodze pojawili się pracownicy gminy.
- Sprzątnęli dzika. O lisie zapomnieli - wzrusza ramionami sołtys Mariusz Patura.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź