Skradziony telefon wysyła zdjęcia właścicielce, ta przekazuje je policji a funkcjonariusze... wzruszają ramionami i kończą postępowanie - bo złodzieja znaleźć się nie da. Okradziona 21-latka poprosiła o pomoc internatutów. - To bardzo ryzykowna droga, sama może mieć problemy prawne - komentują eksperci.
Portret bruneta w okularach przeciwsłonecznych, dziecko bawiące się na podłodze i jakieś podwórko - na które komputerowo nałożono grafikę dinozaura. Te zdjęcia wykonał telefon pani Eweliny z Łowicza (woj. łódzkie).
- Telefon straciłam w maju, na zakupach. Kiedy zrozpaczona wróciłam do domu, zobaczyłam, że na "chmurę" ładują się kolejne zdjęcia - opowiada 21-latka redakcji tvn24.pl.
Właścicielka przekazała zdjęcia policji, a ta... stwierdziła, że sprawców nie da się wykryć. Sprawa została umorzona.
- Długo biłam się z myślami, w końcu zdecydowałam się poprosić internautów o pomoc - opowiada nasza rozmówczyni.
Ryzykowne cyberśledztwo
Informacja o skradzionym telefonie rozeszła się lotem błyskawicy po sieci. Okradzionej dziewczynie chciały pomóc tysiące osób.
- Na razie nikt nie namierzył telefonu, ale przynajmniej wiem, że coś w tej sprawie się dzieje. Że złodziej nie może czuć się pewnie - tłumaczy 21-latka.
To poczucie, że "coś się dzieje" może być jednak dla prawowitej właścicielki telefonu mocno ryzykowne. W internecie pojawił się wpis, na którym osoba sfotografowana aparatem nazwana jest "złodziejem". A to, zdaniem prawników, spory błąd.
- Zbyt pochopne nazywanie kogoś złodziejem może skończyć się przed sądem i zadośćuczynieniem za pomówienie - mówi mec. Artur Wdowczyk, specjalizujący się w ochronie wizerunku.
Co można, czego nie?
Czy to oznacza, że właściciel skradzionego telefonu nie ma prawa korzystać z informacji, które wysyła urządzenie? Ekspert tvn24.pl, przekonuje, że nie jest tak źle.
- Wystarczy zachować trochę dystansu. Nie nazywać "złodziejem", tylko poinformować, że ta osoba może znać dalsze losy urządzenia. Wtedy mówimy o interesie społecznym, a nie o pomawianiu kogoś - podkreśla mec. Wdowczyk.
Co jeżeli - hipotetycznie - osoba widoczna na zdjęciu faktycznie ukradła telefon, ale będzie chciała domagać się zadośćuczynienia za publikację wizerunku?
- W takiej sytuacji sąd powinien taki wniosek odrzucić - tłumaczy adwokat.
Kiedy telefon woła "SOS"
Podobną historię co mieszkanka Wielunia, ma za sobą reporter TVN24, Jacek Pałasiński. W zeszłym roku stracił telefon na rzecz - prawdopodobnie - Serba mieszkającego w Belgii.
- Dostawałem kolejne zdjęcia. Poznałem w ten sposób rodzinę nowego użytkownika. Oglądałem jego choinkę, a nawet widziałem jego faktury. Był tam jego adres, pełne imię i nazwisko - opowiada Pałasiński.
Belgijska policja zapukała do drzwi (i odzyskała telefon) dopiero po tym, jak sprawa została nagłośniona przez reportera TVN24.
Nowy "właściciel" telefonu nie został ukarany.
- Policjantom wytłumaczył, że znalazł telefon i nie miał pojęcia, skąd pochodzi - kwituje dziennikarz.
Co ciekawe - Jacek Pałasiński wciąż nie odzyskał aparatu, bo ten... utknął gdzieś w depozycie belgijskiej policji.
Telefon? Nie przygarniam
Warto w tym miejscu podkreślić, że telefon nie jest urządzeniem, które można tak po prostu znaleźć i zacząć używać. Może to się bowiem bardzo źle skończyć. Tak jak dla klienta mec. Artura Wdowczyka.
- Znalazł nowoczesny aparat w śniegu. Oddał urządzenie swojej dziewczynie, która przez kilka dni z niego się cieszyła – opowiada nasz ekspert.
Później do domu kobiety wpadła policja. Jak się okazało, ktoś wcześniej używał tego urządzenia do żądania okupu.
- Kobieta stwierdziła, że telefon jest prezentem od chłopaka, a ten z kolei długo musiał się z tego tłumaczyć – kwituje adwokat.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź