70-latka z Łodzi wezwała pogotowie ratunkowe, żeby pomogło jej odebrać emeryturę z placówki pocztowej. Jak relacjonuje przedstawiciel pogotowia, kobieta najpierw miała zgłaszać, że ma mroczki przed oczami i potrzebuje pomocy. Później jednak okazało się, że problemów zdrowotnych nie miała, a medyków wezwała w zupełnie innym celu. Ci z kolei wezwali na miejsce policję. 70-latka nie przyjęła mandatu. Teraz sprawa trafi do sądu.
Do zdarzenia doszło w piątek (1 lipca). - Do dyspozytora pogotowia zadzwoniła starsza kobieta, która zgłaszała, że ma mroczki przed oczami i potrzebuje pomocy - opowiada rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi Adam Stępka. I dodaje: - Zgłoszenie przyjmowała dyspozytornia z Wrocławia, bo w najwyraźniej wszyscy dyspozytorzy z Łodzi byli zajęci.
Pogotowie: kobieta czuła się dobrze, chciała pomocy w odebraniu emerytury
Jak przekazuje Stępka, dyspozytor zanotował, że 70-latka była "krzycząca, kłótliwa i się rozłączyła". Gdy dyspozytor do niej oddzwaniał, kobieta miała nie odbierać.
- Kiedy zespół przyjechał na miejsce, kobieta spacerowała przed placówką poczty, weszła do karetki i powiedziała wprost, że wezwała pogotowie, bo nie może pobrać emerytury z placówki pocztowej, która jest zamknięta - relacjonuje rzecznik łódzkiego pogotowia.
Ratownicy medyczni na miejsce wezwali policje.
Sprawa trafi do sądu
Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, chcieli ukarać kobietę mandatem, ale ta odmówiła jego przyjęcia. Sprawa trafi do sądu. Kodeks wykroczeń za wprowadzenie w błąd pogotowia przewiduje karę aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny do 1,5 tysiąca złotych. Jak mówi rzecznik łódzkiego pogotowia, w ubiegłym roku nieuzasadnionych zgłoszeń było około 56 procent. Do takich medycy zaliczają nie tylko zachowania takie jak 70-latki, ale też choćby katar, kaszel czy gorączkę.
ZOBACZ TEŻ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: "Dzwonią na złość, wymyślają historie". Teraz grozi za to kara
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego w Łodzi