- To miasto wymarłe, miasto meneli - mówił rok temu Bogusław Linda o Łodzi. Mieszkańcy do dziś pamiętają mu te słowa, ale i tak mocno kibicują aktorowi i filmowi, w którym zagrał główną rolę. Bo kręcone w Łodzi "Powidoki" są polskim kandydatem do Oscara. Jeżeli film zachwyci amerykańską Akademię Filmową, Łódź będzie cieszyć się z drugiego Oscara w ciągu dwóch lat.
"Ida jest łodzianką!" - cieszyli się mieszkańcy Łodzi rok temu, kiedy wyprodukowane przez łódzkie studio Opus Film zdobyło Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Rok później o Łodzi mówiło się już inaczej. Wszystko za sprawą słów Bogusława Lindy:
- To miasto wymarłe, miasto meneli - mówił dziennikarzom Radia Łódź.
Tego niesławnego już wywiadu udzielił na planie filmowym "Powidoków" Andrzeja Wajdy. Słowa o "mieście meneli" tak zabolały mieszkańców, że ci przeszkadzali w pracy ekipie filmowej. I nie pomagały późniejsze wyjaśnienia Bogusława Lindy, że jego słowa zostały "wyrwane z kontekstu przez dziennikarzy".
- Co ten Boguś wygaduje?! - łapał się za głowę Michał Kwieciński, producent filmu.
Ostatecznie zdjęcia udało się uakończyć w terminie. A gotowy film Wajdy miał już swoje pierwsze, przedpremierowe pokazy, m.in. na festiwalu w Gdyni. Tam publiczność nagrodziła film kilkuminutową owacją. Zachwyceni byli też krytycy.
Nic więc dziwnego, że "Powidoki" zdaniem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej to najlepszy polski kandydat do Oscara.
"Film ma dużą szansę zyskać przychylność Amerykańskiej Akademii Filmowej, której członkom tak bliskie są ideały obywatelskiej wolności i swobody. Najnowszy film Andrzeja Wajdy jest przejmującą, uniwersalną historią niszczenia jednostki przez totalitaryzm" - napisano w uzasadnieniu decyzji Komisji Oscarowej.
Łódź trzyma kciuki
Wyróżnienie dla filmu Wajdy ucieszyło mieszkańców Łodzi. Chociaż - jak przekonaliśmy się podczas krótkiej sondy przeprowadzonej w mieście - słowa o "mieście meneli" wciąż są tutaj żywe. Każdy z naszych rozmówców bez problemu wskazywał autora przykrych dla mieszkańców słów.
- Trochę mu odbiło. Ale ja i tak go lubię. Artyści są po prostu dziwni - wzrusza ramionami młoda dziewczyna, którą spotykamy na przystanku autobusowym.
- Gwiazdorzy i tyle. Wychował się aktorsko w Łodzi, a teraz krytykuje. No, ale my się nie obrażamy - dodaje stojący obok mężczyzna.
Łódź ma zadrę w sercu, ale na znanego aktora nie jest już obrażona. Pewnie w oswojeniu się z trudnymi słowami pomógł fakt, że w mieście zrodziła się moda na "menelskie gadżety". Nietrudno spotkać osobę ubraną w koszulkę: "Jestem menelem" albo "Menel z Łodzi".
- To taka przekorna akcja. Mieszkańcy pokazują, że są dumni ze swojego miasta – uśmiecha się Piotr Borowski, łódzki reporter TVN24. Na jego biurku widoczna jest naklejka: "Jestem Menel, Łódź".
Jeżeli film Wajdy odniesie sukces, Łódź będzie mogła świętować drugiego Oscara w ciągu dwóch lat. W 2015 roku amerykańska Akademia Filmowa przyznała statuetkę filmowi "Ida", który wyprodukowało łódzkie studio Opus Film.
Sztuka poza polityką
Akcja filmu "Powidoki" rozgrywa się w latach 1948-1952. Bohaterem jest malarz Władysław Strzemiński (1893-1952), pionier awangardy w Polsce lat 20. i 30. XX w., teoretyk sztuki, pedagog w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi (obecnie ASP im. Strzemińskiego).
Nie pozwalając, by polityka wkraczała do jego twórczości, Strzemiński realizował własną drogę artystyczną, niezgodną z wytycznymi PZPR: "właściwy tor w sztuce to opisywać historyczny wysiłek narodu pod kierownictwem partii oraz istotę socjalistycznych przeobrażeń społecznych i cywilizacyjnych".
Andrzej Wajda podkreśla, że poprzez film "Powidoki" pragnie "przestrzec przed interwencją państwa w sprawy sztuki".
- Stoimy wobec próby ingerencji władzy w sztukę. Mówi się o tym, jak ma wyglądać sztuka narodowa, co jest tą sztuką, a co nią nie jest. Zrobiłem film o wydarzeniach z przeszłości, który mówi, że ingerowanie w sztukę to nie jest zadanie dla władzy - mówi nagrodzony Oscarem za całokształt twórczości reżyser.
Autor: bż/b / Źródło: TVN24 Łódź, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź