Byli w trakcie rozwodu. On, 41-latek, pokłócił się z żoną. A ona zadzwoniła po mężczyznę, z którym miała romans. Doszło do zbrodni, o którą oskarżeni zostali Marzena B. i Mariusz S. Ich proces właśnie się rozpoczął.
Mariusz S. na sali rozpraw nie przyznał się do winy i odmówił odpowiadania na pytania stron. Marzena B. też nie czuje się winna zabójstwa. Odpowiadała na pytania swojego obrońcy. Wtedy to stwierdziła, że dopuściła się nieudzielenia pomocy swojemu mężowi.
Oskarżonym grozi dożywocie. Proces jest poszlakowy, ale prokuratura zapewnia, że ma bardzo mocne dowody obciążające żonę ofiary i jej kochanka. To między innymi wyniki badań DNA oraz treści wiadomości SMS, które oskarżeni wymieniali.
Na pierwszej rozprawie obecni byli członkowie rodziny zabitego Mirona B.
- Sama nie wiem, jak zareaguję, jak ją zobaczę - mówiła przed wejściem na rozprawę Emilia Kozłowska, siostra ofiary.
Na sali rozpraw nie brakowało emocji. Oskarżona na widok swojej szwagierki i teściowej spuściła oczy i przez łzy powiedziała "przepraszam".
- Co nam po twoim przepraszam? Wiesz, co z tym przepraszam zrobimy? - odpowiedziały wyraźnie poruszone kobiety.
Zabójstwo
Prokuratura po śledztwie ustaliła, ze do zbrodni doszło wieczorem, 26 listopada 2017 roku. W mieszkaniu na jednym z osiedli w Łowiczu (woj. łódzkie) po raz kolejny doszło do kłótni. 41-latek od dawna nie potrafił porozumieć się z młodszą o dziewięć lat żoną.
- Toczyło się postępowanie rozwodowe. Kobieta już w tym czasie była związana z 38-latkiem - mówił w czasie śledztwa Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
To właśnie do nowego partnera zadzwoniła żona.
- Ten bardzo szybko pojawił się w miejscu jej zamieszkania - mówi prokurator.
Co działo się dalej? Z ustaleń śledztwa wynika, że 41-latek został rażony paralizatorem. Potem był bity i duszony.
- Jak wynika z protokołu posekcyjnego przyczyną śmierci było uduszenie - mówi Kopania.
Potem, według prokuratury, ciało zostało skrępowane taśmą klejącą, owinięte w kołdrę, zapakowane w worki foliowe i ściągnięte pasem transportowym.
- Po owinięciu w kołdrę zostało przeniesione do garażu i umieszczone w bagażniku należącego do kobiety opla. Oskarżony odjechał tym samochodem, aby ukryć zwłoki. Natomiast oskarżona dokładnie posprzątała mieszkanie, wytarła krew i inne ślady dokonanej zbrodni - opisuje Kopania.
Zaginiony
Siostra zamordowanego mężczyzny już następnego dnia zgłosiła zaginięcie na policji, ponieważ nie mogła się skontaktować z bratem.
Trzy dni później policja była już pewna, że mężczyzna został zabity we własnym domu, a w zbrodni swój udział musiała mieć żona. Kobieta została zatrzymana.
- Usłyszała zarzut zabójstwa i trafiła do aresztu - mówi Krzysztof Kopania.
Na tamtym etapie śledczy nie wiedzieli, gdzie może być drugi podejrzany. Wszystko wskazywało na to, że zdążył on już wyjechać za granicę. Nie było też wiadomo, gdzie są zwłoki.
Zatrzymany
Już dwa dni później (2 grudnia) zatrzymany został 38-latek. Okazało się, że wyjechał do Niemiec. Został zatrzymany na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania.
Do kolejnego przełomu doszło 6 stycznia zeszłego roku. Wtedy to policjanci dotarli do garażu przy ulicy Zygmuntowskiej w Łodzi.
- Okazało się, że garaż ten w dniu 27 listopada 2017 roku wynajęty został przez oskarżonego. Ofertę wynajmu znalazł w internecie - mówi Krzysztof Kopania.
W środku dokonano wstrząsającego odkrycia.
- Znaleziono zwłoki w stanie rozkładu. Były skrępowanie, zawinięte w kołdrę i folię oraz ściśnięte taśmą transportową - informuje prokurator.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź