Łódzki magistrat chce oczyścić miasto z ruder i sprzedać puste działki inwestorom. Do rozbiórki "kandyduje" 231 budynków. Co dziesiąty jest zabytkiem, ponad połowa wciąż jest zamieszkana, a większości nie obejmują plany miejscowe. - To jak wyprzedaż rodowych sreber - alarmują działacze społeczni.
Na przygotowanej przez miasto liście jest 231 budynków "zakwalifikowanych do wyłączenia z użytkowania". 110 z nich zostało już "opróżnionych" z lokatorów, bo od dawna są w stanie zagrażającym katastrofą. 7 zostanie zburzonych jeszcze w tym roku. Miasto ma na to - i na wyburzenie 12 budynków gospodarczych - 400 tysięcy złotych. Co będzie z resztą?
O losie każdej nieruchomości decydują wspólnie pracownicy biura architektonicznego miasta, wydziału budynków i lokali oraz biura ds. rewitalizacji i rozwoju zabudowy. - Względem 70 budynków już ustaliliśmy wstępny sposób dalszego postępowania. Wybieramy jedną z trzech opcji: rozbiórka, remont albo sprzedaż. 10 budynków zakwalifikowaliśmy do rozbiórki, ale te ustalenia mogą ulec zmianie - zastrzega Grzegorz Gawlik z łódzkiego magistratu.
23 budynki z listy 231 są zabytkami. Co stanie się z nimi? Urzędnicy zapewniają, że przyglądają się im "szczególnie dokładnie". - Chcemy, żeby wszystkie budynki zabytkowe zostały wyremontowane. Gdyby jednak któraś z nieruchomości została zbyta, nabywca nie będzie mógł dokonać rozbiórki - zapewnia Gawlik.
"Nie ma powodów do obaw"
Tyle, jeśli chodzi o budynki, w których nikt już nie mieszka. Dłużej na wyrok poczekają te, które wciąż mają lokatorów i dopiero będą wyłączane z użytkowania. Jest ich 121.
- Nie wiem, gdzie pójdę. Nie wyobrażam sobie przenosin. Poza tym nie rozumiem, dlaczego miasto uparło się na mój dom? Przecież są budynki w gorszym stanie - martwi się mieszkanka domu przy ul. Przybyszewskiego 77. Pani Irena (prosiła o zmianę imienia) jest jedną z czterech osób, które mają tu dom.
- Lokatorzy będą przeprowadzani do innych miejskich lokali, które są w lepszym stanie technicznym. To jednak musi trochę potrwać, ale nie ma powodów do obaw - zapewnia Gawlik. I dodaje: - Ci ludzie mieszkają w domach, które nie grożą zawaleniem.
Nie chce jednak powiedzieć, według jakiego klucza będą przyznawane lokale, ani czy starczy ich dla wszystkich. - Do każdego przypadku będziemy podchodzić indywidualnie - zapewnia ratusz.
Wyprzedaż bez planu
Plany miasta wzbudzają kontrowersje nie tylko wśród mieszkańców wytypowanych budynków. Projekt krytykują także działacze społeczni.
- Oczyszczenie miasta z ruder to krok w dobrym kierunku. Problem w tym, że miasto przystępuje do niego kompletnie nieprzygotowane - uważa Mariusz Wasilewski z organizacji opiekującej się łódzkimi zabytkami. Jego zdaniem, działki powinny zostać najpierw objęte miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Tymczasem z 19 budynków przeznaczonych do rozbiórki w tym roku, planami objęte są tylko dwa - oba gospodarcze.
Zdecydowana większość budynków z miejskiej listy stoi tam, gdzie nie ma obowiązującego planu. Urzędnicy do tej pory ustalili, jak ma wyglądać zabudowa tylko w kilku miejscach - głównie poza centrum. Obecnie zdecydowana większość śródmieścia to rejon, dla którego plan zagospodarowania jest dopiero opracowywany. Oprócz tego, miasto wyłącza budynki w rejonach, które nawet nie przystąpiły do opracowania planu - tak jest np. na Limanowskiego, gdzie pustych już stoi 5 budynków, a 6 kolejnych ma być "opróżnionych".
Brak planu oznacza, że nabywca działki będzie mógł na niej postawić to, co mu się spodoba. - Miasto rezygnuje ze spójnej zabudowy. Będą mogły powstawać masowo markety czy bloki, które nijak mają się do historycznej zabudowy w centrum - alarmuje Wasilewski. I dodaje: - Zastanawia też fakt, że miasto, zamiast dobrze przygotować się do "sprzątania", od razu wypuszcza buldożery.
"Łatwiej ściągnąć inwestorów"
Magistrat nie ukrywa ani celu swoich działań, ani tego, dlaczego skupia się na burzeniu, a nie na planowaniu.
- Do działek bez straszących pustostanów łatwiej przyciągnąć inwestorów - tłumaczyła niedawno na spotkaniu z dziennikarzami Agnieszka Nowak, wiceprezydent Łodzi.
- Chcemy zamknąć proces usuwania nienadających się do użytkowania budynków nie w kilkunastu, ale kilku latach - zapowiada z kolei Andrzej Chojnacki, zastępca dyrektora wydziału budynków i lokali.
Taką politykę krytykuje Tomasz Błeszyński, ekspert rynku nieruchomości. - Na początku magistrat zarobi, ale w przyszłości będziemy musieli poradzić sobie z dyktatem inwestorów - ostrzega i dodaje, że atrakcyjne działki w centrum to "rodowe srebra" Łodzi. Tymczasem w mieście są inne, puste działki, które od lat czekają na sprzedaż.
Zdaniem Błeszyńskiego, pośpieszne burzenie też nie ma uzasadnienia. - Dla poważnego inwestora wyburzenie rudery nie jest wielkim problemem. Działanie miasta to marketing, a nie biznes.
Urzędnicy odbijają piłeczkę. Podkreślają, że nie chodzi o zysk, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo. - W miejskim zarządzie jest około 3 tysięcy gmachów. Wybraliśmy te w najgorszym stanie i stworzyliśmy listę tych, którymi po prostu trzeba się zająć - przekonuje Gawlik. I dodaje: - W opuszczonych budynkach, w których przebywały osoby postronne, dochodziło do zawaleń czy pożarów. Wyburzenie może zapobiec podobnym przypadkom.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź