Sąd Okręgowy w Łodzi skazał nieprawomocnie Grzegorza Łuczaka za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która w 2015 roku ukradła blisko osiem milionów złotych. Skazany w czwartek mężczyzna po kradzieży zniknął i ukrywał się za granicą. - Jako były policjant doskonale mylił tropy, wielu myślało, że już nie żyje - opowiadali "łowcy głów", czyli policjanci specjalnej jednostki poznańskiej policji.
Grzegorz Łuczak (zgodził się na pokazywanie wizerunku i podawanie danych osobowych) ma spędzić w więzieniu 8 lat. W poczet kary sąd zaliczył mu okres spędzony w areszcie: od 15 listopada 2017 roku.
Skazany ma też zapłacić grzywnę w wysokości 20 tysięcy złotych. Został też zobowiązany do naprawienia szkody: na rzecz okradzionego banku ma wpłacić 2 miliony 800 tysięcy złotych, okradzionej firmie ochroniarskiej ma oddać 9 tysięcy złotych,, a Skarbowi Państwa - 8 tysięcy złotych.
Wyrok nie jest prawomocny.
"Duch" skazany
Łuczak w 2015 roku był wiceprezesem firmy ochroniarskiej Servo. Zniknął bez śladu we wrześniu 2015 roku. Ukrywał się na tyle skutecznie, że wiele osób badających sprawę poważnie brało pod uwagę, że nie żyje.
Prawda jednak była taka, że ścigany ukrywał się na Ukrainie. Szukający go "łowcy głów", czyli funkcjonariusze specjalnej jednostki poznańskiej policji, podkreślają, że był bardzo trudnym przeciwnikiem.
- Świadomie wprowadzał nas w błąd. Wysyłał fałszywe tropy. Nam udało się jednak ustalić, że przekroczył granicę z Ukrainą. Posługiwał się wtedy fałszywymi danymi - opowiada tvn24.pl jeden z "łowców".
Łuczak mieszkał na Ukrainie w wynajmowanym mieszkaniu. Zatrzymali go 2017 roku ukraińscy policjanci. Był zaskoczony, nie stawiał oporu. Po ekstradycji prokuratura oskarżyła go o "udział w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu popełnienie przestępstwa przywłaszczenia w dniu 10 lipca 2015 r. w Swarzędzu, wspólnie i w porozumieniu z czterema innymi osobami, pieniędzy w kwocie 7 mln 700 tys. zł, stanowiących mienie znacznej wartości oraz innego mienia na szkodę banku PKO BP".
Kluczowe zeznania
W zeszłym tygodniu sąd wysłuchał mów końcowych. Autor aktu oskarżenia, prokurator Łukasz Biela domagał się siedmiu lat więzienia dla Łuczaka. Wskazywał, że "wyrok musi być surowy i sprawiedliwy". W swoim finalnym wystąpieniu przed Sądem Okręgowym w Łodzi podkreślał, że do ustalenia prawdziwej roli byłego wiceprezesa "Servo" przyczyniły się zeznania innego ze skazanych, Adama K.
- To on wskazał rolę Grzegorza Łuczaka, wskazał go jako pomysłodawcę kradzieży. To oni dwaj zostali nagrani przez monitoring w łódzkim sklepie, kiedy kupowali telefony, które potem wykorzystano w czasie akcji – mówił Biela.
Wskazywał, że Łuczak ukrywał się za granicą. Po tym, jak wpadł, składał - w opinii prokuratora - wyjaśnienia pasujące do ustaleń ujawnionych publicznie podczas procesu jego kompanów.
- Wyjaśnienia były złożone w momencie, kiedy w gąszcz nieprawdy wmieszane zostały prawdziwe aspekty. Gdyby Łuczak wpadł wcześniej, jego tłumaczenia wyglądałyby zupełnie inaczej – mówił prokurator.
Z kolei mecenas Jarosław Masłowski, obrońca Łuczaka wskazywał, że jego rola jako obrońcy jest "niewykonalna". Dlaczego? Bo, jak tłumaczył prawnik w mowie końcowej, narracja prokuratury została oparta o wiedzę pozyskaną przez prokuraturę od Adama K., który już - jako osoba współpracująca ze śledczymi - wyszedł zza krat.
Ostatni ze skazanych
Akt oskarżenia w tej sprawie pierwotnie był skierowany przez śledczych do Sądu Okręgowego w Poznaniu. Tamtejsi sędziowie złożyli jednak wniosek o przekazanie sprawy do Łodzi. Sąd Apelacyjny w Poznaniu przychylił się do tego stanowiska.
Rzeczniczka Sądu Apelacyjnego w Poznaniu sędzia Elżbieta Fijałkowska tłumaczyła, że "na taką decyzję miała wpływ ekonomika procesowa". - Z 24 świadków, zawnioskowanych do bezpośredniego przesłuchania w sądzie, 21 zamieszkuje na terenie województwa łódzkiego – podkreśliła.
Postępowanie w sprawie skoku stulecia prowadziła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu, która już w sierpniu 2016 roku skierowała (także początkowo do Sądu Okręgowego w Poznaniu) akt oskarżenia przeciwko sześciu osobom biorącym udział w tym przestępstwie. Ponieważ Grzegorz Łuczak ukrywał się, jego sprawa została wyłączona do odrębnego postępowania.
Prawomocnie skazane za skok z 2015 roku jest sześć osób. Cztery z nich za udział w zorganizowanej grupie przestępczej i przywłaszczenie mienia o znacznej wartości. Byli to Dariusz D. i Adam K., u którego miało dojść do podziału łupu, Marek K., który miał brać udział w opracowaniu planu napadu i ubezpieczać przewożenie pieniędzy, oraz konwojent Krzysztof W.
Ten ostatni, przygotowując się do akcji, zmienił wygląd: ogolił głowę i zapuścił brodę, zażywał też środki, które sprawiły, że przybrał na wadze. Zatrudniając się w firmie ochroniarskiej, podał fałszywe dane osobowe. Dwie pozostałe osoby, tj. Agnieszka K. i Wojciech M., miały pomagać w ukryciu zrabowanych pieniędzy i wpłacić na założone konto w jednym z banków 250 tys. zł. Pieniądze miał im dać Adam K.
Wyrok w tej sprawie Sąd Okręgowy w Łodzi wydał w lipcu 2017 roku. Uznał oskarżonych za winnych przywłaszczenia ostatecznie ponad 7,7 mln zł i skazał b. konwojenta Krzysztofa W. na 8 lat i 2 miesiące więzienia, Marka K. na 7 lat pozbawienia wolności, Adama K. na 6 lat i 2 miesięcy więzienia, a Dariusza D. – na 6 lat pozbawienia wolności. Oskarżeni ukarani zostali również m.in. grzywnami w wysokości od 5 do 15 tys. zł. Sąd nakazał im także solidarnie naprawić szkodę. Wyrok w tej sprawie jest już prawomocny.
Adam K. i Dariusz D. w tym roku opuścili celę po odsiedzeniu 3,5 roku więzienia. Dlaczego? Bo Sąd Najwyższy uwzględnił kasację obrony, która wskazywała, że skazani - jako osoby współpracujące ze śledczymi - powinny mieć orzeczone nadzwyczajne złagodzenie kary.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Poznaniu