Po dziesięciu latach zażywania doustnej antykoncepcji szansa na niechciane dziecko wynosi 69 procent - donoszą autorzy broszury, która jest rozdawana na zajęciach w poradni rodzinnej przy jednej z łódzkich parafii, gdzie para ma przygotować się do zawarcia małżeństwa. Dalej przeczytać można, że unikanie zajście w ciążę jest jak ideologia, która "zwiększa tolerancję na zabijanie dzieci w łonach matek". - To manipulacja, skansen i quasi-nauka - komentuje profesor Zbigniew Lew-Starowicz. Archidiecezja tłumaczy, że broszura nie jest narzucona odgórnie.
Anna i Adam są narzeczeństwem. Kiedy pojawili się w kancelarii kościoła, w którym w sierpniu mają mieć ślub, dowiedzieli się, że muszą iść na zajęcia do poradni rodzinnej. - Wyszukałem w internecie, gdzie są zajęcia najbliżej naszego domu. I tak trafiliśmy na zajęcia organizowane w parafii Najświętszego Serca Jezusowego na łódzkiej Retkini - opowiada Adam. Zajęcia - jak usłyszała para - mogły zakończyć się po trzech albo dwóch zajęciach.
- Wybraliśmy opcję krótszą. Zajęcia prowadziła miła pani, która przy pierwszym spotkaniu przekazała nam materiały, z którymi mieliśmy się zapoznać i omówić podczas kolejnego spotkania. Wśród trzech broszur była ta, która od razu zwróciła naszą uwagę, zatytułowana "Lekceważone zagrożenie, czyli dlaczego antykoncepcja niszczy małżeństwo" - mówi Anna.
"Mentalność antykoncepcyjna"
Broszura ta została przygotowana przez fundację "Głos dla Życia". Autorzy twierdzą, że akceptacja antykoncepcji doprowadziła do powstania "mentalności antykoncepcyjnej", która "posiada wszelkie cechy ideologii".
Zobacz też: Homofobiczna lekcja religii
Według nich, używanie antykoncepcji doprowadza nie tylko do "przewartościowania podstawowych pojęć" (miłość ma być mylona z "rozpustą"), ale też zmniejsza wrażliwość na "rozwiązłość seksualną, pornografię czy zboczenia seksualne". Ma też niszczyć relacje między małżonkami, bo - jak czytamy - sprawia, że miłość "mylona jest z rozpustą", seks jest "środkiem zaspokojenia fizycznego", dziecko "efektem ubocznym", a "osoba ukochana" sprowadzona jest do "obiektu do zaspokajania pragnienia".
Jednym z przejawów tej "mentalności" ma być też "tolerancja dla zabijania dzieci w łonach matek".
Antykoncepcja i aborcja
- Spodziewaliśmy się, że w przekazanych materiałach znajdzie się sporo fragmentów deprecjonujących osoby, które sięgają po antykoncepcję - mówi Adam.
- Dużo bardziej jednak zaskoczyły dane, na które powołują się autorzy - dodaje Anna.
Na dziesiątej stronie broszury jest rozdział pod tytułem "Antykoncepcja a aborcja", w którym autorzy łączą antykoncepcję i aborcję. Przekonują, że zabezpieczanie się przed zajściem w ciążę prowadzi do "przerażającej liczby aborcji".
"Ludzie naiwnie wierzą propagandzie o skutecznym planowaniu rodziny przy zastosowaniu różnych środków antykoncepcyjnych" - piszą autorzy.
Dlaczego "naiwnie"? Bo - jak czytamy dalej - "skuteczność antykoncepcji jest ograniczona". Poniżej znajduje się wykres, z którego można wyczytać, jak rzekomo spada skuteczność antykoncepcji doustnej wraz z czasem. I tak, ryzyko zajścia w ciążę w pierwszym półroczu ma wynosić 5 procent, a w dziesiątym - już 69 procent. Autorzy posiłkują się danymi, które miały zostać przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych i odsyłają do literatury przedmiotu z 2001 roku.
Dalej można przeczytać, że - według autorów - skuteczność antykoncepcji wymaga "głębszej ingerencji w organizm kobiety, niszcząc jej zdrowie". Źródło? "Doświadczenie i zdrowy rozsądek" - zaznaczają autorzy.
Czytaj też: Arcybiskup Jędraszewski: chcą doprowadzić świat do samozagłady w imię jakichś dziwnych ideologii
Dodają, że kolejne generacje tabletek antykoncepcyjnych "w coraz większym stopniu" mają działanie wczesnoporonne.
"Stosujące je, ryzykujesz pozbawienie życia swojego, już poczętego, dziecka!" - ostrzega fundacja "Głos dla Życia".
"Zohydzanie" i "pseudonauka"
O treści zawarte w broszurze zapytaliśmy profesora Zbigniewa Lwa-Starowicza. W pierwszej kolejności ekspert rozprawił się z informacjami przekazywanymi przez autorów. Zaczyna od rzekomego szkodliwego wpływu antykoncepcji hormonalnej na zdrowie kobiety.
- Prawda jest taka, że daje u części kobiet bardzo dobre efekty, otwiera je na zainteresowanie seksem, który mogą uprawiać bez lęku. A to dobrze wpływa na jakość relacji między partnerami, na ich bliskość. Czyli jest odwrotnie, niż twierdzą autorzy - mówi seksuolog.
Zaznacza, że nie zna badań, które pozwoliły autorom na przekonywanie, że wraz z długotrwałym używaniem antykoncepcji hormonalnej spada jej skuteczność.
- Mamy do czynienia z pseudonauką. Próbą zohydzenia antykoncepcji, seksu jako takiego, co samo w sobie jest szkodliwe dla relacji między partnerami. Można odnieść wrażenie, że autorzy podobnych publikacji zdali sobie sprawę, że dogmatyczne nakazy już nie działają, dlatego politykę prowadzoną przez Kościół próbują ubierać w argumenty quasi-naukowe. Całość jest niczym innym, jak manipulacją, skansenem i ściemą - mówi profesor Lew-Starowicz.
Kiedy pytamy, na ile takie działanie jest szkodliwe, ekspert wzrusza ramionami:
- Tak grubo ciosane manipulacje można bardzo łatwo zdemaskować. Jestem przekonany, że zdecydowana większość odbiorców takich ulotek uśmiechnie się litościwie do treści tam zawartych - odpowiada profesor.
Wysadzanie fundamentów
Sławomir Wołczyński, kierownik Kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, jest jednak już mniej wyrozumiały:
- To, co znajduje się w tej ulotce, to próba robienia polityki kosztem prawdy. Autorzy broszury publikują informacje, które nijak się mają do prawdy. Trudno w ogóle omawiać coś, co u swoich podstaw ma sianie dezinformacji, wprowadzanie w błąd i osiąganie przez to określonych celów - mówi prof. Wołczyński.
Podkreśla, że taka forma informowania o antykoncepcji jest szkodliwa.
- Nie, długotrwałe używanie tabletek antykoncepcyjnych nie sprawia, że ryzyko nieplanowanej ciąży rośnie. Nie, antykoncepcja to coś innego niż aborcja. Nie, antykoncepcja nie dewastuje zdrowia kobiety, w rzeczywistości to jedno z największych osiągnięć nauki zeszłego stulecia - mówi ekspert.
Zaznacza, że nie chce polemizować ze stanowiskiem Kościoła, który tak, a nie inaczej podchodzi do kwestii antykoncepcji.
- Boli mnie jednak to, że podczas nauk przedmałżeńskich używa się fałszu i manipulacji. To wysadzanie fundamentów wiedzy o zdrowym i bezpiecznym seksie - kończy rozmówca tvn24.pl.
Przymusu nie ma
Skontaktowaliśmy się z fundacją "Głos dla Życia". Usłyszeliśmy, że na temat broszury nikt z nami nie będzie rozmawiał, bo do połowy lipca na urlopie jest osoba uprawniona do rozmowy z mediami.
Na temat sposobu przeprowadzania nauk przedmałżeńskich w parafii na łódzkiej Retkini udało nam się porozmawiać z księdzem Wiesławem Kamińskim, przewodniczącym wydziału duszpasterstwa w Archidiecezji Łódzkiej.
- Zaznaczam, że nie we wszystkich parafiach używane są te materiały. Pod tym względem pozostawiamy wolną rękę osobom, które prowadzą kursy przedmałżeńskie - zaznaczył duchowny.
Dodał, że - jego zdaniem - zajęcia nie powinny skupiać się na kwestiach związanych z seksualnością. Podkreślił, że idea zajęć sprowadza się do najważniejszych kwestii związanych z dojrzałością emocjonalną i psychiczną ludzi, którzy decydują się razem spędzić życie.
- Chodzi o zrozumienie sakramentu małżeństwa. Z broszurą, o którą pan mnie pyta, nie mogłem się zapoznać, ale sam jej tytuł może sugerować, że podchodzi konfrontacyjnie do wielu kwestii, które mogą przyćmić idee kursów - odpowiada duchowny.
***
Anna i Adam zapytali prowadzącą nauki przedmałżeńskie o swoje wątpliwości dotyczące treści zawartych w otrzymanej broszurze.
- W odpowiedzi najpierw poproszono nas o wskazanie badań naukowych, które przeczą informacjom zawartym w publikacji. Kiedy ciągnęliśmy temat, usłyszeliśmy, że prowadząca zajęcia "nie wczytywała się tak" w jej treść - opowiada Adam.
- Usłyszeliśmy, że nie każdy musi żyć zgodnie z naukami kościelnymi, że są ludzie, którzy decydują się na życie w grzechu - dodaje Anna.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl