Dwaj konwojenci mieli tylko jedno zadanie - przywieźć skazańca do sądu w Łowiczu (woj. łódzkie), a po rozprawie odstawić do więzienia. 25-latek im jednak uciekł mimo skutych kajdankami rąk. Wszystko nagrały kamery. Kara – w postaci nagany – spotkała tylko jednego z policjantów - To żenada - mówią wprost ich koledzy ze służby.
Zazwyczaj głównym wrogiem konwojenta jest nuda. Jego kariera często ogranicza się do pilnowania dowożonych przestępców. I czekaniu - na próbę ucieczki. Zazwyczaj do "akcji" nie dochodzi przez cały staż pracy w policji.
W przypadku dwóch młodych konwojentów z Radomia było inaczej. Na początku grudnia ubiegłego roku "opiekowali się" 25-letnim skazańcem. Miał złożyć zeznania w łowickim sądzie (woj. łódzkie), a potem wrócić do więzienia w Płocku, gdzie odsiadywał wyrok za kradzieże.
Dotarliśmy do nagrania z kamer zainstalowanych pod gmachem sądu. Widać na nich, jak już po rozprawie skuty kajdankami Marcin W. wychodzi z sądu. Po chwili biegnie już przez podwórko i wybiega na ulicę. Bezskutecznie próbują go gonić radomscy konwojenci.
Więzień pod sąd, konwojent z naganą
Skazaniec przebiegł przez ulicę i (mimo skrępowanych rąk) przeskoczył przez murek, by po chwili zniknąć między blokami. Świetnie zna okolice, w końcu wychował się w Łowiczu. Konwojenci są bezradni. Po kilku chwilach rozpoczyna się policyjna obława. Skazaniec trafia w ręce funkcjonariuszy dopiero po tygodniu. Za ucieczkę grozi mu do dwóch lat więzienia. Proces w jego sprawie rozpoczął się w tym tygodniu w łowickim sądzie.
Jego ucieczka oznaczała poważne problemy dla radomskich konwojentów. Po policyjnym, wewnętrznym postępowaniu ustalono, że dopuścili się licznych nieprawidłowości.
- Nieprawidłowo nadzorowali więźnia, konwój był źle zorganizowany a funkcjonariusze nie wiedzieli na przykład o uszkodzonej bramie w sądzie - mówi kom. Alicja Śledziona, rzecznik radomskiej policji.
Błędy mieli popełnić trzej funkcjonariusze - dowódca konwoju, pomagający mu konwojent i policjant odprawiający patrol. Kara, w postaci nagany została nałożona tylko na tego pierwszego. Względem dwóch innych odstąpiono od kary.
Policjanci dalej odwożą więźniów - ukarany policjant w określonym czasie nie będzie mógł liczyć na premie.
"Żenada, nie ma się co dziwić"
Dużo ostrzej całe zajście ocenia podinsp. Krzysztof Jagiełło ze związku zawodowego policjantów w Łodzi. Tłumaczy, że konwojenci nie tylko narazili bezpieczeństwo mieszkańców, ale też wygenerowali koszty przeprowadzania obławy. W jej trakcie - zdaniem naszego rozmówcy - od obowiązków musieli być oderwani inni funkcjonariusze.
- To po prostu żenada. Ale ociężałość i bezradność konwojentów mnie nie dziwi. Ćwiczenia sprawnościowe funkcjonariuszy to obecnie fikcja - komentuje rozmówca tvn24.pl.
Wyjaśnia, że łódzcy związkowcy już w 2013 roku alarmowali Komendę Główną, że policjanci nie mają, gdzie ćwiczyć.
- Dopiero zaczęła się druga połowa roku, a w naszej kasie już są pustki. Nie ma środków, żeby na przykład wynająć salę gimnastyczną w szkole podstawowej i zadbać o sprawność policjantów - opowiada Jagiełło.
Dodaje, że policjanci "jakoś" przechodzą testy sprawnościowe. Ale nie są przygotowani do prawdziwych zadań.
- Konwojenci powinni mieć wyrobiony odruch zatrzymania zbiega. Powinni być w stałej gotowości. A nie są - kwituje.
Związkowcy twierdzą, że Komenda Główna Policji, której zwrócili uwagę na braki obcięła narzekającym funkcjonariuszom część premii.
- To taka "nagroda", że mówimy głośno o problemach - kończy nasz rozmówca.
Poprosiliśmy KGP o komentarz do tych słów. Kiedy dostaniemy odpowiedź - opublikujemy ją w tym tekście.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź