Prokuratura zabezpieczyła nagranie z monitoringu, na którym widać moment zdarzenia z udziałem prezydenta Sieradza (woj. łódzkie). Mężczyzna potrącił 79-letnią kobietę i odjechał z miejsca zdarzenia. Policja ukarała go jedynie 300-złotowym mandatem. Ta decyzja jest teraz sprawdzana, między innymi przez prokuraturę.
24 marca ktoś potrącił kobietę i odjechał z miejsca zdarzenia, nie udzielając jej pomocy. Policjanci na podstawie nagrania z kamery monitoringu ustalili właściciela pojazdu. Jak się okazało, za kółkiem tego dnia siedział prezydent Sieradza, samorządowiec popierany przez PiS.
Sprawa zakończyła się dla niego mandatem w wysokości 300 złotych. I to właśnie ta kara wzbudziła powszechne oburzenie m.in. polityków z opozycji.
"Sorry, ale nie wierzę"
- Co to za państwo, w którym prezydent miasta, który startuje z poparciem PiS, może wjechać w staruszkę, może uciec z miejsca zdarzenia, może nie udzielić pomocy i dostać za to 300 złotowy mandat? - mówił w "Faktach po Faktach" Cezary Tomczyk (PO).
"Sorry, ale nie wierzę, aby kierowca tego samochodu nie zauważył, że na masce przewiózł staruszkę" - pisał na Twitterze Roman Giertych.
Jest kontrola
Teraz do tych zarzutów odniosła się policja. Jak poinformowała Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, "policjant prowadzący postępowanie wykonywał czynności zgodnie z przepisami określonymi w kodeksie postępowania w sprawach o wykroczenie, kodeksie wykroczeń i ustawy prawo o ruchu drogowym".
Mimo to sprawie przyglądają się ponownie. - W związku z doniesieniami medialnymi oraz wątpliwościami. Co do kwalifikacji prawnej zdarzenia czynności kontrolne w tej sprawie prowadzi Wydział Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi pod nadzorem Biura Kontroli Komendy Głównej Policji. Ponadto materiały postępowania w sprawie o wykroczenie w całości zostały przekazane prokuraturze celem dokonania niezależnej, bezstronnej oceny postępowania policjantów w tej sprawie - przekazuje Kącka.
Prokuratura bada teraz czy w przypadku potrącenia kobiety możemy mówić o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa wypadku.
- Na tę chwilę ustalamy czy są jakiekolwiek wątpliwości co do zakwalifikowania tego zdarzenia, jako wykroczenia. Czy są jakiekolwiek elementy, które wskazywałyby na to, że jednak mamy do czynienia z wypadkiem - mówi Jolanta Szkilnik, rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.
Jak dodaje, na przeprowadzenie postępowania mają dwa miesiące. - Jeśli byłoby konieczne przeprowadzenie innych czynności, to może być przedłużone - wyjaśnia.
Nie zapamiętała szczegółów
Do zdarzenia doszło 24 marca przy ul. Jana Pawła II w Sieradzu. 79-latka z Sieradza, szła na poranną mszę do kościoła. Przechodziła przez parking galerii handlowej. Tam potrącił ją samochód "ciemnego koloru".
Jak podaje policja, kobieta nie była w stanie podać innych bliższych danych. Kierujący nie zatrzymał się, natomiast sama poszkodowana po tym zdarzeniu poszła do kościoła, a następnie po mszy wróciła do domu, gdzie o zdarzeniu opowiedziała córce, która zdecydowała o zgłoszeniu tego faktu. Poszkodowana nie korzystała z pomocy lekarskiej.
Na parkingu przed sieradzkim centrum handlowym pojawił się patrol policji. Funkcjonariuszom nie udało się zabezpieczyć żadnych śladów, które pozwoliłyby na identyfikację kierowcy - nie było ani szkła, ani oderwanych elementów karoserii. Zauważyli za to, że parking jest monitorowany. Problem był taki, że - ponieważ była to niedziela niehandlowa - po zapis z kamer musieli udać się do galerii dopiero następnego dnia. Na nagraniu było widać czarną toyotę na łódzkich tablicach rejestracyjnych.
Po kilku tygodniach ustalili właściciela
Okazało się, że jest to pojazd leasingowany. Po kilku tygodniach policji udało się ustalić użytkowniczkę auta. Wezwali kobietę, ale zamiast niej na komendzie pojawił się prezydent Sieradza Paweł Osiewała, który - jak twierdzi - tego dnia kierował autem. Samorządowiec miał być zaskoczony całą sytuacją.
- Dopiero na komendzie dowiedziałem się, co się stało. Policjanci uświadomili mi, co wydarzyło się na parkingu. Ja tej kobiety po prostu nie widziałem - zapewniał.
Tłumaczył przy tym, że "świeciło ostre słońce, a on ma wadę wzroku". Do teraz zresztą jest przekonany, że nie tyle uderzył kobietę, co po prostu "przejechał bardzo blisko niej".
- Przecież bym wysiadł, pomógł - przekonywał.
Skończyło się na mandacie
Tyle że zapewnienia prezydenta nie tylko nie pasują do ustaleń policji, ale też do tego, co o zdarzeniu mówili członkowie rodziny poszkodowanej w rozmowie z redakcją tvn24.pl.
- Po zdarzeniu przeniosła się do córki, bo przez miesiąc nie była w stanie normalnie funkcjonować. Miała opuchniętą nogę - opowiada nam osoba, która nie zgodziła się na podanie swoich danych.
Sama poszkodowana - jak przekazały jej córki - nie chce rozmawiać z mediami i uważa sprawę za zakończoną.
Policja zakwalifikowała całe zdarzenie jako wykroczenie, bo - jak tłumaczył rzecznik sieradzkiej komendy - obrażenia 79-latki nie wpłynęły na jej zdrowie dłużej niż siedem dni.
- Ostatecznie funkcjonariusz prowadzący postępowanie zakwalifikował całe zajście jako niezachowanie należytej ostrożności przez prowadzącego pojazd. Ukarał kierującego mandatem 300 złotych, a ten mandat przyjął - tłumaczył asp. sztab. Paweł Chojnowski z sieradzkiej policji.
Jak przypomina łódzka policja, odjazd z miejsca kolizji nie podlega penalizacji.
Tadeusz Wolfowicz, warszawski adwokat specjalizujący się w wypadkach komunikacyjnych, przyznaje, że policja w tym wypadku policja "była w sposób niespotykany wręcz wyrozumiała".
- Funkcjonariusze mogli skierować sprawę do sądu. Co ważne, właśnie tak zazwyczaj dzieje się w przypadku osób, które nie udzieliły pomocy - komentował mec. Wolfowicz.
Autor: FC/gp / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź