Straż miejska w Pabianicach przed sklep z używkami postawiła karawan - po to, żeby odstraszyć potencjalnych klientów. Ale przy okazji władze miasta alarmują, że walka z dopalaczami stoi w martwym punkcie.
Akcja w Pabianicach ma wystraszyć ewentualnych klientów. I - jak twierdzą strażnicy miejscy, którzy kilka metrów dalej rozdają ulotki mówiące o szkodliwości dopalaczy – ich praca przynosi dobre efekty.
- Od kiedy tu się ustawiliśmy, do środka weszły tylko dwie osoby - mówią przed kamerą TVN24 funkcjonariusze.
Władze miasta tłumaczą, że w akcji chodzi o proste skojarzenia. Bo karawan kojarzy się ze śmiercią, a dopalacze zabijają.
"Błaganie o pomoc"
Strażnikom kibicują mieszkańcy, którzy żyją w okolicach pabianickiego sklepu z dopalaczami.
- Mamy nadzieję, że to otworzy młodym ludziom oczy. Fajne, żeby to uciążliwe sąsiedztwo zniknęło - kręcą głowami.
Prezydent Pabianic, Grzegorz Mackiewicz podkreśla, że wojna z dopalaczami powinna wreszcie się skończyć. Ale nie uda się to bez zmiany prawa.
- My już nie mamy nawet siły prosić o pomoc. My błagamy, żeby ktoś się sprawą zajął na poważnie - mówi Grzegorz Mackiewicz, prezydent Pabianic.
Dopalacze? Łatwizna
Jak wynika z opublikowanego dzisiaj portu Regionalnego Centrum Polityki Społecznej w Łodzi, młodzi ludzie nie mają problemu z dostępem do dopalaczy.
We wszystkich badanych grupach znacząco zmniejszył się odsetek młodzieży sięgającej po dopalacze, chociaż aż 33 proc. gimnazjalistów i niemal 40 proc. licealistów uważa, że są one łatwo dostępne - szczególnie w miastach. Spadek zainteresowania dopalaczami widoczny jest zwłaszcza wśród uczniów szkół ponadgimnazjalnych - odsetek dziewcząt, które użyły ich przynajmniej raz w życiu spadł z 25,5 proc. do 7,7, natomiast w grupie chłopców z 29,9 proc. do 13 proc.
Autor: bż/sk / Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź