Najpierw wyciągnęli je za włosy z mieszkania. - Potem oblali nas benzyną, jeden z nich krzyknął "gińcie, suki" i podpalił - tyle Ewa pamięta z zeszłorocznego ataku na nią i jej matkę Teresę. Dwaj oskarżeni o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa mieli usłyszeć wyrok, ale niespodziewanie sąd na nowo otworzył proces.
- Teresa w kółko miała z czymś problem. Że dzieciaki za głośno, że goście przyszli. No nienormalna. Ja uważam, że to była patologia – to wersja Moniki, siostry jednego z oskarżonych, która nie znosiła swojej sąsiadki z naprzeciwka. Z wzajemnością.
Wersji Teresy nie poznamy. 14 sierpnia 2016 roku została podpalona żywcem. Nie przeżyła. Prokuratura nie ma wątpliwości, że za morderstwem stoi brat Moniki i jej wujek.
- Normalni faceci. Zrobili głupotę i powinni za nią zapłacić. No, ale nie powinni dostać dożywocia. Bo ta druga przecież przeżyła, nie? - pyta siostra jednego z oskarżonych.
Ta druga to Ewa - córka zamordowanej. Prokuratura ustaliła, że również miała spłonąć. Bo – jak czytamy w akcie oskarżenia - 29-letni Krzysiek i 49-letni Rysiek ją też oblali benzyną. Ale Ewa zdążyła uciec, zanim zajęła się ogniem.
Oskarżeni mieli usłyszeć wyrok we wtorek za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i usiłowanie zabójstwa. Mieli, ale nie usłyszeli. Bo zamiast go odczytać, przewodnicząca składu sędziowskiego na nowo otworzyła przewód sądowy. Zapowiedziała między innymi dopuszczenie nowych dowodów i przesłuchanie kolejnych świadków - w tym po raz kolejny - Ewy.
- Jest to niezbędne, żeby w pełni wyjaśnić tę tragedię - podkreśliła sędzia Ewa Kabzińska. Rozprawa została odroczona do 11 grudnia.
Spalona żywcem
Tragedia wydarzyła się w Aleksandrowie Łódzkim. W ostatnim dniu życia Teresa ugotowała obiad. Spakowała jedzenie w garnki i poszła do córki - mieszkającej raptem kilkaset metrów dalej. U córki jest spokojnie - mieszka w schludnym bloku. Nie narzeka na to, że ktoś obok niej co chwila organizuje libację. A Teresa narzekała od lat.
- Wspólnie świętowaliśmy urodziny. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy - mówi zięć zmarłej.
Teresa do swojego domu wróciła wieczorem. Córka i wnuk pomagali jej przynieść garnki, w których wcześniej zaniosła obiad. Przed wejściem do mieszkania spotkali Krzyśka i Ryśka. Doszło do awantury. Dlaczego? Ktoś kogoś obraził - jedni zrzucają na drugich. Przyjechała policja. Uspokoiło się.
Wszyscy rozeszli się do domów. Tylko córka Teresy została w mieszkaniu matki. I to jej relacja była dla prokuratury najbardziej prawdopodobna.
Córka Teresy opowiada, że kiedy policja odjechała, do domu matki przyszła kobieta „od tamtych”.
- Wyciągnęła mamę na podwórko za włosy. Biła ją i krzyczała, że to przez nią przyjechała policja - opowiadała prokuratorom. I że odciągała agresywną kobietę od matki.
- Wróciłyśmy do mieszkania. Też dostałam, zaczęła lecieć mi krew. Miałam całą brudną bluzkę, więc ją zdjęłam - wspomina.
Zostawiły otwarte drzwi.
- Oni weszli do środka. Jeden złapał mnie za włosy, drugi wyciągnął mamę. Przewrócili nas na korytarzu. Jeden z nich zaczął nas czymś polewać. Usłyszałam "gińcie, suki" i poczułam benzynę – zeznała córka Teresy.
W akcie oskarżenia czytamy, że Ryszard D. oblał obie leżące na podłodze kobiety benzyną, którą kupił chwilę wcześniej na stacji benzynowej. Krzysztof C. podpalił Teresę.
- Udało mi się wstać. Nie zajęłam się ogniem. Tamci patrzyli, jak moja mama płonie. Próbowałam ją gasić, ale ona krzyknęła, żebym uciekała - tak swoją wersję w czasie procesu przedstawiła córka zabitej 59-latki.
Pobiegła do mieszkania. Powiedziała mężowi, co się stało. Ten zadzwonił po policję, straż pożarną i pogotowie. Potem rodzina wróciła pod dom Teresy. Przed budynkiem stał już tłum otaczający leżącą na ziemi 59-latkę. Niedługo potem zabrało ją pogotowie. W szpitalu wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej, z której nigdy się nie obudziła. Na szpitalnym łóżku umierała jeszcze 5 dni.
Biegły ocenił, że nie miała szans na przeżycie. "75 proc. powierzchni jej ciała zostało poparzonych. Głównie w okolicach układu oddechowego" – czytamy w jego raporcie dołączonym do akt sprawy.
Przerzucanie winy
Rysiek po wszystkim wrócił do mieszkania naprzeciwko Teresy. Tu został zatrzymany przez policję. Młodszy Krzysiek schował się w krzakach i stamtąd obserwował policjantów, którzy robili rozpoznanie wokół miejsca tragedii. Kiedy został zauważony, próbował uciekać. Na nic się mu to zdało. Trafił do aresztu, podobnie jak wujek.
W momencie zatrzymania Rysiek miał niecałe dwa promile w organizmie. Krzysiek miał o pół promila więcej.
Rysiek nie czuje się winny. Opowiada, że kupił benzynę na stacji. Butelkę niósł jednak Krzysiek. On miał go wyprzedzić i wcześniej dotrzeć do budynku przy Kilińskiego.
- Jak wróciliśmy do budynku, to tamta już płonęła. Krzysztof najpewniej to zrobił, bo widziałem, jak uciekał. Próbowałem ją gasić. Butem naciskałem na jej płonący łokieć. Jeżeli to Krzysiek ją podpalił, to on powinien za to odpowiedzieć - podkreślał w swoich wyjaśnieniach.
Co na to Krzysiek? Też nie czuje się winny. Na początku śledztwa mówił, że chciał postraszyć tylko kobiety i nie wiedział, że jedna z nich jest cała w benzynie. Potem - już w czasie rozprawy - nieco zmodyfikował wersję.
- Oni się szarpali. Mój wujek i tamte dwie kobiety. Chciałem ich uspokoić, dlatego wyjąłem zapalniczkę. Krzyknąłem, że jak się nie uspokoją, to ich spalę - twierdził.
Kiedy Teresa zaczęła płonąć, Krzysiek - jak twierdzi - ruszył z pomocą.
- Wstała i krzyczała. Wybiegła na podwórko. Żeby jej pomóc, podstawiłem jej nogę. Jak się wywróciła to dopiero można było ją gasić - twierdzi.
To nie jedyna nieścisłość w tej sprawie. Biegły wykluczył, że córka Teresy została polana benzyną. Stwierdził, że na pewno zajęłaby się ogniem przy próbie gaszenia matki. Poza tym na jej ubraniach nie zostały żadne ślady po paliwie.
W swojej mowie końcowej prokurator zażądał dla obu oskarżonych dożywocia i pozbawienia ich praw obywatelskich na 10 lat.
- Przyjdziemy na odczytanie wyroku. Chcemy ich zobaczyć ostatni raz w życiu, potem niech zgniją za kratkami - mówi zięć zabitej 59-latki.
Starają się nie przechodzić w pobliżu domu przy Kilińskiego.
- Słyszałem, że prawie już nie widać, że mamę spalili tam żywcem. Ale my i tak zawsze będziemy omijać to miejsce - kończy.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź