Dwaj mężczyźni podejrzani o zdewastowanie cmentarza św. Antoniego w Łodzi trafią na trzy miesiące do aresztu. Taką decyzję podjął w czwartek sąd. Wcześniej obydwaj podejrzani usłyszeli zarzut znieważenia co najmniej 350 miejsc pochówku i zniszczenia mienia o znacznej wartości. Straty na łódzkim cmentarzu mogą sięgnąć 700 tys. złotych.
- Podejrzani trafili do aresztu z uwagi na grożącą im wysoką karę - poinformował Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. - Obydwaj mogą usłyszeć wyrok 10 lat pozbawienia wolności - dodaje prokurator.
29 - letni Marcin B. przyznał się do winy, w przeciwieństwie do starszego o trzy lata kompana. 32 - letni Robert G. najbliższe trzy miesiące spędzi na oddziale szpitalnym zakładu karnego z uwagi na stan zdrowia.
Marcin B. i Grzegorz G. są podejrzani o zniszczenie ponad 350 nagrobków na cmentarzu św. Antoniego w Łodzi.
Do dewastacji doszło w nocy z poniedziałku na wtorek. Razem z podejrzanymi mężczyznami groby miał niszczyć 16-latek, który został w środę zwolniony przez sąd rodzinny do domu.
Naprawa będzie kosztować 700 tys. złotych?
Prokuratura przesłuchała jednego z kamieniarzy, który ocenił straty na ponad 700 tys. złotych.
- Stwierdził on, że niektóre groby nie nadają się do naprawy i muszą być zbudowane od nowa - mówi Kopania. - Do tej pory przesłuchano 174 pokrzywdzone osoby, które zgłosiły zniszczenie mienia na kwotę 450 tys. złotych. Ta liczba może jeszcze wzrosnąć, kiedy pojawiać się będą kolejni pokrzywdzeni - dodaje prokurator.
Prokuratura podkreśla, że przestępstwa związane z niszczeniem mienia ścigane są na wniosek, a nie z urzędu. Dlatego śledczy apelują, żeby pokrzywdzeni zgłaszali się na policję.
- Na cmentarzu św. Antoniego stacjonują policjanci, którzy mogą przyjmować zgłoszenia od pokrzywdzonych osób - przypomina Joanna Kącka z łódzkiej policji.
Chcieli dorobić?
Robert G. i Marcin B. to pracownicy jednego z łódzkich zakładów kamieniarskich. Początkowo twierdzili, że niszczyli z nudów, potem zaczęli sugerować, że liczyli na zysk z uwagi na większą liczbę zamówień.
Mężczyznom towarzyszył 16-latek. Jak ustaliła TVN24, nastolatek jest synem właścicielki zakładu, w którym pracowali zatrzymani mężczyźni. Decyzją sądu rodzinnego został on w środę zwolniony do domu.
Początkowo policja informowała, że podejrzewani mają 32 i 35 lat. Okazało się, że sprawcy są młodsi - mają 29 i 32 lata.
Autor: bż/iga / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź