Policja zatrzymała mężczyznę, który może mieć związek z atakiem na studentkę z Łodzi. Jej wpis, w którym relacjonuje, jak została napadnięta i jak w obliczu tego, co ją spotkało, zachowali się funkcjonariusze, wywołał poruszenie w sieci. Jest odpowiedź na krytykę.
Studentka jednej z łódzkich uczelni w emocjonalnym wpisie na Facebooku zrelacjonowała, jak została zaatakowana przez nieznajomego w ścisłym centrum Łodzi w poniedziałek, około godziny 5:30, gdy wracała do akademika.
"Krzyknął do mnie 'o ty k***o' i zaczął mnie szarpać" - napisała (wszystkie cytaty pochodzą z jej wpisu - pisownia oryginalna - red.).
Twierdzi, że próbowała uciekać, ale napastnik jej na to nie pozwolił. Potem usiłowała zatrzymać auto przejeżdżające w pobliżu:
"Samochód mnie mija, ot normalny łódzki incydent w poniedziałkowy poranek. Zaczynam krzyczeć i wtedy mężczyzna zaczyna do szarpania i ściskania dodaje okłady pięścią w twarz i głowę" - napisała.
Potem, jak wynika z relacji przedstawionej w sieci (i potwierdzonej dziś w prokuraturze), napastnik próbował ją molestować. "Potem pamiętam już tylko okładanie mojej głowy, krzyki 'nie krzycz bo Cię z*****ę' i moje histerycznie wrzeszczenie w niebogłosy o pomoc. Na koniec sprowadzenie do pozycji klęczącej i kilka kopniaków w głowę i w bok ciała" - relacjonowała studentka.
Napastnik miał oddalić się, kiedy w pobliżu pojawili się inni ludzie.
Według policji sprawcą napaści mógł być mężczyzna, który został zatrzymany we wtorek po południu.
- Mężczyzna został osadzony już w policyjnym areszcie. Dalsze czynności z jego udziałem odbędą się jutro - poinformowała tvn24.pl rzeczniczka łódzkiej policji Joanna Kącka.
Studentka: służby nie pomogły
Poszkodowana studentka w swoim wpisie podkreśla, że chwilę po tym, jak napastnik odszedł, wezwała policję. Zaznaczyła, że na funkcjonariuszy czekała aż 25 minut.
Tę wersję dementuje policja.
- Dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Łodzi niezwłocznie wysłał na sygnałach uprzywilejowania patrol składający się z policjantki i policjanta, który dotarł na miejsce w ciągu 5 minut od przekazania nam informacji - zapewnia Kącka. Podkreśla przy tym, że "policja może udowodnić swoje racje".
Aleksandra w swoim wpisie zarzuciła też interweniującym policjantom, że nie udzielili jej pomocy, a zamiast tego mieli zażądać, żeby wsiadła do radiowozu:
"Bo Pani Policjantka przez radio informowała, że dziewczyna czuje się dobrze (mimo że wrzeszczałam, żeby mi pomogli), a Pan Policjant krzyczał na mnie, że zamiast robić sceny to może lepiej bym się wychyliła przez okno i wyglądała za sprawcą".
Policja odpiera i te zarzuty. Joanna Kącka wskazuje, że ponieważ policjanci byli na miejscu bardzo szybko, to istniała realna szansa na zatrzymanie napastnika w pobliżu miejsca ataku.
- To normalna procedura w tego typu przypadkach - zaznacza policjantka.
Wskazuje przy tym, że studentka na tym etapie nie mówiła nic o tym, że napaść mogła mieć podłoże seksualne.
Policja do sprawdzenia
Pracownicy pogotowia stwierdzili, że studentka nie doznała poważnych obrażeń. Została przewieziona do szpitala, z którego ostatecznie została zwolniona do domu.
Po kilku godzinach kobieta zadzwoniła na numer alarmowy 112 i zapytała, co dalej z jej sprawą. Została poinformowana, żeby zgłosiła się na policję. Skąd została przekierowana do prokuratury.
- Dzisiaj została przez nas przesłuchana. Kobieta potwierdziła zastrzeżenia co do działania policji, które wcześniej formułowała w sieci - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Prokuratura planuje dlatego sprawdzić, jak wyglądały działania funkcjonariuszy w tej sprawie.
- Na tym etapie zależy nam na ustaleniu, jaka była treść zgłoszenia na numer alarmowy. Z zabezpieczonych dotąd dokumentów wynika, że zgłoszenie dotyczyło pobicia i próby zgwałcenia. Na razie nie chcemy jednak przesądzać, jakie wnioski będą podjęte - podsumowuje Kopania.
Autor: bż/i/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Łodzi