Wracali autostradą do Warszawy po tym, jak w sobotę oglądali auto, które chcieli kupić. Na wysokości Kutna, na terenie rozdzielającym pasy ruchu, kierowca zobaczył łosia. Ważące kilkaset kilogramów zwierzę skoczyło na maskę. Zginął 35-latek, który siedział na fotelu pasażera. Trzy inne osoby w samochodzie ze zdarzenia wyszły niemal bez szwanku. Trwa śledztwo, które ma wyjaśnić między innymi, jak na A1 dostał się łoś.
O tym wypadku na tvn24.pl informowaliśmy niedługo po zdarzeniu. W samochodzie, który w sobotę około godziny 17 przejeżdżał obok Kutna podróżowało dwóch mężczyzn (siedzieli z przodu) i dwie kobiety (siedzące na tylnej kanapie). Znajomi, wszyscy po trzydziestce. Oglądali auto, które zostało wystawione na sprzedaż na jednym z portali. Plan był taki, że autostradą A1 dojadą do Strykowa i tam zjadą na A2, którą wrócą do Warszawy.
Kierowca wspomina, że ruch na autostradzie był mały. Kiedy minął węzeł Kutno Północ, samochód jechał po nieoświetlonym odcinku A1. W pewnym momencie reflektory samochodu oświetliły łosia stojącego na pasie zieleni oddzielającym jezdnie w obu kierunkach. Zwierzę na widok auta skoczyło.
- Samica łosia jeszcze przed uderzeniem przeleciała przed kierowcą. Zwierzę zostało uderzone na wysokości fotelu pasażera, na którym siedział 35-letni mężczyzna - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Pasażer osobowej skody zginął na miejscu. Siedzący obok niego kierowca miał delikatne obrażenia ręki; siedzące z tyłu kobiety wyszły z wypadku bez szwanku.
- O tym, kto w samochodzie zginął, zadecydowały milisekundy - mówią nam policjanci, którzy pracowali na miejscu tragedii.
Uderzona przez auto samica łosia została potem najechana przez inny samochód. Na szczęście nikt w tamtym pojeździe nie ucierpiał.
Śledztwo
Prokuratura badająca okoliczności wypadku chce przede wszystkim wyjaśnić, jak łoś pojawił się na autostradzie. Na razie wszystko wskazuje na to, że zwierzę dostało się tam poprzez jeden z okolicznych węzłów.
- Sprawdziliśmy ogrodzenie odcinka. Nie stwierdziliśmy żadnych ubytków. Podkreślam, że mówimy o odcinku, który jest zabezpieczony siatką wysoką na 220 centymetrów. Wokół terenów leśnych siatka jest o 20 centymetrów wyższa - mówi Maciej Zalewski, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Łodzi.
Podkreśla, że nie ma możliwości całkowitego uszczelnienia autostrady przed zwierzętami.
- Niestety, ryzyko istnieje, chociaż staramy się zmniejszać je do minimum. Na tym odcinku już jakiś czas temu pojawił się znak ostrzegający o zwierzynie leśnej. Postawiliśmy go po tym, jak w ramach walki z afrykańskim pomorem świń zamknęliśmy przepusty dla zwierząt - mówi Zalewski.
Policja apeluje, żeby - zwłaszcza teraz - pamiętać o zagrożeniu:
- Obecna pora roku, zbliżająca się zima, szybciej zapadający zmrok, poranne mgły, a także jazda samochodem pomiędzy lasami jest doskonałą okazją na spotkanie dzikiej zwierzyny, na przykład sarny, dzika czy łosia - ostrzega komisarz Adam Kolasa z łódzkiej policji.
Podkreśla, że zwierzęta na drodze mogą pojawiać się nie tylko w nocy, o zmierzchu bądź o świcie, lecz przez całą dobę.
- Od dróg nie odstrasza ich nawet hałas samochodów, bardzo łatwo wtedy o zdarzenie drogowe. Dostosujmy prędkość do panujących na drodze warunków - apeluje policjant.
Próba sił
Jacek Szymczak, rzecznik nadleśnictwa w Kutnie podkreśla, że łoś jest szczególnie niebezpieczny dla kierowców, bo może ważyć nawet 800 kilogramów.
- To dzikie zwierzę, które różnie może się zachować, kiedy się wystraszy. Pamiętajmy, że w naturze nie ma on naturalnych wrogów. Łoś, widząc nadjeżdżające auto, może nawet dążyć do konfrontacji i zderzenia. Kto wie, czy tak to nie wyglądało w ostatni weekend - zaznacza rozmówca tvn24.pl.
Przestrzega, że widząc dzikie zwierzę przy drodze, trzeba hamować.
- Czasami nie ma na to czasu, wtedy dochodzi do tragedii - mówi.
Lata walki
Na tvn24.pl informowaliśmy wielokrotnie o podobnej tragedii, do której doszło kilkadziesiąt kilometrów dalej - w pobliżu Zgierza. Na autostradzie A2 w czerwcu 2012 roku w łosia uderzył mąż pani Małgorzaty Rosińskiej.
- Mój mąż za śmierć zapłacił 9 złotych i 90 groszy. Tyle za przejazd musiał zapłacić tragicznego dnia - mówi.
Po jej tragedii Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podniosła wysokość ogrodzenia autostrady. Kobieta wraz z dziećmi przez kilka lat walczyła o zadośćuczynienie od zarządcy autostrady.
- Ten bój trwał latami. Jestem wstrząśnięta, że teraz przez to samo piekło musi przechodzić inna rodzina - dodaje.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Łódzka policja