Światła auta nagle oświetliły łosia na autostradzie. "O tym, kto zginął, zdecydowały milisekundy"

Po zderzeniu z łosiem na A1 zginął pasażer
W listopadzie ubiegłego roku na A1 doszło do podobnej tragedii
Źródło: Łódzka policja

Wracali autostradą do Warszawy po tym, jak w sobotę oglądali auto, które chcieli kupić. Na wysokości Kutna, na terenie rozdzielającym pasy ruchu, kierowca zobaczył łosia. Ważące kilkaset kilogramów zwierzę skoczyło na maskę. Zginął 35-latek, który siedział na fotelu pasażera. Trzy inne osoby w samochodzie ze zdarzenia wyszły niemal bez szwanku. Trwa śledztwo, które ma wyjaśnić między innymi, jak na A1 dostał się łoś.

O tym wypadku na tvn24.pl informowaliśmy niedługo po zdarzeniu. W samochodzie, który w sobotę około godziny 17 przejeżdżał obok Kutna podróżowało dwóch mężczyzn (siedzieli z przodu) i dwie kobiety (siedzące na tylnej kanapie). Znajomi, wszyscy po trzydziestce. Oglądali auto, które zostało wystawione na sprzedaż na jednym z portali. Plan był taki, że autostradą A1 dojadą do Strykowa i tam zjadą na A2, którą wrócą do Warszawy. 

Kierowca wspomina, że ruch na autostradzie był mały. Kiedy minął węzeł Kutno Północ, samochód jechał po nieoświetlonym odcinku A1. W pewnym momencie reflektory samochodu oświetliły łosia stojącego na pasie zieleni oddzielającym jezdnie w obu kierunkach. Zwierzę na widok auta skoczyło. 

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE

- Samica łosia jeszcze przed uderzeniem przeleciała przed kierowcą. Zwierzę zostało uderzone na wysokości fotelu pasażera, na którym siedział 35-letni mężczyzna - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. 

Pasażer osobowej skody zginął na miejscu. Siedzący obok niego kierowca miał delikatne obrażenia ręki; siedzące z tyłu kobiety wyszły z wypadku bez szwanku.

- O tym, kto w samochodzie zginął, zadecydowały milisekundy - mówią nam policjanci, którzy pracowali na miejscu tragedii. 

Uderzona przez auto samica łosia została potem najechana przez inny samochód. Na szczęście nikt w tamtym pojeździe nie ucierpiał.

policja
Nie żyje jedna osoba. Policja o zderzeniu samochodu z łosiem
Źródło: KWP Łódź

Śledztwo

Prokuratura badająca okoliczności wypadku chce przede wszystkim wyjaśnić, jak łoś pojawił się na autostradzie. Na razie wszystko wskazuje na to, że zwierzę dostało się tam poprzez jeden z okolicznych węzłów.

- Sprawdziliśmy ogrodzenie odcinka. Nie stwierdziliśmy żadnych ubytków. Podkreślam, że mówimy o odcinku, który jest zabezpieczony siatką wysoką na 220 centymetrów. Wokół terenów leśnych siatka jest o 20 centymetrów wyższa - mówi Maciej Zalewski, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Łodzi.

Podkreśla, że nie ma możliwości całkowitego uszczelnienia autostrady przed zwierzętami.

- Niestety, ryzyko istnieje, chociaż staramy się zmniejszać je do minimum. Na tym odcinku już jakiś czas temu pojawił się znak ostrzegający o zwierzynie leśnej. Postawiliśmy go po tym, jak w ramach walki z afrykańskim pomorem świń zamknęliśmy przepusty dla zwierząt - mówi Zalewski.

Policja apeluje, żeby - zwłaszcza teraz - pamiętać o zagrożeniu:

- Obecna pora roku, zbliżająca się zima, szybciej zapadający zmrok, poranne mgły, a także jazda samochodem pomiędzy lasami jest doskonałą okazją na spotkanie dzikiej zwierzyny, na przykład sarny, dzika czy łosia - ostrzega komisarz Adam Kolasa z łódzkiej policji.

Podkreśla, że zwierzęta na drodze mogą pojawiać się nie tylko w nocy, o zmierzchu bądź o świcie, lecz przez całą dobę. 

- Od dróg nie odstrasza ich nawet hałas samochodów, bardzo łatwo wtedy o zdarzenie drogowe. Dostosujmy prędkość do panujących na drodze warunków - apeluje policjant.

Próba sił

Jacek Szymczak, rzecznik nadleśnictwa w Kutnie podkreśla, że łoś jest szczególnie niebezpieczny dla kierowców, bo może ważyć nawet 800 kilogramów.

- To dzikie zwierzę, które różnie może się zachować, kiedy się wystraszy. Pamiętajmy, że w naturze nie ma on naturalnych wrogów. Łoś, widząc nadjeżdżające auto, może nawet dążyć do konfrontacji i zderzenia. Kto wie, czy tak to nie wyglądało w ostatni weekend - zaznacza rozmówca tvn24.pl.

Przestrzega, że widząc dzikie zwierzę przy drodze, trzeba hamować.

- Czasami nie ma na to czasu, wtedy dochodzi do tragedii - mówi.

ZOBACZ TAKŻE: Jeleń "przeleciał" nad autem. Kierowca: byłem w szoku.

Lata walki

Na tvn24.pl informowaliśmy wielokrotnie o podobnej tragedii, do której doszło kilkadziesiąt kilometrów dalej - w pobliżu Zgierza. Na autostradzie A2 w czerwcu 2012 roku w łosia uderzył mąż pani Małgorzaty Rosińskiej.

- Mój mąż za śmierć zapłacił 9 złotych i 90 groszy. Tyle za przejazd musiał zapłacić tragicznego dnia - mówi.

Po jej tragedii Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podniosła wysokość ogrodzenia autostrady. Kobieta wraz z dziećmi przez kilka lat walczyła o zadośćuczynienie od zarządcy autostrady.

- Ten bój trwał latami. Jestem wstrząśnięta, że teraz przez to samo piekło musi przechodzić inna rodzina - dodaje.

Czytaj także: