Prokuratura próbuje wyjaśnić sprawę 17-latka, który zgłosił się do łódzkiego szpitala z raną nogi. Twierdził, że przechodził przez ogrodzenie, ale lekarze znaleźli w nodze nabój. - Nie wykluczamy, że pochodzi z policyjnej broni - mówią nam policjanci. Mają teorię, że nastolatek był w grupie pseudokibiców, która w Boże Narodzenie próbowała staranować samochodem patrol policji.
Na miejsce przyjechali funkcjonariusze. Część "składających życzenia" wsiadła wtedy do samochodów i zaczęli jechać wprost na policjantów. Ci odskoczyli i oddali kilka strzałów z broni służbowej.
Do zdarzenia doszło w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, ale dopiero teraz - jak dowiaduje się Dziennik Łódzki - okazało się, że policyjny pocisk mógł trafić jednego z uciekających kibiców.
Bez komentarza
Nastolatek pojawił się w jednym z łódzkich szpitali kilka dni po incydencie pod aresztem.
- Chłopak twierdził, że zranił nogę przechodząc przez uszkodzone ogrodzenie - tłumaczą nam policjanci z łódzkiej komendy.
Kilka dni później 17-latek wrócił do lekarza, bo jego rana wciąż się jątrzyła.
- Lekarze zrobili prześwietlenie. Okazało się, że w nodze jest pocisk - słyszymy na komendzie.
Lekarze z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi wezwali policjantów. Ci zabezpieczyli do badań nabój z nogi 17-latka. - Szczegółowe badania wyjaśnią, czy mógł to być nabój wystrzelony ze służbowej, policyjnej broni - dodaje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Podczas wstępnych rozmów z policją, 17-latek przyznał, że był pod aresztem przy Smutnej. Potem jednak zmienił zdanie. - Obecnie odmawia on odpowiedzi na pytanie, w jakich okolicznościach został postrzelony - tłumaczy prokurator.
"Byliśmy na grzybach"
Tuż po zajściu pod aresztem w ręce policji wpadło ośmiu uczestników zajścia, którzy nie próbowali uciekać. To młodzi mężczyźni - od 20 do 30 lat. Kilku było już notowanych przez policję w sprawach związanych ze środowiskiem pseudokibiców.
- Usłyszeli oni zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa pożaru, za co grozi do 8 lat pozbawienia wolności - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, że zatrzymani nie przyznawali się do udziału w incydencie. Policjantom najpierw mówili, że "byli na zakupach" (w pobliżu aresztu jest duże centrum handlowe). Kiedy funkcjonariusze powiedzieli im, że było ono zamknięte, zatrzymani zaczęli opowiadać, że "przyjechali zbierać grzyby".
video-1494231
Kto chciał przejechać policjantów?
Policja twierdzi, że w najbliższym czasie zatrzyma innych uczestników zajścia. W tym osoby, które chciały staranować policjantów.
- W ich przypadku wiele wskazuje na to, że można mówić o czynnej napaści na funkcjonariusza, za co polski kodeks przewiduje do 10 lat pozbawienia wolności - mówi Kopania pytany o to, jakie zarzuty mogą usłyszeć poszukiwane osoby.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź, Dziennik Łódzki
Źródło zdjęcia głównego: Dziennik Łódzki