14 godzin trwała podróż pociągiem "Śnieżka" z Wrocławia do Warszawy w związku z trudnymi warunki atmosferycznymi, które spowodowały w nocy z wtorku na środę opóźnienia na kolei. Jedna z pasażerek składu poinformowała redakcję Kontaktu 24, że brakowało "jakiejkolwiek komunikacji ze strony obsługi pociągu z pasażerami" i jest "mocno zdegustowana całą sytuacją". Rzecznik PKP Intercity zapewnił nas jednak, że "drużyna konduktorska opiekowała się podróżnymi i informowała o aktualnej sytuacji".
Z redakcją Kontaktu 24 skontaktowała się pani Roksana, która utknęła w Koluszkach w pociągu "Śnieżka" z Wrocławia do Warszawy. Przekazała, że pociąg ostatecznie dotarł do stacji Warszawa Centralna chwilę po godzinie 9 rano. - Wyjechaliśmy z Wrocławia planowo o godzinie 18:20, co oznacza, że spędziliśmy w podróży ponad 14 godzin - zaznaczyła.
Była woda, batoniki, a potem kilka godzin ciszy
- Na początku, gdy stanęliśmy w Koluszkach, ludzie byli raczej spokojni. Po około trzech godzinach postoju zjawili się konduktorzy, którzy rozdali wodę i batoniki, a następnie zniknęli i przez kolejne godziny nie było można ich znaleźć, aby dowiedzieć się czegokolwiek na temat postoju i przewidywanego czasu odjazdu. Zamilkły również głośniki. Nie było żadnych informacji. Po jakimś czasie część osób zaczęła się denerwować, co było zrozumiałe. Jeden z panów próbował znaleźć obsługę i dowiedzieć się, jak to jest możliwe, że od kilku godzin nie jesteśmy w stanie uzyskać dosłownie żadnych informacji - relacjonowała.
Brak jakiejkolwiek komunikacji ze strony obsługi pociągu
Kobieta dodała, że przez cały ten czas pasażerowie widzieli inne pociągi jadące po torach obok. - Wszystkie normalnie jechały, natomiast nie dostaliśmy dyspozycji czy propozycji, że można się przesiąść. Z czasem wszyscy byli już wykończeni i większość osób po prostu zasnęła na siedząco, ale im bliżej rana, tym w pociągu zaczął robić się coraz większy gwar, a atmosfera stawała się bardzo gęsta. Pojawiali się też nowi pasażerowie, prawdopodobnie próbujący dostać się tym pociągiem do pracy. W internecie widziałam jakieś informacje, że może na trasie doszło do wypadku z udziałem zwierzęcia, ale my niczego takiego nie słyszeliśmy ani nie widzieliśmy - wyjaśniła. - Muszę przyznać, że jestem mocno zdegustowana całą tą sytuacją, przede wszystkim właśnie przez brak jakiejkolwiek komunikacji ze strony obsługi pociągu z pasażerami - podkreśliła.
Drużyna konduktorska opiekowała się podróżnymi i informowała o aktualnej sytuacji
O komentarz zwróciliśmy się do rzecznika PKP Intercity. Maciej Dutkiewicz zapewnił nas w przesłanej odpowiedzi, że pasażerowie mogli liczyć na pomoc ze strony obsługi pociągu.
- Sprawdziłem przebieg podróży pociągu IC Śnieżka. Pociąg oczekiwał na przejazd na trasie Łódź - Warszawa, która była nieprzejezdna ze względu na zamarznięcie sieci trakcyjnej. W pewnym momencie, nad ranem, po jej udrożnieniu ruch był prowadzony jednotorowo, co potwierdza obserwację pasażerki. W miarę możliwości, gdy były wolne miejsca i pozwalała na to sytuacja ruchowa, po uzgodnieniu z zarządcą sieci kolejowej PKP Polskimi Liniami Kolejowymi, organizowaliśmy przesiadki pasażerów do innych pociągów. Drużyna konduktorska opiekowała się podróżnymi i informowała o aktualnej sytuacji. Sprawdziłem także, ze drużyna konduktorska przemieszczała się po składzie. Świadczyć o tym może fakt, że dla ośmiorga pasażerów z pociągu Śnieżka zorganizowaliśmy przejazd taksówkami na lotnisko w Warszawie - napisał rzecznik PKP Intercity
Źródło: Kontakt24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24