Był niezaprzeczalną gwiazdą kina lat 70. i 80. W Hollywood znaczył wtedy najwięcej. W czwartek w wieku 82 lat zmarł jeden z najważniejszych aktorów tamtych lat za oceanem - Burt Reynolds. W nadchodzących miesiącach miał grać u Quentina Tarantino.
O śmierci aktora poinformował branżowy "The Hollywood Reporter", powołując się na jego menedżera. Reynolds zmarł w szpitalu na Florydzie.
Był jedną z najbardziej charyzmatycznych gwiazd amerykańskiego kina. Na ekranach pojawił się w będącym już klasyką kina akcji filmie "Mistrz kierownicy ucieka" (1977).
Od tamtego momentu, przez kolejne pięć lat, filmy z jego udziałem zarabiały w Hollywood najwięcej pieniędzy.
Widzowie zapamiętali jego role w "Zacznijmy od nowa" (1979), "Wyścigu armatniej kuli" (1981) i "Uwolnieniu" (1972), które rozpoczęło jego wielką karierę.
W "Najlepszym małym burdeliku w Teksasie" (1982) towarzyszył Dolly Parton, w "Najlepszych przyjaciołach" w tym samym roku - Goldie Hawn, a w 1983 roku - Julie Andrews w "Mężczyźnie, który kochał kobiety".
W 1997 roku przypomniał o nim światu Paul Thomas Anderson, obsadzając go w roli reżysera filmów pornograficznych w swoim kontrowersyjnym, bardzo docenionym przez krytyków "Boogie Nights". Za tę rolę Burt Reynolds został nominowany do Oscara.
W nadchodzących miesiącach aktor miał się pojawić w przygotowywanym przez Quentina Tarantino filmie "Once Upon a Time in Hollywood", w którym jedną z ról - Romana Polańskiego - zagra Rafał Zawierucha.
W filmie mają się pojawić też Al Pacino, Brad Pitt i Leonardo DiCaprio.
Autor: adso\kwoj / Źródło: Hollywood Reporter, tvn24.pl