Wajda i Janda (zbyt) pięknie o śmierci

 
"Tatarak"
Źródło: ITI Cinema
Wzruszający, ale nie przesadnie. Szczery, ale do pewnych granic. Za to estetyczny do bólu - Andrzej Wajda spełnił marzenie i przeniósł na ekran opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza, uzupełniając o refleksje Krystyny Jandy o śmierci jej męża. Najlepsze dzieło Mistrza od kilku lat, ale pozostawia niedosyt - pisze Katarzyna Wężyk.
Krystyna Janda, Paweł Szajda, fot. ITI Cinema
Krystyna Janda, Paweł Szajda, fot. ITI Cinema

W najnowszym filmie Andrzeja Wajdy przeplatają się trzy historie. Pierwsza, która nadała tytuł całości, to ekranizacja krótkiego opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza. Jego bohaterką jest Marta, starzejąca się żona lekarza z sielskiego miasteczka nad rzeką, która przeżywa ostatnią w życiu namiętność do dwudziestoletniego chłopaka. Druga to monolog Krystyny Jandy o śmierci jej męża, operatora Edwarda Kłosińskiego. Trzecia, najmniej udana i na szczęście najkrótsza, to tzw. film w filmie, migawki rozmów aktorki i reżysera, sceny z planu.

Paweł Szajda fot. ITI Cinema
Paweł Szajda fot. ITI Cinema
Krystyna Janda, Paweł Szajda, fot. ITI Cinema
Krystyna Janda, Paweł Szajda, fot. ITI Cinema
Krystyna Janda fot. ITI Cinema
Krystyna Janda fot. ITI Cinema

Wszystkie trzy historie spaja motyw śmierci i buntu przeciw jej nieuchronności. Umierająca jest Marta, choć jeszcze o tym nie wie, i być może dlatego tak kurczowo trzyma się uczucia, które może się skończyć tylko tragicznie. Umieranie męża – od pierwszej diagnozy, przez etapy leczenia, do śmierci „w takim momencie, żeby się nie spóźniła do teatru” – to temat monologu aktorki, który dominuje nad całym filmem. Wreszcie sztuka jako sposób na oszukanie śmierci, na oswojenie jej - przenika rozmowy osiemdziesięcioletniego reżysera z ulubiona aktorką.

Piękny, choć zgrzyta

Andrzej Wajda ma wśród polskich reżyserów status szczególny. Dlatego krytykowanie dzieła Mistrza to trochę jak założenie koszulki „Nie płakałem po papieżu” – od jednych się obrywa za szarganie świętości, od innych, bo to zbyt tania prowokacja. Tym niemniej choć nagrodzony w Berlinie za innowacyjność „Tatarak” jest filmem ważnym i dobrym, to jednak nie wielkim. Jest przepięknie sfotografowany, liryczny, nastrojowy, a Janda stworzyła w nim jedną z lepszych kreacji. Do tego monolog, napisany przez aktorkę momentami na granicy wiwisekcji, chwyta za gardło. Ale coś w filmie zgrzyta, słychać w nim jakąś fałszywą nutę. Ma się wrażenie, że zderzenie dwóch „mocnych” tematów - opowiadania Iwaszkiewicza i tekstu Jandy - paradoksalnie osłabia wymowę obu.

"Tatarak" Iwaszkiewicza traktuje o bardzo filmowym uścisku Erosa i Tanatosa, o miłości i śmierci, o grze między młodością, piękną, witalną, niewinną i w swojej niewinności okrutną, a dojrzałością - mądrą, doświadczoną, pozornie wyzbytą złudzeń, a jednak czepiającą się ostatniego złudzenia przed przejściem w smugę cienia. Jednak w filmie Wajdy młodym Bogusiem jest tak bezbarwny Paweł Szajda, że trudno uznać, by budził w Marcie jakiekolwiek uczucia poza macierzyńskimi.

Bez taniego sentymentalizmu, ale przeestetyzowany

„Tatarak” jest przeestetyzowany i choć jest to stylizacja momentami zachwycająca, to jednak bierze opowiadane historie w zbyt duży cudzysłów. kw

„Tatarak” jest przeestetyzowany i choć jest to stylizacja momentami zachwycająca, to jednak bierze opowiadane historie w zbyt duży cudzysłów. Z ostatnich filmów na tzw. tematy ostateczne bardziej przekonywały „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej.

Źródło: tvn24.pl

Czytaj także: