To koniec naszych marzeń o Oscarze. Przynajmniej w tym roku. W tym roku irański twórca Asghar Farhadi z "Rozstaniem" - psychologicznym filmem skonstruowanym niczym thriller okazał się nie do pobicia. Dodajmy - to Oscar jak najbardziej zasłużony. Pozostaje nam duma z faktu, że to polski film do samego końca był jego najpoważniejszym rywalem i z fantastycznego przyjęcia samego filmu i ekipy Agnieszki Holland w Los Angeles.
W kategorii filmu nieanglojęzycznego rywalizowały ze sobą: ''W ciemności'' Agnieszki Holland, ''Rozstanie'' Ashgara Farhadiego, belgijski ''Bullhead'' Michaela R. Roskana, kanadyjski ''Monsieur Lazhar'' Philippe'a Falardeau i izraelski ''Footnote'' Josepha Cedara.
Od początku komentatorzy mówili, że pojedynek rozegra się między ''W ciemności'' a ''Rozstaniem''. Ale to ten drugi film był faworyzowany.
"Rozstanie" opowiada historię przeciętnej irańskiej rodziny z dużego miasta, która musi zmierzyć się z nieoczekiwanymi kłopotami: chorobą bliskich, oskarżeniem o przestępstwo, brakiem porozumienia w małżeństwie. Dramat, jakiego doświadcza, mógłby przydarzyć się każdemu. Między innymi dlatego film zebrał entuzjastyczne recenzje na całym świecie i podbił serca widzów. Obraz triumfował na festiwalu Berlinale, dostał też Złoty Glob dla najlepszego filmu zagranicznego. BAFTĘ sprzątnęła mu jednak ''Skóra, w której żyję'' Pedro Almodovara. Jak zagłosują członkowie Akademii? Czy zdecydują się przyznać filmowi jedną czy dwie nagrody (''Rozstanie'' nominowane jest też w kategorii ''najlepszy scenariusz oryginalny)?
Polska szansa
''W ciemności'' to historia z Holokaustem w tle. Leopold Socha, kanalarz ze Lwowa, decyduje się ukryć w kanałach grupę Żydów. Oczywiście nie za darmo. Ale stopniowo ich los zaczyna przejmować go coraz bardziej. W kanałach tymczasem toczy się walka o zachowanie normalności: dzieci się bawią, obiad się gotuje. Film wolny jest od patosu i kiczu, kiedy trzeba nie stroni od surowości i okrucieństwa. I jest na swój sposób ''hollywoodzki'', dlatego powinien spodobać się jurorom. Dla reżyserki była to druga nominacja w karierze (w 1991 roku nominowana była za scenariusz do ''Europa Europa'').
Dobre, ale nie najlepsze
Pozostałe filmy były raczej tylko tłem. Belgijski ''Bullhead'' to przejmująca historia hodowcy krów, który musi zmierzyć się z pozbawionym skrupułów weterynarzem. Obraz nakręcony został w regionalnym języku liburskim, a główną rolę zagrał Matthias Schoenaerts, który dla roli przytył 27 kilogramów i przeszedł trzyletni trening na siłowni.
Izraelski ''Footnote'' opowiada o konflikcie ojca i syna, którzy pracują na uniwersytecie i zajmują się badaniem Talmudu. Stopniowo syn zaczyna dominować nad ojcem i zagrażać jego pozycji. Obraz jest laureatem Złotej Palmy w Cannes.
Kanadyjski ''Monsieur Lazhar'' to opowieść o imigrancie z Algierii, który dostaje szansę objęcia posady nauczyciela w kanadyjskiej szkole. Choć stopniowo zdobywa szacunek i przyjaźń swoich uczniów, bez przerwy obawia się deportacji z kraju. Obraz otrzymał nagrodę publiczności na Festiwalu Sundance i nagrodę za najlepszy scenariusz na festiwalu w Valladolid.
Kogo brakuje?
W tej kategorii można by długo wymieniać: nie ma ''Skóry, w której żyję'' Pedro Almodovara, nagrodzonego Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale ''Konia turyńskiego'' Beli Tarra czy ''Człowieka z Hawru'' Akiego Kaurismakiego. Nie ma też ''Piny'' Willa Wendersa, która została zakwalifikowana jako film dokumentalny, którym do końca nie jest.
Relacja w tvn24.pl - "minuta po minucie" - w nocy 26/27 lutego od godz. 1.30.
Joanna Kocik//kdj
Źródło: tvn24.pl