Szwedzka policja stara się ustalić, co doprowadziło do tragicznego wypadku samochodowego, w którym zginęli wszyscy członkowie zespołu Viola Beach oraz ich menedżer. Śledczy biorą pod uwagę wiele możliwości, a sekcje zwłok mają wykazać, czy muzycy byli trzeźwi w chwili wypadku.
W sobotę we wczesnych godzinach rannych doszło do tragicznego wypadku w okolicach Sztokholmu, w którym zginęło czterech członków brytyjskiego zespołu Viola Beach oraz jego menedżer. Ich samochód nie zatrzymał się przed zamykającym się mostem zwodzonym i spadł do znajdującego się pod nim kanału.
Nie wiadomo, dlaczego muzycy nie stanęli przed barierkami ochronnymi i nie zareagowali na sygnalizację świetlną. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że samochód jechał bardzo szybko.
- Badamy wszystkie możliwe przyczyny - podkreśliła rzeczniczka lokalnej policji Carina Skagerlind. Dodała, że śledczy nie wykluczają, że do tragedii doszło z winy kierowcy. Na razie nie udało się ustalić, który ze znajdujących się w samochodzie muzyków prowadził samochód.
Sekcja zwłok ma ustalić, czy mężczyźni byli pod wpływem alkoholu lub narkotyków. - Sekcje zostaną przeprowadzone najszybciej jak to możliwe. Na razie nie zostały jeszcze wykonane. Chodzi o pięć osób, więc musi to zająć trochę czasu - wyjaśniła.
- Są setki możliwości - powiedziała o możliwych przyczynach wypadku. - Sprawdzamy samochód, badamy wszystkie okoliczności, rozmawiamy ze świadkami - dodała.
Inne samochody się zatrzymały
Specjaliści badają stan techniczny wyciągniętego z wody wynajętego przez zespół nissana. Muzycy podróżowali nim na lotnisko. W piątek zagrali koncert w ramach jednego ze szwedzkich festiwali.
Śledczy nie wykluczają, że do tragedii mogło dojść przez złe warunki na drodze i badają, czy prawidłowo zadziałały barierki i sygnalizacja świetlna. Inni kierowcy podkreślają jednak, że nie mieli problemu z ich zauważaniem i zatrzymali się przed mostem.
Zespół dopiero rozpoczynał karierę. W zeszłym roku zadebiutował singlem "Swings & Waterslides". Zdobywał jednak w Wielkiej Brytanii coraz większą popularność, grywał jako support na koncertach bardziej znanych grup rockowych. Muzycy informowali niedawno na Facebooku, że mają zaplanowane koncerty w Stanach Zjednoczonych. Mieli wystąpić na prestiżowym festiwalu SxSW w Austin.
"U progu wielkich rzeczy"
Członkowie zespołów, które wraz z nimi brały udział w piątkowym festiwalu, podkreślali, że muzycy byli wspaniałymi i otwartymi ludźmi.
Huw Stephens z BBC Radio 1 określił ich jako "niezwykle obiecujących". Promotor muzyczny Dave Pichilingi, który współpracował z grupą, ocenił zespół jako "niesamowity, pełen energii i głodny sukcesów". Jak dodał, "byli u progu wielkich rzeczy".
W wypadku zginęli: wokalista Kris Leonard, gitarzysta River Reeves, basista Tomas Lowe i perkusista Jack Dakin oraz ich menadżer Craig Terry. Mieli od 19 do 35 lat.
Autor: kg/ja / Źródło: Guardian, BBC