Fotograf Spencer Tunick, który zasłynął monumentalnymi instalacjami z nagich ciał w różnych częściach świata, przygotował kolejny głośny projekt. Tym razem rozebrał tłum kobiet w meksykańskim San Miguel de Allende. Nie wszystkim mieszkańcom to się spodobało, bo jedyną ozdobą modelek były girlandy pomarańczowych kwiatów - symbol meksykańskich zaduszek.
Był chłodny mglisty poranek. Wielu mieszkańców San Miguel de Allende jeszcze spało, gdy na ulice zabytkowego centrum miasta wyszło 110 nagich kobiet. Panie w wieku od 20 do 60 lat przyjechały z różnych części Meksyku i ze Stanów Zjednoczonych, aby przez prawie dwie godziny wykonywać polecenia Spencera Tunicka.
Fotograf, który zasłynął monumentalnymi instalacjami z nagich ciał w różnych częściach świata, tym razem też wzbudził kontrowersje - nie tyle z powodu nagości, co tematu sesji. Jako motyw wybrał święto zmarłych. Modelkom po zrzuceniu ubrania kazał założyć jedynie girlandy pomarańczowych nagietków, które są symbolem meksykańskich Zaduszek. Meksykanie wierzą, że pąki "kwiatów śmierci", jak się je tu nazywa, kryją zapach zmarłej duszy.
Golasy w "kwiatach śmierci"
W ostatniej scenie fotograf polecił kobietom, by położyły się jak martwe na ulicy w otoczeniu "kwiatów śmierci". Wszystkiemu z zainteresowaniem przyglądała się grupa gapiów. Potem zarzucali artyście, że projekt promuje przemoc i atmosferę niepewności panującej w niektórych częściach kraju.
- Każda osoba może mieć własną interpretację - odpierał krytykę Tunick.
Nie zgodził się również z sugestiami, że epatuje nagością. Bo pojedynczy człowiek stanowi w jego pracach zawsze element większej kompozycji. Na dużych fotosach ludzie jawią się zaś jako anonimowe, barwne kropki, a ich seksualność staje się abstrakcją. - Poza tym Meksykanie są otwarci na pozowanie nago - zauważył.
Dlatego zapowiedział powrót do Meksyku - kolejną sesję planuje w stolicy. Będzie to jego trzeci projekt w tym kraju. W 2007 roku ustanowił dotąd niepobity rekord: w zdjęciach wzięło udział 18 tys. golasów.
Nagość za darmo
Nagie postacie w miejscach publicznych amerykański artysta zaczął fotografować w 1992 roku. Na początku były to pojedyncze osoby poruszające się po ulicach Nowego Jorku. Z czasem zaczęło ich przybywać, a Tunick zaczął obmyślać coraz bardziej oryginalne lokalizacje.
Jego "żywe instalacje" wykorzystują średnio po ok. 2 tys. uczestników. Nigdy nie brakuje chętnych do rozebrania się, np. w Barcelonie udało się zgromadzić 7 tys. golasów, w Cleveland w stanie Ohio - prawie 3 tys.
47-letni fotograf ma w swoim dorobku ponad 100 takich instalacji na całym świecie. Tysiące nagich ciał ustawiał na głównym placu, zabytkowej wieży, na statku, lodowcu, w muzeum, na pustyni i w innych miejscach. Modele pracują nieodpłatnie, w ramach wynagrodzenia otrzymują fotografię z autografem artysty, której wartość na aukcjach dzieł sztuki osiąga nawet kilka tysięcy dolarów.
- Ciało ludzkie to byt doskonały, reprezentuje życie, wolność, zmysłowość. Dla mnie jest nie tylko piękne, to także narzędzie przenoszenia pomysłów - tak Spencer Tunick tłumaczy, dlaczego fotografuje wyłącznie nagich ludzi.
Autor: am//rzw / Źródło: Mexico News Daily, tvn24.pl