W ubiegłym roku, po pięciu latach prac Marina Zenovich ukończyła ponad półtoragodzinny film dokumentalny „Polański: ścigany i pożądany” - drobiazgowo opisujący proces Romana Polańskiego, oskarżonego o gwałt na 13-latce. "Po latach wydaje się, że cała historia była wielkim błędem amerykańskiego sądownictwa" – ocenił w opisie filmu organizator warszawskiego festiwalu filmów dokumentalnych Planete Doc Review, na którym pokazywany był film. Dlaczego jednak Polański uciekł przed wymiarem sprawiedliwości?
Film jest swoistym rozliczeniem z całą sprawą. Wypowiada się w nim kilkadziesiąt osób w tym Samantha Gailey, którą wtedy, w willi Jacka Nicholsona, uwiódł Polański. Dziewczyna pozowała mu do zdjęć w jacuzzi. Topless. Był szampan. Miały być narkotyki. Polański poszedł popływać. Gdy wyszedł, zaczęli się wzajemnie wycierać. Wtedy zaczął ją całować i pieścić. Poszli do sypialni. Doszło do stosunku. Potem reżyser odwiózł dziewczynę do domu. Gdy wybierał się do teatru został aresztowany.
Usłyszał sześć zarzutów, w tym zgwałcenia 13-letniej dziewczynki. Groziło mu nawet 50 lat więzienia.
Inna twarz sędziego
Reżyserka etap po etapie rekonstruuje przebieg sprawy sądowej, którą prowadził znany w USA sędzia Laurence Rittenband. Przede wszystkim pokazuje go w innym świetle.
Z filmu dowiadujemy się, że sędzia specjalizujący się w sprawach celebrytów (prowadził m.in. sprawę rozwodową Elvisa Presleya, ale też np. sądową sprawę Marlona Brando) to bywalec hollywoodzkich salonów, skądinąd umawiający się z dziewczętami o 30 lat od siebie młodszymi.
Reżyser oskarżony
Nie dbał wcale o to, co się stanie ze mną, ani co będzie z Polańskim. Wyreżyserował mały show, w którym nie chciałam uczestniczyć. Samantha Geimer o sędzim prowadzącym sprawę
Pierwszą decyzją sądu było nakazanie Polańskiemu 90-dniowego pobytu w stanowym więzieniu w Chino. Miał być tam poddany obserwacji. W zamian za przyznanie się do winy, pobyt w Chino miał być jedyną karą dla reżysera. Sędzia zapewniał, że Polański nie trafi do więzienia.
Sąd zgodził się też pójść na ustępstwo i dostosował termin kary do prac nad powstającym wtedy "Huraganem". Korzystając ze swobody, Polański dał się wtedy sfotografować na monachijskim Oktoberfest w otoczeniu młodych kobiet. To zirytowało sędziego. W dodatku lekarze w Chino postanowili wypuścić Polańskiego przed czasem, po 42, a nie 90 dniach. Sędzia wpadł we wściekłość i mimo, że pobyt w więzieniu miał według zapewnień Rittenbanda zamknąć sprawę, tak się nie stało.
Polański nadal był oskarżony, a sprawa zapętlała się coraz bardziej. Według dokumentu, głównie za sprawą sędziego. Liczni świadkowie opowiadają, że Rittenband kreował się dzięki sprawie w mediach, organizując spontaniczne konferencje prasowe i odpytując śledczych dziennikarzy, co właściwie powinien z Polańskim zrobić. Dwukrotnie proponował obrońcy Polaka i prokuratorowi ustawianie procesu (namawiał do złożenia odpowiednich dokumentów i obiecywał wydanie wcześniej ustalonej z nimi decyzji).
Ustawiona sprawa?
W dokumencie Zenovich Samantha Gailey mówi o Rittenbandzie: - Nie dbał wcale o to, co się stanie ze mną, ani co będzie z Polańskim. Wyreżyserował mały show, w którym nie chciałam uczestniczyć.
Nawet Roger Gunson, prokurator zajmujący się sprawą Polańskiego przyznawał wtedy: "wcale się nie dziwię, że w takich okolicznościach zdecydował się wyjechać". W trakcie procesu Polański wyleciał z USA i od tamtej pory ani razu do Stanów nie wrócił.
Polak pytany o proces powiedział: "Byłem myszą, którą zabawiał się straszny kot".
Niedługo po ucieczce reżysera, sprawa została Rittenbandowi odebrana. W 1993 roku sędzia zmarł.
Musi wrócić do USA
W filmie reżyserka zwraca uwagę, że proces toczył się w czasie, gdy Polański miał już na koncie "Dziecko Rosemary". Purytańska Ameryka po cichu oskarżała go o satanizm i głośno komentowała śmierć jego żony, Sharon Tate - zamordowanej w 1969 roku, w ósmym miesiącu ciąży przez sektę Charlesa Mansona.
W tych okolicznościach obrońcy Polańskiego chcieli umorzenia sprawy. Sąd odmawiał. W maju bieżącego roku sąd w Los Angeles definitywnie odrzucił wniosek reżysera o umorzenie sprawy. Jak zaznaczono w orzeczeniu, do rozstrzygnięcia niezbędny jest osobisty udział strony w rozprawie. Nie pomogło, że ofiara domniemanego gwałtu publicznie wybaczyła Polańskiemu.
Źródło: tvn24.pl, "Independent"