- To był dobry festiwal, mimo że były w konkursie głównym może dwa, trzy tytuły, które nie powinny do niego trafić – mówi w rozmowie z tvn24.pl Roman Gutek, twórca Nowych Horyzontów i znawca kina, od lat uczestnik festiwali w Cannes. Podkreśla też, że wygrał zdecydowanie najlepszy obraz, a Złota Palma dla Tunezyjczyka Abdellatifa Kechiche'a, od lat żyjącego we Francji, za "La vie d'Adele" ("Życie Adeli") to optymalny wybór jury pod kierownictwem Stevena Spielberga.
- Widziałem ten film na takim specjalnym, zamkniętym pokazie, jeszcze przed tym oficjalnym i ponieważ bardzo mi się spodobał - są w nim wielkie emocje, i jest fantastycznie zrobiony- od razu uznałem, że to kandydat do Złotej Palmy - mówi Roman Gutek. Dodaje, że przez cały czas trwania festiwalu "Życie Adeli" było jego faworytem i nie wyobrażał sobie, by mógł zwyciężyć inny tytuł.
Bohaterką filmu jest tytułowa Adele, którą poznajemy jako uczennicę liceum. Kechiche pokazuje kilka kolejnych lat z jej życia - jej pierwsze erotyczne przygody z kolegą z klasy i odkrycie własnej orientacji seksualnej. Przede wszystkim jednak jej wielką miłość do nieco starszej malarki Emmy.
- Ten obraz ma wszystkie atuty wielkiego kina - mówi Gutek. - Nie tylko jest świetnie zrobiony - te relacje między bohaterkami są dość proste, choć nie ma w nich ani dosłowności ani efekciarstwa - ale też fantastycznie zagrany. Ta opowieść po prostu płynie - to cecha wielkiego kina. Do tego jest niezwykle odważny w pokazywaniu cielesności. Mimo, że trwa trzy godziny, zupełnie nie czuje się upływu czasu - dodaje.
Twórca Nowych Horyzontów jest jednocześnie dystrybutorem filmu na polskim rynku. - Wczoraj zakończyliśmy trwające kilka dni negocjacje i mamy go, choć chętnych do wprowadzenia tytułu do naszych kin było wielu - dodaje właściciel Gutek Film. Nie wiadomo jeszcze, kiedy film trafi na polskie ekrany, ale na pewno nie wcześniej niż jesienią. (Gutek Film wprowadził też do naszych kin laureata ubiegłorocznej Złotej Palmy i Oscara "Miłość" Hanekego.)
- Od dawna kibicuję temu twórcy i bardzo cenię też jego poprzednie filmy - dodaje Gutek. - Wprowadzaliśmy przed laty na ekrany jego pierwszy obraz "Winę Woltera", pokazywaliśmy też na festiwalu "Unik". Z wielkim zaciekawieniem obserwuję rozwój tego artysty - mówi. Dodaje też, że w towarzyszących festiwalowi rankingach większość oceniających krytyków dawała filmowi "palemkę", czyli typowała na zwycięzcę.
Wyjątkowo dobry festiwal
- Trochę obawiałem się patrząc na skład jury - na czele Steven Spielberg, dalej jeszcze Kidman, że różnie może być z tym ostatecznym wyborem. Ale Spielberg ma swoje nagrody, Oscary za oceanem, i nie przyjechał do Cannes, by nagradzać filmy amerykańskie. Taka przynajmniej jest moja opinia - mówi Gutek.
Podkreśla też, że film braci Coen "Inside Llewyn Davis" mocno fetowany przez część publiczności, choć udany, według niego, nie jest ich najlepszym dziełem. Obraz nagrodzono drugim co do ważności wyróżnieniem festiwalu - Grand Prix.
- Ten festiwal miał naprawdę sporo dobrych tytułów - dodaje Gutek. - Bardzo ciekawa była "Nebraska" Alexandra Payne'a, za kreację w której nagrodę aktorską odebrał Bruce Dern, czy choćby film Stevena Soderbergha "Behind the Candelabra" z naprawdę wielkimi rolami Michaela Douglasa i Matta Damona. Jak zwykle nie zawiódł też Jim Jarmush ze swoim filmem "Only Lovers Left Alive". To obraz pełen humoru ze świetną muzyką. W sumie poziom festiwalu był dość wyrównany, choć np. filmem, który nie powinien znaleźć się w Cannes, był "The Immigrant" z Marion Cotlillard, zresztą z polskimi akcentami. Ona nawet nauczyła się mówić po polsku dla tego filmu, ale to niewiele daje, bo sam film nie dość, że jest starą ramotą - takie kino robiło się 30 lat temu, to w zasadzie w ogóle nie ma scenariusza - opowiada Gutek.
Dodaje, że podobnie ma się sytuacja z filmem "Jimmy P." Amerykanina Arnauda Desplechina, który zaniżał poziom festiwalowego konkursu. Większość tytułów uważa jednak za zdecydowanie udane.
Wielcy nie zawsze najwięksi
Wielu uczestników tegorocznej 66. edycji festiwalu w Cannes obiecywało sobie sporo po nowym obrazie twórcy oscarowego "Rozstania", Ashgarze Farhadim. Według twórcy Nowych Horyzontów, tym razem Farhadi, którego filmy bazują zwykle na jego własnych, świetnych scenariuszach, zwyczajnie "przekombinował". - On tak go zaplątał, wprowadził tyle wątków i tak je z sobą zapętlił, że tego było zwyczajnie za dużo i zbyt to było"matematyczne", wykalkulowane" - ocenia Gutek. Dodaje jednak, że i tak obraz Farhadiego uważa za bardzo ciekawy.
Pytany o film Romana Polańskiego, Gutek komplementuje "Venus w futrze". - To kameralny, oparty przecież na sztuce teatralnej film, w zasadzie z udziałem dwójki aktorów: żony reżysera Emmanuelle Seigner, która daje prawdziwy koncert w tym filmie i nieprawdopodobnie podobnego do samego Polańskiego Mathieu Amalrica. Dużo zresztą w tym filmie samego reżysera, to bardzo osobista opowieść, z odniesieniami do wydarzeń z jego życia, ale i do literatury, sztuki, dająca możliwość interpretacji na wielu poziomach - ocenia Gutek.
Kino to także wizja świata
Na koniec laureat Paszportu Polityki w dziedzinie "Kreator kultury" przyznaje, że jego zdaniem, festiwal w Cannes pokazał też pewien narastający problem kina.- Widzowie dzisiaj domagają się, by ono zajmowało się wyłącznie sprawami społecznymi, rodziną, itp. Oczywiście to są rzeczy bardzo ważne, ale pamiętajmy, że filmy ogląda się także dla jakiejś wizji w nich zawartej, dla samego kina, nie wszystko trzeba racjonalizować - mówi i przypomina wielkie filmowe dzieła jak np. "Mulholland Drive" czy "Zagubioną autostradę" Davida Lyncha, które oglądało się właśnie dla reżyserskiej wizji świata, bez potrzeby ich konkretyzowania. Za tą potrzebą racjonalizowania kina idzie jego zdaniem niezrozumienie pewnych wartych tego dzieł. Jako przykład Gutek wymienia obraz Nicolasa Refna (twórcy "Drive") "Tylko Bóg wybacza", o którym, za sprawą formy, pisano, że jest pusty, niezozumiały itd., w opinii Gutka krzywdząc tym samym ciekawą produkcję.
Autor: Justyna Kobus/mtom/k / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materały producenta