W 2008 roku został wybrany przez tygodnik "Film" najlepszym reżyserem komediowym stulecia. Najgłośniejsze z jego dzieł - "Miś", "Co mi zrobisz jak mi złapiesz", "Poszukiwany, poszukiwana" czy serial "Alternatywy 4" - zyskały status kultowych. Widzowie do dziś przerzucają się zaczerpniętymi z nich cytatami. Stanisław Bareja odszedł 27 lat temu. Gdyby żył, skończyłby dziś 85 lat.
Nie ma w naszej kinematografii reżysera tak skrzywdzonego za życia przez krytykę, jak właśnie twórca "Misia". Wystarczy sięgnąć po wywiady z Bareją czy recenzje jego filmów, by przekonać się, jak był lekceważony i krytykowany, choć widzowie walili na jego filmy drzwiami i oknami.
Przykrości nie szczędzili mu także koledzy reżyserzy, traktując komedie, jakie kręcił, jako "podgatunek", w czasach gdy królowało kino moralnego niepokoju. Pojawił się nawet ukuty przez jego bliskiego przyjaciela z łódzkiej Filmówki, Kazimierza Kutza - termin "bareizm", mający symbolizować głupawe komedyjki kręcone pod publiczkę. Dopiero po 1989 roku, już po śmierci twórcy, określenie to nabrało innego znaczenia. Dziś jest synonimem absurdów życia codziennego, wyłowionych przez bystrego obserwatora. Po śmierci reżysera redaktor naczelny "Filmu" Maciej Pawlicki napisał: "Barei zrobiliśmy krzywdę. My - sfora filmowych pismaków. (...) Bareja był tylko jeden. Jedyny w swoim zdumiewającym uporze zapisywania absurdów codzienności".
W świątyni zwanej kinem
Stanisław Bareja urodził się 5 grudnia 1929 roku w Warszawie. Ukończył wydział reżyserii w łódzkiej szkole filmowej. Początkowo pracował jako asystent Antoniego Bohdziewicza, w 1960 roku debiutował jako samodzielny reżyser. "Chyba w ogóle dlatego zostałem reżyserem, by móc robić komedie" - powiedział wiele lat później.
Debiutował komedią, a dokładniej farsą "Mąż swojej żony" z piękną Aleksandrą Zawieruszanką i Bronisławem Pawlikiem w rolach głównych. Fabuła opowiadała o małżeństwie kompozytora i sławnej lekkoatletki. Jego, mimo osobistych sukcesów, przyćmiewa sława żony, co prowadzi do kryzysu w związku.
Podobnie jak następna komediowa opowieść "Żona dla Australijczyka" film się podobał, ale jeszcze nie zwiastował narodzin przenikliwego kronikarza PRL-owskiej rzeczywistości. W owym czasie reżyser nakręcił też ciekawą produkcję w klimacie kina noir "Dotknięcie nocy". Był także twórcą pierwszego polskiego serialu kryminalnego "Kapitan Sowa na tropie", w którym kapitana milicji obywatelskiej grał Wiesław Gołas. Już wówczas Bareja wkładał bohaterom w usta dialogi, które widzowie zapamiętywali. Jak choćby słynne zdanie: "Dziwny odruch u milicjanta - włożyć cudzą rzecz do kieszeni przez nieuwagę". Od początku kariery o kinie mówił jako o świątyni sztuki. Jego ulubionym reżyserem był Alfred Hitchcock i jak on miał zwyczaj, w epizodach, pojawiać się w każdym ze swoich filmów. W przeciwieństwie jednak do twórcy "Psychozy" zamiast straszyć, wolał bawić widzów. "Wydawało mi się, że potrzebne są komedie podobne do tych, jakie sprowadzaliśmy wtedy z Ameryki" - mówił w jednym z wywiadów.
Bareja, jakiego najbardziej pokochali widzowie, objawił się jednak dopiero w latach 70.
Wojując śmiechem
W 1972 roku wraz z Jackiem Fedorowiczem, z którym przez jakiś czas stanowili artystyczny duet, napisał scenariusz do filmu "Poszukiwany, poszukiwana" i wyreżyserował go. I to był strzał w dziesiątkę. Zwariowana historia pracownika muzeum, oskarżonego o kradzież obrazu, ukrywającego się w przebraniu gosposi, zapowiadała to wszystko, co stało się znakiem firmowym twórczości Barei. Okraszając ówczesną siermiężność absurdalnym humorem, obnażał kuriozalność rzeczywistości, w jakiej żyli bohaterowie.
Pomysł na film podsunęła mu żona Hanna Kotkowska-Bareja: "Zawsze najbardziej inspirowała go rzeczywistość, w jego filmach znalazły się więc fragmenty naszego życia - miejsca, sytuacje, wydarzenia, często też przedmioty" - opowiadała. Dzięki temu zabiegowi filmy Barei zyskiwały wymiar dokumentalny, tak cenny po latach. I pewnie dlatego nagle zaczęły mieć kłopoty z cenzurą. Jego obrazom zaczęto zarzucać "antysocjalistyczną wymowę, kłamstwa, brudną propagandę i nienawiść do klasy robotniczej". W kolejnych latach powstały równie słynne komedie: "Nie ma róży bez ognia" (1974), "Niespotykanie spokojny człowiek" (1975), "Brunet wieczorową porą" (1976) i wreszcie "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" (1978). Ten ostatni był historią urzędnika, który podczas delegacji do Paryża spędza noc z dziewczyną, a gdy ta zachodzi w ciążę, postanawia rozwieść się z żoną i organizuje intrygę, by dowieść, że go zdradza. Dziewczyna jest córką partyjnego prominenta i związek z nią to szansa na zawodową karierę. To z tego filmu pochodzi inny słynny cytat: "Ty, ty stój cicho! Tego pana żona zdradza, a ty mordę wydzierasz, baranie!" . Słynna jest też opowiadana przez Jacka Kuronia dykteryjka, wedle której, będąc w kinie na seansie, w sali wyjącej ze śmiechu, nagle usłyszał okrzyk: "Przecież z siebie się śmiejecie!". Bareja do takiego właśnie śmiechu prowokował. Buntował się przeciw chamstwu, cwaniactwu i zwyczajnej głupocie. - "Pokazywał nam, że nasz świat stoi na głowie, a my wszyscy udajemy, że tego nie widzimy, a może nie widzimy naprawdę" - tłumaczył Maciej Pawlicki.
"Miś", czyli szczyt artystycznej formy
Najsłynniejszy, złożony z cytowanych niemal w całości przez fanów scen-kluczy film - "Misia" - nakręcił Bareja w 1980 roku. Zbudowany z piętrowych intryg daje przejaskrawiony, ale prawdziwy obraz Polski przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Bohater filmu miał pierwotnie nosić nazwisko "Nowohucki", ale wskutek działań cenzury skrócono je do "Ohucki", a następnie przerobiono na "Ochódzki". Scenariusz pisał Bareja wspólnie ze Stanisławem Tymem, który zagrał główną rolę. Ochódzki jest prezesem klubu sportowego Tęcza. Podczas wyjazdu za granicę zostaje zatrzymany, ponieważ z jego paszportu wyrwano kartki. Zaczyna szukać sobowtóra, na którego paszporcie będzie mógł pojechać do Londynu, gdzie zdeponował pieniądze... Fabuła jest tylko pretekstem do ukazania absurdów ówczesnych czasów.
Całość stanowi wielką parodię najbardziej charakterystycznych zjawisk okresu schyłkowego PRL-u. Są kpiny z mało lotnych milicjantów, z piosenkarzy kołobrzeskich festiwali, scenki z placówek zbiorowego żywienia... "Miś" - w którym Bareja osiągnął szczyt formy - był, niestety, jego ostatnim filmem fabularnym.
Potem zrealizował jeszcze serial "Alternatywy 4"(1983) o mieszkańcach nowo oddanego bloku na Urysnowie oraz uznawanych za mniej udanych "Zmienników".
Do legendy przeszły przeprawy Barei z cenzurą przy realizacji "Alternatywy 4". W scenariuszu każdego odcinka specjalnie umieszczał dowcipy o Związku Sowieckim. Żaden nie przedarł się do ostatecznej wersji po kolaudacji, ale dzięki nim udało się uratować wiele innych scen, które na tym tle wypadały niegroźnie.
Bareja, jakiego nie znamy
O czym nie wszyscy wiedzą, filmowiec angażował się w działania opozycji antykomunistycznej. Przez wiele lat udostępniał garaż w swoim domu na potrzeby ciemni fotograficznej podziemnej Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA. Wspólnie z żoną przemycił dla NOWEJ przez granicę 50-kilogramową maszynę drukarską, która jechała przywiązana na dachu fiata 126 p. Pomagał również najdłużej ukrywającemu się opozycjoniście PRL Zbigniewowi Bujakowi. Bareja nie doczekał wolnej Polski. Zmarł nagle na zawał serca 14 czerwca 1987 w wieku 57 lat, w niemieckim Essen. W 2006 roku został pośmiertnie odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl