Festiwal w Berlinie powoli zmierza ku końcowi. Dziennikarze i widzowie zgodnie narzekają na słaby poziom tegorocznej edycji, ale zdarzają się w programie filmy, które nawet na ostatnim pokazie mają nadkomplet. Należy do nich "Chodorkowski" – dokument o byłym szefie Jukosu, który do festiwalowych kin przyciągnął tłumy.
- Pierwszy raz usłyszałem o Chodorkowskim na festiwalu filmowych, na którym byłem w Rosji w 2005 roku. Pomyślałem wtedy – "byłby z tej historii niewiarygodny scenariusz filmu!". Im głębiej wchodziłem w tą historię, tym bardziej zamysł fabuły dryfował w stronę dokumentu – mówił po ostatnim pokazie niemiecki reżyser filmu, Cyril Tuschi.
Filmowcowi udało się porozmawiać przed kamerą z imponującą ilością związanych ze sprawą biznesmena osób. Wypowiedzi jego byłych współpracowników, rodziny, osobistego ochroniarza, rosyjskich i niemieckich polityków składają się na portret przebywającego w więzieniu Chodorkowskiego. I nie jest to wizja czarno-biała. Reżyser przedstawia różne punkty widzenia na osobowość biznesmena, a jego rozmówcy w swoich ocenach oscylują od "niezwykłego geniusza biznesu", przez "przyzwoitego człowieka" aż po "tchórza i idiotę, który dał się zamknąć".
Dlaczego dał się aresztować?
- Podczas pracy nad tym filmem najbardziej zastanawiało mnie pytanie, dlaczego tak logicznie zawsze działająca osoba zrobiła coś tak nielogicznego jak powrót do kraju. On dokładnie wiedział, że wydaje na siebie wyrok więzienia - mówił reżyser. Jak wynika z dokumentu, Chodorkowski tuż przed aresztowaniem dostawał ostrzeżenia i jednoznaczne sygnały zapowiadające skierowaną przeciwko niemu akcję. Mimo możliwości pozostania za granicą po swojej ostatniej podróży z premedytacją wrócił do Rosji.
Film Tuschiego uzupełniają listy Chodorkowskiego wysyłane reżyserowi z więzienia, a także prawdziwa sensacja – kilkuminutowy wywiad z biznesmenem przeprowadzony podczas jednego z procesów. Według reżysera to pierwszy wywiad z oligarchą przed kamerą od momentu osadzenia. – O tę rozmowę staraliśmy się przy okazji każdego procesu . Jednak zawsze bez szans. Któregoś sędziego przekonało w końcu to, że jesteśmy filmowcami nie dziennikarzami. Byłem tak podekscytowany, ze zapomniałem wszystkich pytań – wspominał rozmową reżyser.
"Ten proces to absurd"
Reżyser jednoznacznie ocenia jedynie serię procesów sądowych w sprawie biznesmena. – Wszyscy wiedzieli, że na sali rozgrywa się absurdalny teatr – mówił. Ale powiedział też, że widzi światełko w tunelu, przypominając wypowiedzi rzeczniczki moskiewskiego sądu po ostatnim procesie. Według nich wyrok został narzucony odgórnie i ogłoszony wbrew woli sędziego Wiktora Daniłkina, który przez całe postępowanie sądowe znajdował się pod presją.
Zainteresowanie filmem o Chodorkowskim w Berlinie wzrosło po tym, jak Tuschi ujawnił, że kilkanaście dni przed premierą okradziono jego berlińskie biuro. Skradziono dwa laptopy i komputery stacjonarne, na których zachowano ostateczną wersję filmu. – Nie wiem, kto to zrobił – mówił po pokazie reżyser.
Niemiecki terroryzm od podszewki
Berlinale nie stroni o polityki. Festiwal od wielu lat kojarzony jest z zaangażowanymi politycznie filmami. Być może dlatego do konkursu głównego zaproszono film "I not us, who?" w reżyserii Andresa Veiela.
Film opowiada historię RAF-u, niemieckiego ruchu terrorystycznego z lat 60-tych, łącząc politykę z prywatną opowieścią o bohaterach. To oparty na faktach portret miłosnego związku pisarza Berwarda Vespera i Gudrun Ensslin, która pod koniec lat 60-tych porzuciła rodzinę i dołączyła do rebelianckiej grupy Andreasa Baadera.
- Myślałem, że w tym temacie wszystko zostało już powiedziane. Ale wtedy trafiłem na trop moich bohaterów, których związek mnie zafascynował. Ciekawiło mnie też, jak prywatna historia wpływa czasami na polityczne wydarzenia i gdzie należy szukać źródła pewnych ekstremistycznych ruchów – tłumaczył na konferencji prasowej reżyser.
Irańczyk typowany na zwycięzcę
Najlepszą prasę na Berlinale ma jednak jak do tej pory film irańskiego twórcy Asghara Farhadiego "Nader and Simin. A separation". "Wielkie kino", "W końcu przebudzenia w berlińskim konkursie", "Absolutnie pewny zwycięzca", "Arcydzieło" – to tylko niektóre z tytułów recenzji filmu.
Krytycy filmowi podkreślają, że w przedstawionym przez reżysera w filmie procesie sądowym skupiają się jak w soczewce wszystkie palące problemy dzisiejszego Iranu. Farhadi wyjeżdżał już z Berlina ze Srebrnym Niedźwiedziem – w 2009 roku za film "Co wiesz o Elly?". Czy uda się tym razem upolować Złotego? Przekonamy się już w sobotę.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu