Choć do powstania "Oppenheimera" filmy Christophera Nolana doczekały się aż 36 nominacji do Oscara, a 11 z nich zmieniło się w statuetki, były to przeważnie kategorie techniczne. Tym razem z 13 nominacji za historię o ojcu bomby atomowej, co najmniej połowa miała realne szanse na wygraną. Udało się w siedmiu kategoriach.
Jest jednym z największych wizjonerów XXI-wiecznego kina, a wszystkie jego produkcje noszą autorski stempel. To rzadkość w przypadku twórców hołubionych w Hollywood, którzy pozwolić mogą sobie niemal na wszystko. Filmem "Oppenheimer" - brawurową powieścią o życiu "ojca bomby atomowej" Christopher Nolan już zapisał się w historii kina, zdobywając oscarowe nominacje aż w 13 kategoriach.
Więcej, bo 14 nominacji otrzymały tylko dwa filmy w niemal stuletniej historii Akademii: "Wszystko o Ewie" Josepha L. Mankiewicza i "Titanic" Jamesa Camerona. Ten ostatni ostatecznie zdobył 11 statuetek, tyle samo ma na koncie "Ben Hur" Williama Wyllera oraz "Władca Pierścieni: Powrót króla" Petera Jacksona.
Siedem statuetek
Brytyjczyk nagrodzony został w kategorii najlepszy film oraz najlepsza reżyseria. "Oppenheimera" nagrodzono także za: najlepsze zdjęcia (Hoyte van Hoytema), najlepsza muzyka (Ludwig Göransson), najlepszy montaż (Jennifer Lame). Zgodnie z przewidywaniami nagrodzono również Cilliana Murphy'ego.
Za drugoplanową kreację Nagrodę Akademii otrzymał także Robert Downey jr ("Oppenheimer").
Rozmowy facetów w zamkniętych pokojach
"Ten film wysadza drzwi z zawiasów. Jeśli zamierzacie obejrzeć w tym roku w kinie tylko jeden film, niech to będzie właśnie ten" - pisał po premierze "Oppenheimera" scenarzysta "Taksówkarza" Paul Schrader.
Pytany przez znanego dziennikarza naukowego Johna Meckline’a, jak to się stało, że na bohatera filmu wybrał ojca bomby atomowej, Roberta Oppenheimera – postać historyczną, kontrowersyjną i niezwykle złożoną, Christopher Nolan odpowiedział, że Oppenheimer był na jego "radarze" od wielu lat. - Dla mnie jest najważniejszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek żył. Miałem kilkanaście lat w latach 80., gdy po raz pierwszy zetknąłem się z tą postacią. Zainteresowałem się nim, bo Sting wspominał go w piosence o Rosji. Pamiętam, że były tam słowa o "śmiercionośnych zabawkach" Oppenheimera. Chodziło oczywiście o bombę atomową - powiedział.
Podstawą scenariusza stała się głośna, nagrodzona Pulitzerem biografia Kaia Birda i Martina J. Sherwina "Amerykański Prometeusz. Triumf i tragedia Roberta Oppenheimera". 700-stronicowa biografia jednego z największych fizyków teoretycznych w historii, której autorzy poświęcili 25 lat pracy. Ponieważ film w sferze faktograficznej jest wierny książce, umieszczenie w nim tak okazałej ilości zdarzeń sprawiło, że trwa aż 180 minut. Mimo to obraz trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty.
Z pewnością nikt nie był zaskoczony, że narracyjną konstrukcję reżyser zbudował "po nolanowsku". Dramatyzując proces przeradzania się wielkiej nadziei w zagrożenie, jakiego wcześniej nie znał świat. Nolan tradycyjnie burzy chronologię zdarzeń, dzieląc swoją opowieść na trzy plany czasowe, które nawzajem się przeplatają. Dzięki genialnej pracy montażystki Jennifer Lane, te trzy równolegle prowadzone narracje, spinają się precyzyjnie. Sporą ich część stanowią stopniowo rozwijające się retrospekcje, w których najpierw widzimy przebłysk czegoś, potem ciut więcej, aż wreszcie całość.
Reżyser, który zdążył nas przyzwyczaić do wielkich widowisk i imponujących efektów specjalnych, tym razem 90 proc. filmu wypełnia rozmowami facetów w zamkniętych pokojach. I mimo to nie mamy poczucia, że film jest przegadany. Nolan wyznaje, że przełom w jego myśleniu o wielkim fizyku nastąpił, gdy przeczytał, "że naukowcy z Los Alamos pracujący pod wodzą Oppenheimera obawiali się, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo statystyczne, że test Trinity (pierwszy test broni atomowej z lipca 1945 - red.), podpali atmosferę i zniszczy życie na Ziemi".
- Nie mogli całkowicie wyeliminować tej możliwości. Mimo to Oppenheimer zdecydował, że nacisnęli guzik. To wydało mi się najbardziej dramatyczną sytuacją w historii świata – tłumaczy Nolan. I właśnie na moralnych dylematach, które towarzyszą bohaterowi, a po spuszczeniu bomby na japońskie miasta przechodzą w wielkie poczucie winy, skupia się Nolan najbardziej. Odpowiedzialność, z jaką nikt inny w historii świata nie miał do czynienia, ciężar decyzji podjętej przez wielkiego fizyka, stały się dla reżysera najważniejszym powodem nakręcenia tego filmu.
Projekt życia
Od pierwszych scen widać, że Nolan jest zafascynowany swoim bohaterem, choć nie traci dystansu do niego. Oppenheimer jest charyzmatycznym liderem, ale także próżnym narcyzem i arogantem. Film opowiadany jest z perspektywy głównego bohatera - wręcz mamy poczucie, że "siedzimy" w jego głowie. Jakby reżyser fundował nam coś w rodzaju skanu mózgu bohatera, dającego nam dostęp do kłębiących się w nim myśli, pytań i obsesji.
Robert Oppenheimer z pewnością był geniuszem. Dzięki mistrzowskiej kreacji Cilliana Murphy'ego, widzimy jednak jaką cenę zapłacił za swój dar. W wieku 22 lat miał już doktorat z fizyki. Dzięki retrospekcji poznajemy jego młodzieńcze lata i co najmniej dwuznaczne wydarzenia. Najbardziej zapada w pamięć scena, w której młody Robert omal nie zostaje... mordercą, próbując otruć wykładowcę, do czego na szczęście nie dochodzi.
Śledzimy też udrękę Oppenheimera, którego odkrycia będące jego wkładem w rozwój teorii kwantowej, Nolan przeplata obrazami reakcji łańcuchowych, podprowadzając nas do kluczowego momentu w jego zawodowym życiu, czyli pracy nad "Projektem Manhattan". Jest rok 1942, trwa druga wojna światowa. Istnieją obawy, że naziści są bliscy skonstruowania bomby atomowej i projekt ma ich wyprzedzić w nuklearnym wyścigu. Jego punktem kulminacyjnym jest wspomniany test Trinity. Udana detonacja bomby 16 lipca 1945 roku, a trzy tygodnie później spuszczenie jej na Hiroszimę i Nagasaki, zmienia wszystko w życiu Roberta Oppenheimera. Do końca już będzie opowiadał się przeciwko wyścigowi zbrojeń. Wątek retrospekcji, wpleciony w opowieść o kolejnych etapach pracy nad konstrukcją bomby, w sporej mierze wypełnia dramat sądowy. Za sprawą intryg głównego antagonisty, Lewisa Straussa, (również świetny i nagrodzony Robert Downey Jr), fizyk zostaje oskarżony o kontakty z komunistami i traci dostępu do tajnych dokumentów państwowych. Publiczny i zarazem polityczny proces pokazuje piekło przez jakie przychodzi wraz z rodziną i oddaną mu, mimo zdrad żoną, Kitty Oppenheimer. (Także nominowana do Oscara Emily Blunt).
"Oppenheimer" to bez wątpienia najwybitniejszy film Nolana. Tak spektakularny, że od momentu premiery spodziewano się, że rozbije oscarowy bank. Co jednak ciekawe, sam Christopher Nolan wyznaje, że cała jego wcześniejsza twórczość filmowa wiodła go do filmu o Robercie Oppenheimerze.
Droga do sławy
Swój pierwszy film nakręcił jako siedmiolatek kamerą ośmiomilimetrową, którą dostał od ojca. Rok później stworzył animację poklatkową zatytułowaną "Space Wars" (w hołdzie dla "Gwiezdnych wojen"). W głównej roli obsadził młodszego brata Jonathana a filmową "scenografię" zbudował z gliny, mąki, pudełek po jajkach i rolek papieru toaletowego.
Urodzony w 1970 roku, w Londynie reżyser jest synem Brytyjczyka i Amerykanki, dzięki czemu posiada zarówno brytyjskie, jak i amerykańskie obywatelstwo, co ułatwiło mu karierę za Oceanem. Jego dzieciństwo było podzielone między Londyn i Evanston w Illinois. Ma młodszego brata Jonathana, z którym napisał wspólnie wiele scenariuszy.
Nigdy nie studiował reżyserii – świadomie wybrał literaturę angielską, w której często szuka inspiracji. Uważa, że to zapewnia mu "świeże, nieskażone rutyną spojrzenie na ten reżyserię".. Już podczas studiów z sukcesem kręcił filmy krótkometrażowe, ale pierwszy film fabularny nakręcił w całości za pieniądze rodziny. Mowa o thrillerze "Following", którego bohaterem jest początkujący pisarz, śledzący obcych ludzi. Jeden z nich, włamywacz, nawiązuje z nim kontakt, wciągając go w kryminalną intrygę. Nolan sam nie tylko napisał scenariusz i film wyreżyserował, był też operatorem i montażystą. Po latach oceniono że "słychać w nim echa hitchcockowskiej klasyki".
Dzięki niemu wkrótce otrzymał 4 mln dolarów na realizację znakomitego "Memento”. Jednak nie od Brytyjczyków, (którym jak mówi "nic nie zawdzięcza"), a od Amerykanów. Scenariusz napisał wspólnie z bratem, Jonathanem.. "Memento" jest opowieścią o człowieku z postępującą amnezją, który używa notatek i tatuaży na własnym ciele, dla odnalezienia mordercy żony. Najbardziej fascynującym zabiegiem, który potem stał się autorskim stemplem kina Nolana, jest tu sposób opowiadania historii: od tyłu do jej początku. Film miał premierę w 2000 roku na festiwalu w Wenecji. To za niego wraz z bratem zdobył swoją pierwszą nominację do Oscara.
Z budżetem dziesięciokrotnie większym niż ten, jaki dostał na "Memento" (50 milionów dolarów), wciąż poza wielkimi wytwórniami, wkrótce Nolan nakręcił remake norweskiego filmu "Bezsenność" będącego opowieścią o dwóch detektywach z Los Angeles, wysłanych na Alaskę dla zbadania sprawy zabójstwa nastolatka. Historia kryminalna stopniowo ustępuje tu jednak psychologicznym grom i walce z demonami bohaterów. Główne roli zagrali Al Pacino i Robin Williams, a obraz chwalił nawet Erik Skjoldbjaerg, reżyser oryginału.
Po tej produkcji Nolanem zainteresował się Warner Bros, szukający właśnie pomysłu na "odświeżenie" historii o Człowieku-Nietoperzu.
Batman razy trzy
W rozmowie ze stacją BBC Nolan tłumaczył: "Pomyślałem, że historia pochodzenia Bruce’a to coś, co nigdy nie zostało opowiedziane. Chciałem zrobić to w bardziej realistyczny sposób, niż ktokolwiek wcześniej próbował to zrobił w przypadku filmu o superbohaterach".
Tak powstał "Batman. Początek" - studium ran psychicznych bohatera. Nolan nie boi się tu filozofować na temat losu komiksowej postaci. Ma zresztą własną, ciekawą teorię, że "superbohaterowie wypełniają pewną lukę w popkulturze, podobnie jak mitologia grecka w literaturze” – wyjaśnia. Batman z Christianem Bale’em w głównej roli przypomina więc klasyczny dramat, a nie komiksowe fantasy.
Film wraz z plejadą gwiazd - Michaelem Caine’em, Garym Oldmanem, Morganem Freemanem i Cillianem Murphym, zapowiadał trend w stronę mrocznych produkcji reżysera. To historia Bruce’a Wayne’a, który po stracie rodziców staje się Batmanem i walczy ze spiskiem Ra’s al Ghula, pragnącego zniszczyć Gotham City. Film chwalono za głębię psychologiczną. Podobał się krytykom i widzom, został też nominowany do Oscara za zdjęcia.
Nie wszyscy jednak wiedzą, że o rolę Batmana zabiegał również Cillian Murphy, którego aktorstwo i charyzmę Nolan zauważył już w horrorze "28 dni później". Był jednak wówczas nieopierzonym chudzielcem, którego fizyczność eliminowała jako odtwórcę postaci superbohatera. Nolan pragnąc mimo to, obsadzić go w filmie zaproponował mu rolę Stracha na Wróble, antagonisty Batmana, który zresztą jako jedyny pojawi się potem we wszystkich trzech filmach z tej serii.
Kontynuacja Batmana czyli "Mroczny Rycerz" to już klimat noir pełną gębą, który przyniósł gigantyczny sukces na wszystkich frontach. Film ustanowił kilka rekordów, zarabiając ponad miliard dolarów. Był nominowany do ośmiu Oscarów, zdobywając dwa: za montaż i pośmiertnie dla Heatha Ledgera w roli Jokera. Batman, z pomocą porucznika Gordona oraz prokuratora Harvey'a Denta, występuje tu przeciwko przerażającemu Jokerowi, który chce pogrążyć Gotham w chaosie. Film do dziś wymieniany jest jako jeden z najlepszych obrazów supebohaterskich. "Pogrążony w przepaści między sztuką a przemysłem, poezją i rozrywką, jest ciemniejszy i głębszy niż jakikolwiek hollywoodzki film komiksowy" - pisał nieżyjący już, wielki Roger Ebert.
W 2012 roku Nolan wyreżyserował swój trzeci i ostatni film o Batmanie "Mroczny Rycerz powstaje", który także był gigantycznym sukcesem kasowym i artystycznym. "To prawdopodobnie największy, najciemniejszy, najbardziej niepokojący spektakl, jaki kiedykolwiek został stworzony dla kina"- donosiło "Variety".
Film zarobił ponad miliard dolarów. Ale Nolan nie zamierzał dłużej odcinać kuponów od sukcesu.
Nie tylko w kręgu science-fiction
O nakręceniu filmu science-fiction Nolan - bratanek naukowca pracującego dla NASA, opowiadającego chłopcu od dzieciństwa o statku kosmicznym Apollo, myślał nieustannie. Mający sporą wiedzę z fizyki reżyser, sam napisał scenariusz "Incepcji" - opowieści o podróży dookoła ziemskiego globu oraz w głąb świata snów. W zdolnego złodzieja tajemnic ukrytych w ludzkiej świadomości podczas snu, wcielił się Leonardo DiCaprio. Parający się szpiegostwem przemysłowym bohater, niespodziewanie otrzymuje szansę na odkupienie. Nolan każe nam śledzić jej przebieg, a oprawa filmu - wspaniałe zdjęcia, scenografia i muzyka, czynią tę podróż wyjątkowym przeżyciem.
Ten dający do myślenia obraz stał się kolejnym światowym hitem reżysera. Otrzymał cztery Oscary, (żal, że tylko techniczne), przy ośmiu nominacjach - w tym dla najlepszego filmu i scenariusza. Potem powstał może już nie tak dobry, ale wciąż udany "Interstellar" - oparty na teorii naukowej opracowanej przez nagrodzonego Noblem fizyka Kipa Thorne'a, który został głównym konsultantem filmu. To właśnie on był jednym z uczniów Oppenheimera, który doradzał przy powstawaniu najnowszego obrazu Nolana.
Udowodniwszy widzom (i sobie), że w świecie fantastyki radzi sobie równie dobrze, jak kręcąc thriller czy kino psychologiczne, Nolan postanowił zrealizować film wojenny. Tak powstała "Dunkierka" - obraz mający status jednego z najlepszych filmów wojennych w historii kina. Wyróżniający się wszystkim – podejściem do gatunku zwanego kinem wojennym i sposobem wpływania na nas, widzów. Nie widzimy tu atakujących z ziemi i powietrza Niemców – są tylko alianci, którym mocno kibicujemy. Historyczna bitwa staje się sprawdzianem dla młodych żołnierzy, dla pilota RAF-u oraz załogi cywilnej łodzi płynącej przez Kanał La Manche.
I znowu - wyróżniony siedmioma nominacjami do złotej statuetki obraz - w tym najważniejszymi - dla Najlepszego filmu i za Reżyserię musiał zadowolić się wyłącznie technicznymi za dźwięk i montaż.
"Tej lawiny nie zatrzyma już nikt" - oceniał przed oscarową nocą magazyn "Variety", mając na myśli złote statuetki w głównych kategoriach dla Christophera Nolana i jego "Oppenheimera".
Źródło: "Variety", "The Guardian", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tommaso Boddi/Golden Globes 2024/Golden Globes 2024 via Getty Images