"Talent to przypadek. W życiu liczy się odwaga"- poucza Woody Allen w jednym z filmów. Tej ostatniej Sophie Lellouche - jego wielbicielce i pojętnej uczennicy, nie brakuje. Francuzka nakręciła bowiem obraz prawdziwie „allenowski” i w dodatku namówiła twórcę, by w nim wystąpił! Choć nie znajdziemy w „Paris Mahattan” głębi „Annie Hall” i wyrafinowania mistrza, miłosną historię - neurotycznej farmaceutki (z „ołtarzykiem” dla Allena w tle) warto zobaczyć. Dla fanów nowojorczyka to wręcz pozycja obowiązkowa.
Pokochać Woody’ego Allena nie trudno. (Zdumiewają raczej ci, którzy mają z tym problem). Bohaterce filmu, która, począwszy od 15 roku życia, przeżywa fascynacje znanym reżyserem, dziwić się więc nie należy. Allen spoglądający na nią z ogromnego plakatu w panieńskim pokoju, jest jej nieodłącznym przyjacielem i powiernikiem. Ba, wręcz wyrocznią w absolutnie każdej kwestii. Alice nie ma przyjaciółki od serca ani też (mimo aparycji Claudii Schiffer) narzeczonego. Jemu więc powierza najskrytsze sekrety. Nowojorski filmowiec zaś z właściwym sobie humorem udziela jej porad, i podobnie jak w swoich filmach, z sarkazmem komentuje bieg wydarzeń...
Trzeba przyznać, że pomysł debiutantki Sophie Lellouche, by uczynić amerykańskiego filmowca spiritus movens całej opowieści, okazał się przedni. Jak udało się jej namówić go by wystąpił (wyjątkowo nie w swoim filmie!) , grając przy tym samego siebie, pozostanie jej tajemnicą. Lellouche wciągnęła jednak do swojego obrazu zresztą nie tylko samego Allena, ale cały jego niezwykły świat - sposób postrzegania męsko-damskich relacji, i zdawać się mogło, nie do podrobienia humor, który fani Amerykanina tak sobie cenią. Żonglując cytatami z jego filmów, i wykorzystując cały arsenał typowych dla Woody’ego manewrów, nakręciła film tak bardzo „allenowski”, że sam twórca „Manhattanu” by się nie powstydził. A że przy tym postawiła mu ołtarzyk, dowodząc bezgranicznego uczucia do słynnego artysty, Allen, podobnie jak w kinowej sali widz, musi być z efektów jej pracy zadowolony.
Allice jak Amelia
Allice poznajemy w momencie, gdy zdesperowana małżeństwem własnej siostry i ucieczkami kolejnych mężczyzn z jej własnego życia, zaczyna wątpić w swoją kobiecość. (Tu reżyser z lekka jednak przesadziła, bowiem patrząc na pannę Taglioni normalny mężczyzna padałby na kolana, wdzięczny za każdy przychylny gest pięknej Francuzki.) Rodzina swata dziewczynę na prawo i lewo, ona sama zaś marzy o księciu bajki… Na ziemię sprowadzają ją wyłącznie dosadne komentarze Allena, który raz po raz dawkuje Allice zimny prysznic. Warto dodać, że z zawodu bohaterka jest farmaceutką i Woody’ego serwuje też pacjentom swojej apteki – na depresję „Wszystko, co chcecie wiedzieć o seksie”, na zły charakter, któryś z bardziej refleksyjnych tytułów mistrza (np. „Hannach i jej siostry, a do tego „Manhattan”).
Allenomania zatacza więc szerokie kręgi, ale najważniejsze, że pomaga zarówno samej Allice jak i reszcie Francuzów. Allice dawkuje im kino nowojorczyka niczym aspirynę albo syrop na kaszel, oni zaś wracają do niej odmienieni. Przypomina w swej potrzebie uszczęśliwiania świata inną francuską bohaterkę - „ Amelię” Jean-Pierre’a Jeuneta i jest równie jak ona skuteczna.
Bo w "Paryż-Manhattan" Lellouche najważniejsza jest radość życia, którą ludzie odzyskują po zetknięciu się z amerykańskim klasykiem. Sceny z jego filmów, najsłynniejsze powiedzonka, pełnia rolę katalizatora, który „użyty” przywraca chęć życia i działa leczniczo. I choć nie ma w tej lekkiej i przyjemnej opowieści wyrafinowania Allena, odniesień do filozofii, sztuki, religii tak mu bliskich, wszyscy spragnieni inteligentnej rozrywki, będą usatysfakcjonowani.
Paryż jak Manhattan
Reżyser filmu Sophie Lellouche jest pierwszą kobietą, której Allen zaufał i pozwolił obsadzić się w roli aktora. Oprócz Allena i świata zbudowanego na jego zasadach, kluczem do sukcesu są w filmie Lellouche aktorzy. Piękna Alice Taglioni („Różowa pantera”, „Czyja to kochanka”) z pewnością po tym filmie już wertuje kolejne propozycje ról, jej partnera zagrał zaś charyzmatyczny i rewelacyjny w tej roli Patrick Bruel -znany francuski piosenkarz i aktor, którego utwory biją rekordy odsłon na You Tubie i robią furorę nie tylko nad Sekwaną. (Bruel - o czym mało kto zdaje się wiedzieć, jest także mistrzem świata w pokerze – w 1998 roku, rozgromił konkurentów z całego globu, zdobywając ten tytuł w wielkim stylu).
W filmie Lellouche jako …specjalista od alarmów przebojem wpycha się w życie Allice, a nad resztą „pracuje” skutecznie już sam Allen. To, że początkowo grany przez niego Victor, nawet nie widział żadnego z jego filmów, okazuje się być bez znaczenia. Allice miłością do swojego guru jest zresztą w stanie zarazić absolutnie każdego.
Reżyser udało się jeszcze coś niebywałego - Lellouche w swoim filmie zamieniła snobistycznych Francuzów w pełnych dystansu do świata ”luzaków”, z ducha bardziej nowojorskich niźli paryskich.
"Carpe diem" – zdaje się wołać do nas z ekranu wielka fanka dzieł twórcy „O północy w Paryżu” i udowadnia, że znajomość jego kina znacznie ułatwia wcielenie w życie tego łacińskiego przesłania.
Autor: Justyna Kobus//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiał prasowy