Siła kobiet i nagła nawałnica. Za nami drugi dzień OFF Festivalu

Koncert Lambrini Girls na OFF Festivalu
Festiwal muzycznej różnorodności. "Nie chcielibyśmy, żeby ludzie byli tu obojętni" (materiał z 2019 roku)
Źródło: Paweł Laskosz | Fakty po południu
Nawałnica, siła kobiet, ciężkie brzmienia i klimatyczna elektronika - tak można by podsumować drugi dzień trwającego w Katowicach OFF Festivalu. Tłum, który dokuczał festiwalowiczom pierwszego dnia, nieco się rozproszył, ale koncerty pozostały na doskonałym poziomie. 

Kiedy w sobotę otwierały się bramy drugiego dnia OFF Festivalu, większość uczestników była pozytywnie zaskoczona pogodą - świeciło słońce, chociaż wszyscy raczej nastawiali się na mocno deszczową edycję. W drodze na teren usłyszałam żart, że po prostu dyrektor artystyczny Artur Rojek zadzwonił tam, gdzie trzeba. 

Tak relacjonowaliśmy pierwszy dzień OFF Festivalu:

Plany pokrzyżowane przez burzę

Niestety albo ten telefon nie był do końca udany, albo dla dramatycznego efektu zaplanowano jednak również nawałnicę, która przeszła przez teren festiwalu w czasie koncertów Janna i post-rockowego zespołu Have a Nice Life. Dla mnie był to jeden z większych clashy tegorocznej edycji, czyli momentów, kiedy nie wiadomo, który z trwających jednocześnie koncertów wybrać, bo oba zapowiadają się bardzo ciekawie. Postawiłam na Have a Nice Life. Ich album "Deathconsciousness" uznawany jest za klasyk, a w Polsce mają od dawna oddane i liczne grono fanów. Było to widać w trakcie ich występu w namiocie. Ten wypełniony był po brzegi, a ludzie stojący na zewnątrz zajmowali jeszcze sporą przestrzeń. 

Czy lepszym rozwiązaniem byłoby umieścić zespół takiego kalibru na scenie głównej? Trudno powiedzieć. Ci, którzy zmieścili się pod dachem, na pewno byli zadowoleni, że w trakcie burzy znaleźli się akurat w takim miejscu, a nie na otwartej przestrzeni. Z drugiej strony wiele osób nie miało najmniejszych szans, aby koncert zobaczyć i posłuchać go z odległości, która nie wypływałaby na odbiór.

Chociaż wizja pozostania na tak apokaliptycznym w swoim brzmieniu koncercie - przy walących wokół piorunach, zacinającym deszczu i ogólnym wrażeniu, że świat się kończy - była kusząca, to jednak wygrały kwestie bezpieczeństwa i na koncercie Have a Nice Life nie byłam długo. Udałam się w poszukiwaniu schronienia. Tak, byłam jedną z tych licznych osób, które do namiotu koncertowego się nie zmieściły, jednak to, co zdążyłam usłyszeć, było naprawdę potężne i perfekcyjne. Pozostaje liczyć na koncert klubowy, co może się ziścić, biorąc pod uwagę to, jak dużym zainteresowaniem cieszyli się w sobotni wieczór. 

Kiedy burza zelżała, przez dosłownie chwilę miałam okazję zobaczyć Janna występującego na scenie głównej. Wokalista był już kiedyś na OFF-ie - w 2022 roku, kiedy jeszcze mało kto o nim słyszał. W 2023 roku wziął udział w polskich eliminacjach do Konkursu Piosenki Eurowizji i chociaż ich nie wygrał, był zdecydowanym faworytem publiczności. Swojej zdobytej w ten sposób sławy z pewnością nie zmarnował. To, że teraz mogliśmy go zobaczyć na głównej scenie OFF-a, jest na to przykładem. Na tę edycję Jann zaplanował specjalne show, które z tego, co widziałam przez tę krótką chwilę, było naprawdę na wysokim poziomie. Szkoda tylko, że spod sceny uciekło wiele osób, które podobnie jak mnie wystraszyły warunki pogodowe. Wokalista nie wydawał się jednak zrażony - mówił ze sceny, że burza idealnie pasuje do prezentowanej przez niego muzyki. 

Punkówy z Sèvres

Ten dzień wygrały jednak kobiety. Kiedy jeszcze z nieba lał się żar, na głównej scenie festiwalu zaprezentowały się Lambrini Girls - pochodzące z Brighton punkowe dziewczyny spod znaku zespołów takich jak Bikini Kill. Podobnie jak w przypadku Kneecap, którzy zagrali pierwszego dnia, był to koncert napakowany tematami politycznymi i praw człowieka. Dziewczyny zwracały uwagę na to, co dzieje się w Strefie Gazy, ale także na problemy kobiet i mniejszości - osób nieheteronormatywnych, a zwłaszcza transpłciowych. Na telebimach w trakcie występu wyświetlano flagi Palestyny oraz osób transpłciowych właśnie, a artystki zaznaczały, że "transkobiety to kobiety, transmężczyźni to mężczyźni, a osoby niebinarne są niebinarne", a każdy, kto uważa inaczej, powinien opuścić ich koncert.

Koncert Lambrini Girls na OFF Festivalu
Koncert Lambrini Girls na OFF Festivalu
Źródło: Martyna Nowosielska-Krassowska/tvn24.pl

Odniosły się także między innymi bezpośrednio do sytuacji w Polsce, gdzie dwie osoby tej samej płci nie mogą zawrzeć ślubu. Poruszającym momentem w ich licznych miniprzemówieniach było pytanie wokalistki Phoebe Lunny o to, czy są wśród zebranych osoby, które nie czują się bezpiecznie na festiwalach ze względu na zagrożenie przemocą seksualną. Lunny zwróciła uwagę, że nawet jeśli tylko jedna osoba podniosłaby rękę, to oznacza to, że taki problem istnieje. 

Punkowy duch Lambrini Girls to jednak nie tylko ważny przekaz, lecz także energia, fantastyczne umiejętności wokalne oraz gry na instrumentach, a także charyzma i powiązany z nią świetny kontakt z publicznością. Wokalistka zespołu niejednokrotnie schodziła do zebranego pod sceną tłumu, gdzie animowała kolejne aktywności - od krzyczenia zaproszonych fanów do mikrofonu po budowanie ludzkiej piramidy. Zespół doskonale umie pokierować swoim show i wie na co położyć akcenty. Jeśli w Sèvres istniałby wzór kobiecego, punkowego koncertu, to na pewno znalazłyby się tam właśnie Lambrini Girls. 

Brawa należą im się również za odpowiednią reakcję na trudną sytuację pod sceną - kiedy do dziewczyn doszły sygnały, że komuś coś się stało, koncert przerwano i na miejsce błyskawicznie wezwano medyków, zaś artystki przypomniały o zasadach bezpieczeństwa. 

Pozytywna energia Wednesday Campanella

Kolejnym mocnym kobiecym akcentem dnia był koncert Wednesday Campanella, na której czele stoi magnetyczna wokalistka Utaha. Japońska grupa, która miesza elektronikę, j-pop i hip-hop zaserwowała nam szaloną wycieczkę poprzez wszystko to, co kojarzy nam się z krajem kwitnącej wiśni i to w szaleńczym tempie. Mieliśmy więc taniec z cedzakami do makaronu, wizualizacje z anime, przesłodzone stroje i układy taneczne, jak również gigantycznego, nadmuchanego kota machającego przednią łapką. Podobnie jak Lambrini Girls zespół miał liczne pomysły na to, jak zająć publiczność - czy to organizując wspólne śpiewanie, czy też umieszczając wokalistkę w przezroczystej kuli, przypominającej tę do zorbingu, w której następnie płynęła na rękach tłumu (nie przestając przy tym śpiewać). Motyw ten mógł przypomnieć stałym bywalcom OFF Festivalu legendarny już koncert grupy Flaming Lips z 2010 roku. 

Utaha z Wednesday Campanella w przezroczystej kuli na OFF Festivalu
Utaha z Wednesday Campanella w przezroczystej kuli na OFF Festivalu
Źródło: Martyna Nowosielska Krassowska/tvn24.pl

Trio Wednesday Campanella zarażało pozytywną energią, którą dało się bez trudu wyczuć wśród ludzi zebranych w namiocie Sceny Eksperymentalnej. Muzycy dawali z siebie bardzo dużo, a publiczność dorównywała ich energii. Nie dziwię się, że o ich koncertach mówi się, że są niezapomnianymi przeżyciami - ja tego na pewno długo nie zapomnę. 

Mocne i słabe punkty

Sobota była też na OFF-ie bardzo dobrym dniem dla fanów cięższych brzmień. Wspomniałam już o Have a Nice Life, ale oprócz nich warto było zajrzeć na koncerty japońskiego Envy, amerykańskiego Portrayal of Guilt oraz polskiej grupy Męty. Moją uwagę przykuł też pochodzący ze Słowacji duet Berlin Manson - to początkujący zespół z niesamowitym potencjałem. Wokalista Adam Dragun bardzo mocno zaangażował się w występ i tego dnia na pewno zyskał nowych fanów. Nie stronił też, podobnie jak Kneecap czy Lambrini Girls, od komentarzy politycznych - zwłaszcza o Palestynie. 

Adam Dragun z Berlin Manson na OFF Festivalu
Adam Dragun z Berlin Manson na OFF Festivalu
Źródło: Martyna Nowosielska-Krassowska/tvn24.pl

Kolejnym ciekawym punktem był reprezentujący cloud rap i eksperymentalny pop Ecco2K, który stworzył bardzo klimatyczne show. Wokalista stał na wysokim podeście, a dużą rolę w jego występie odgrywały światła. 

Za to najsłabszym elementem dnia był (niestety, bo jestem dużą fanką jego zespołu Iceage) duński wokalista Elias Rønnenfelt. Koncert wypełniony dość powtarzalnymi numerami był w większości nużący - rozkręcił się dopiero w drugiej połowie. W dodatku charakterystyczna barwa głosu Eliasa zdaje się tęsknić do jego post-punkowych dokonań z Iceage, które widząc na OFF Festivalu 10 lat temu porównałam (nie ja jedyna) do The Birthday Party - jednego z pierwszych zespołów Nicka Cave'a. Szkoda by było, gdyby tak olbrzymi potencjał tkwiący w tym porównaniu nie został należycie wykorzystany. Wydaje się, że balladki w stylu pop i country to niewłaściwa droga. To, co zobaczyliśmy w sobotę, w ogóle nie miało tej energii, co występ Iceage w 2015 roku. 

Główną gwiazdą soboty był bardzo zasłużony w świecie muzyki elektronicznej James Blake. Brytyjczyk miesza w swojej twórczości różne inspiracje i gatunki, tworząc z nich dopracowane kompozycje. Jego występ w Dolinie Trzech Stawów na pewno nie zawiódł oczekiwań jego fanów, jak również tych, którzy mogli tam trafić przypadkiem. Był to prawdziwy popis muzycznych umiejętności, którego przyjemnie było słuchać na zakończenie tego dość męczącego ze względu na warunki pogodowe dnia. Blake to jakość sama w sobie i jeśli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, czy powinien był mieć slot headlinera, to na pewno zostały one rozwiane. 

Brama główna OFF Festivalu
Brama główna OFF Festivalu
Źródło: Martyna Nowosielska-Krassowska, tvn24.pl

W trakcie trwania sobotnich koncertów organizatorzy OFF Festivalu poinformowali w swoich mediach społecznościowych, że festiwal został wyprzedany - oznacza to, że nie można już kupić ani karnetów jednodniowych, ani weekendowych, ani na wszystkie trzy dni festiwalu. W przeciwieństwie do piątku na terenie nie widać było jednak aż tak gigantycznych tłumów i kolejek. Spodziewam się, że inaczej może być ostatniego dnia, kiedy na scenie głównej pojawią się pochodzący z Irlandii Fontaines D.C. - zespół uznawany za obecnie jeden z najważniejszych w alternatywie. A to tylko jeden z powodów, dla których warto być w niedzielę w Dolinie Trzech Stawów.

Czytaj także: