Jest tam zimno, mokro i cały czas wieje. Dodatkowo jest daleko i dosyć niedostępnie. Nie ma się więc co dziwić, że Wyspy Owcze nie są celem masowych turystycznych pielgrzymek. Ale i tak od czasu do czasu jakiś szaleniec z Polski tam zawędruje. Żaden jeszcze jednak nie był na tyle śmiały, by kraj z pozoru nudny i nieciekawy opisać. Aż do teraz.
Szaleńców jest dwóch – Marcin Michalski i Maciek Wasielewski (do niedawna nasz redakcyjny kolega). Ich pasja i ciekawość świata (a może nuda?) rzuciły ich pewnego dnia na zagubione na północnym Atlantyku niegościnne wyspy. Rzuciły raz i potem jeszcze raz, aż z tego rzucania wyszła im książka.
To nie przewodnik ani książka podróżnicza
Bez przesady można napisać, że książka niezwykła, bo przecież już samym swoim powstaniem zasługuje na ten przymiotnik, skoro nikt (!) do tej pory w Polsce reporterskim okiem nie spojrzał na tę oddaloną krainę nurzyków, mgieł, zabawnej drużyny piłkarskiej i przede wszystkim owiec, dziesiątek tysięcy owiec, przez które na Wyspach nie tak znowu liczni posiadacze aut muszą wykupić obowiązkowe ubezpieczenie od kolizji z tym zwierzęciem.
Wyspy Owcze są niezwykłe jednak nie tylko dzięki dziwnej nazwie, ani nawet jeszcze dziwniejszym krajobrazom, w które wyposażyła je kapryśna matka natura. Wyspy to przede wszystkim przedziwne dzięki ludziom je zamieszkującym, a których autorski duet odmalował wszystkich razem i każdego z osobna. Przez plejadę wielu postaci, które przewijają się w tym reportażu widać bowiem nie tylko jednostkowe historie ludzkie: śmieszne, straszne i po prostu zwyczajne.
Galeria opisanych Farerów składa się na obraz całego farerskiego społeczeństwa, przez co „81:1…” nie jest książką podróżniczą, przewodnikiem dla kolejnego szaleńca, któremu zamarzą się zimne wody i wszechobecny zapach baraniego mięsa. Książka Michalskiego i Wasielewskiego staje się (bo staje się niemal fizycznie w trakcie czytania) frapującym aneksem do rozdziału podręcznika socjologii bądź politologii opisującego pojęcie utopii.
Are You ready to go to Faroe Islands?
Autorzy nie ukrywają, że w jej farerskiej wersji widzą więcej dobrego niż złego, co widać w sympatycznych postaciach Farerów, ale nie unikają pokazania (choć nieco z daleka) problemów toczących zamknięte społeczeństwo wyspiarzy: pijaństwa, przemocy domowej, apatii, na którą nakłada się powolna atomizacja społeczeństwa, którą autorzy (nieco może przesadnie) kładą na karb informatyzacji Wysp. Na razie jednak dobro zdaje się na Wyspach zwyciężać - dają do zrozumienia autorzy, którzy dzięki temu dobru wielu nieznanych w gruncie rzeczy ludzi mogli na Wyspach żyć, pracować, a przede wszystkim obserwować.
"81:1…" nie jest reportażem wydumanym, w którym na każdym kroku autorzy popisywaliby się swoją erudycją. To pisana prostym językiem prosta w gruncie rzeczy historia podszyta tęsknotą (lecz nie sentymentalizmem) za światem, którego od dawna na kontynencie nie ma, a może i nigdy by nie było. - Are You ready to go to Faroe Islands? – pyta jedna z postaci w książce i wydaje się, że nie jest to zaproszenie do odbycia podróży po prostu do innego kraju.
"81:1…" to bez przesady podróż do innego świata, od naszego odmiennego zupełnie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: marvelinforoyar.blogspot.com