Wytwórnia Universal Pictures zaprezentowała spot promujący "Dziedzictwo Bourne'a" z Jeremym Rennerem w roli głównej. - Byłem świadomy, że ten film zmieni moje życie i mojej rodziny, dlatego początkowo byłem na nie - wyznaje odtwórca głównej roli w kultowym cyklu o tajnym agencie CIA.
- Jest wspaniały, to jeden z moich ulubionych aktorów – mówi w wywiadach o swoim następcy Matt Damon, który kreował główną postać we wcześniejszych trzech filmach o agencie Bournie. Tym razem nie pojawi się na ekranie, bo wraz z reżyserem Paulem Greengrassem zrezygnował z pracy nad kontynuacją trylogii.
- Kiedy przed laty wraz z reżyserem rozmawialiśmy komu można by powierzyć rolę Jasona Bourne'a, aby seria mogła być kontynuowana, Jeremy Renner był pierwszy, który przyszedł nam na myśl - wyznaje Damon, który po raz ostatni w serii wystąpił w 2007 roku w "Ultimatum Bourne'a".
Czwarty film pozostaje wierny serii
"Dziedzictwo Bourne'a" ("The Bourne Legacy") ma stanowić uzupełnienie, a zarazem zamknięcie kultowej serii. Tytuł został zaczerpnięty z opartej na cyklu Roberta Ludluma książki Erica Van Lustbadera, jednak fabuła ma niewiele wspólnego z historią przedstawioną w powieści.
41-letni Renner (znany z najbardziej kasowego hitu tego roku, "The Avengers") wciela się w zupełnie nową postać, agenta rządowego Aarona Crossa, biorącego udział w programie podobnym do Treadstone, który wyszkolił Bourne'a. W przeciwieństwie do swojego poprzednika wie kim jest. Chce być częścią zespołu agentów. Wcześniej był w wojsku, później zapisał się do programu. Jest mężczyzną, który lubi mieć cel i wyzwania. Ale nagle zostaje mu to odebrane. Wraz z doktor Stephanie Snyder (Rachel Weisz), która pomogła CIA stworzyć program szkolenia na zabójców, musi uciec, zanim agent Byer (Edward Norton) zleci ich zabójstwo.
Edward Norton zapewnia w rozmowie ze stacją Sky News, że najnowszy film pozostaje wierny serii: - Oglądamy wydarzenia z końca ostatniego filmu, a następnie sceny, które są reakcją na nie. Więc to nie tylko ukłon w stronę »Ultimatum Bourne'a«, to faktycznie połączenie z nim.
I zapewnia, że w czwartym filmie z serii będzie wszystko, co niezbędne: konflikt bohater-zabójca, podróże po całym świecie, strzelaniny, bijatyki, cała masa niesamowitych wyczynów kaskaderskich i pościgów. A także romans - główny bohater zakochuje się w pięknej pani doktor.
Skorzystał z rady Toma Cruise'a
Jeremy Renner czuje presję. - Zastąpienie Matta to ogromna odpowiedzialność - mówi w rozmowie ze stacją ABC. - Potrzebowałem trochę czasu, aby rozważyć, czy wziąć tę robotę. Początkowo byłem na nie, bo to nie tylko skok na szansę w karierze. Byłem świadomy, że ten film zmieni moje życie i mojej rodziny - dodaje aktor.
Ale jak już się zgodził, za punkt honoru wziął sobie stopienie się z postacią i sceny walki ćwiczył w jednostce wojskowej. - Wszystkie niebezpieczne sceny z Bourne'a musiały wyglądać autentycznie. Poza tym skorzystałem z rady Toma Cruise'a, z którym zagrałem w "Mission Impossible: Ghost Protocol". Na planie powiedział mi, żeby mieć silną etykę pracy i solidnie przygotowywać się do scen akcji, aby uniknąć kontuzji - opowiada.
- On po prostu musiał stać się tym facetem. Musiał być wysoki poziom integralności z Crossem i na dodatek w ciekawy sposób. Jeremy ma to wszystko - komplementuje go reżyser "Dziedzictwa Bourne'a", Tony Gilroy.
Był makijażystą, nie chciał śpiewać w boysbandzie
Aktor urodzony w Kalifornii dzięki kilku kasowym filmom, w których ostatnio zagrał, stał się w Hollywood pierwszoplanową gwiazdą. Trudno uwierzyć, że na początku kariery, którą zaczął w 1990 roku, trudno mu było znaleźć pracę. Aby zarobić na życie był wówczas makijażystą firmy Lacome. - Świetna robota. Miałem cały tydzień wolny i mogłem chodzić na przesłuchania lub się po prostu obijać, a następnie w weekendy robiłem make-up seksownym i pięknym dziewczynom - żartuje przed kamerami ABC.
Wolał to, niż śpiewanie w znanym boysbandzie, bo taką propozycję też dostał, choć nie chce zdradzić jego nazwy. Wolał też zagrać w teledysku innego muzyka - w 2003 roku wystąpił w teledysku Pink, "Trouble". Wolał także epizodyczne role w serialach - w 2007 roku pojawił się nawet w "Doktorze Housie".
Aż się doczekał wielkiej szansy, gdy Kathryn Bigelow w 2008 roku zatrudniła go do "The Hurt Locker. W pułapce wojny". Za rolę sierżanta w służbie na wojnie w Iraku dostał pierwszą nominację do Oscara. Rok później Akademia Filmowa doceniła go drugą nominacją, tym razem za drugoplanową rolę w "Mieście złodziei" Bena Afflecka.
Czy 41-letni Renner nie żałuje, że sukces nie przyszedł wcześniej? - Długo, długo, długo, długo wędrowałem w górę. Dlatego dziś bardziej doceniam ten szczyt - zapewnia.
Jego ostatni film - "Dziedzictwo Bourne'a" - zadebiutuje w polskich kinach 10 sierpnia.
Autor: am//mat/k / Źródło: ABC News, Sky News, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Universal Pictures