- To pierwszy w Polsce film opowiadający o konsekwencjach uczestnictwa w wojnie. Nie ma tu kata, nie ma ofiary, zwycięzców ani pokonanych. Cierpią wszyscy i nie ma powrotu do tego, co było przedtem - tak o "Zabić bobra" Jana Jakuba Kolskiego opowiada tvn24.pl Eryk Lubos. Za główną rolę w tym filmie - weterana wojny w Afganistanie - aktor został nagrodzony na festiwalu filmowym w Karlowych Warach.
tvn24.pl: - Właśnie wrócił Pan z festiwalu Karlowych Warach, gdzie odebrał pan nagrodę za kreację aktorską – za główną rolę w filmie Jana Jakuba Kolskiego. Proszę przyjąć gratulacje i powiedzieć coś więcej o samej roli? Eryk Lubos: To pierwszy w Polsce film opowiadający o konsekwencjach uczestnictwa w wojnie, trudny, chropowaty, niepozostawiający zbyt wiele nadziei. Nie ma tu kata, nie ma ofiary, zwycięzców ani pokonanych… Cierpią wszyscy i nie ma powrotu do tego, co było przedtem. Gram bohatera poharatanego psychicznie przez wojenną przeszłość – Eryk uczestniczył w misji w Afganistanie, a teraz próbuje w miejscach swojego dzieciństwa odnaleźć znów spokój. W Karlowych Warach oglądałem film w całości po raz pierwszy, więc interesowała mnie bardzo reakcja publiczności. I muszę powiedzieć, że byłem w szoku, bo wzbudził niebywałe wręcz emocje. Na początku patrzyłem z niedowierzaniem, bo często reagowano głośnym śmiechem i zacząłem się zastanawiać - co jest grane, czy tylko nam ten temat wydał się tak śmiertelnie poważny? Ale Czesi są kompletni inni od nas, mają duży dystans do świata, zresztą również do siebie, inaczej też reagują… Z czasem śmiech zniknął, na twarzach widzów pojawiło się skupienie, a na sali cisza. Wyłapywali wszystkie niuanse, myślę, że byli bardzo przejęci tym, co widzieli na ekranie. Film został naprawdę „przytulony” przez tamtejszą publiczność. - Ponoć Pana rolą zachwyciła się gwiazda festiwalu, uhonorowana za całokształt artystycznych dokonań, Susan Sarandon. Rozmawialiście? Powiedziała, co poruszyło ją w pańskiej roli? E.L.: Tak, rozmawialiśmy i to nawet długo, aż byłem zaskoczony. Gratulowała mi nagrody, choć przecież to ona odbierała tę szczególną, najważniejszą nagrodę festiwalu. Ale muszę ochłonąć, pozbierać myśli, dopiero dociera do mnie to wszystko, co się wydarzyło. Teraz jestem z żoną i dziećmi nad morzem, przyjechałem tu dopiero, prosto z Karlowych Warów. Bardzo przeżywałem i pokaz filmu, i rozmowy z publicznością, a już na końcu, na scenie, odbierając nagrodę, rozsypałem się. Musieli mnie tam zbierać ze sceny. Tak, że teraz nie pamiętam szczegółów, muszę ochłonąć. - Ten film to jakby nowy etap w twórczości Jana Jakuba Kolskiego. Zamiast sielskiego klimatu i pięknych, wypieszczonych kadrów, nerwowa narracja i bohater z traumą. E.L.: Bardzo długo i solidnie przygotowywaliśmy się do tego filmu. Sama analiza postaci trwała trzy miesiące. Miałem też szkolenie z pułkownikiem GROM-u, który był m.in. dowódcą doszkalania w Afganistanie. Potem ja sam odrabiałem „pracę domową” – 18 godzin nagranych na płycie DVD rozmów, podczas których rozkładamy na czynniki pierwsze, zachowanie mojego bohatera. Wszystko było przemyślane po najdrobniejsze detale. Każdy mój krok, każdy ruch. Kolski ma taką zasadę, że absolutnie wszystko zapisuje, wszystko ma krok po kroku rozpisane. "A jak się jutro obudzę i nagle okaże się, że dostałem amnezji?" - tłumaczy. I jeszcze okoliczności towarzyszące pracy nad tym filmem, kręconym w domu rodzinnym reżysera, właściwie w domu jego matki w Popielawach, podczas gdy ona… zaczęła umierać! Napięcie towarzyszące Janowi było potworne, w pewnym momencie, gdy już maszyna poszła w ruch, a my znaliśmy na pamięć wszystkie detale, on zniknął, zostaliśmy sami. Potwornie cierpiał. Pewnie dlatego ten film ma aż tak ogromny ładunek emocjonalny. Dziś mogę powiedzieć, że to była, jak dotąd, najtrudniejsza i najważniejsza moja rola, to na pewno. Myślę, też, że ponieważ to pierwszy polski film o stresie postfrontalnym, o tym, co z psychiką człowieka robi wojna, na pewno wzbudzi dyskusję. Mam nadzieję, że również sprowokuje do refleksji.
Autor: rozmawiała Justyna Kobus/fac / Źródło: tvn24.pl