"Artysta" - to najlepszy film roku. Francuski niemy i czarno-biały obraz zgarnął też statuetki dla najlepszego aktora pierwszoplanowego (Jean Dujardin), najlepszego reżysera (Hazanavicius), za najlepszą muzykę i kostiumy. Najwięksi przegrani tegorocznej gali to natomiast: "Czas wojny" Stevena Spielberga i "Moneyball" Benneta Millera, które mimo wielu nominacji, nie dostały żadnej nagrody.
W tym roku o tytuł najlepszego filmu walczyło dziewięć produkcji: "Artysta" Michela Hazanaviciusa, "Hugo i jego wynalazek" Martina Scorsese, "Drzewo życia" Terrence'a Malicka, "Moneyball" Benneta Millera, "Spadkobiercy" Alexandra Payne'a, "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" Stephena Daldry'ego, "Czas wojny" Stevena Spielberga, "O północy w Paryżu" Woddy'ego Allena i "Służące" Tate Taylor.
"Artysta" to film, jakiego dawno w Hollywood nie było. Nakręcony został przez Francuza Michela Hazanaviciusa, znanego do tej pory głównie we własnym kraju, który zaangażował do niego żonę Berenice Bejo i przyjaciela Jeana Dujardina. Oboje byli nominowani w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy (Oscar dla Dujardina) i najlepsza aktorka drugoplanowa. "Artysta" dostał również Oscara dla najlepszego reżysera, za najlepszą muzykę i kostiumy.
Tęsknota za dawnym Hollywood
Były filmy bardziej kasowe niż "Artysta", ale jak pokazała produkcja "The Hurt Locker: w pułapce wojny" Kathryn Biglelow, która pokonała wysokobudżetowego "Avatara", to nie zawsze jest najważniejsze. Garry Maddox
Czarno-biały i niemy obraz to historia o sukcesie, sławie i jej kaprysach, czyli tym, co w Hollywood jest chlebem powszednim. Uwielbiana gwiazda niemego kina, George Valentin (Dujardin), staje na skraju kariery: nadchodzi era dźwięku, w której aktor nie ma już czego szukać i musi ustąpić miejsca. Przede wszystkim uroczej i utalentowanej Peppy Miller (Bejo), w której nie omieszka się zakochać. Ona triumfuje, on odchodzi w zapomnienie. Typowa historia z Fabryki Snów.
Ale w tym właśnie leży siła "Artysty". Wzloty i upadki okraszone gagami, tańcem, stepowaniem, przesadną mimiką i gestykulacją są tym, za czym Hollywood tęskni. "Artysta" przywołuje czasy i filmy, które już minęły, ale jak każda przeszłość, są lepsze od teraźniejszości. - Hazanavicius dokonał rzeczy niemożliwej - powiedział w jednym z wywiadów krytyk filmowy i autor książek o kinie Garry Maddox.
Oda na cześć X Muzy
Najpoważniejszym konkurentem dla "Artysty" był "Hugo i jego wynalazek" Martina Scorsese. Film wygrał w kategoriach technicznych: zdobył Oscara za najlepsze zdjęcia, montaż dźwięku, dźwięk, scenografię i efekty specjalne.
"Hugo" to historia chłopca (Asa Butterfield), mieszkającego w podziemiach paryskiego dworca, który próbuje odkryć, co chciał przed śmiercią przekazać mu ojciec (Jude Law). Tajemnica prowadzi go do przyjaźni z Isabelle i George'em Meliesem, legendarnym pionierem kina. Pozornie więc błaha opowiastka dla dzieci kryje w sobie tęsknotę za wczesnymi filmami i sztuką kinematografii, a także pochwałę najnowszej techniki ("Hugo" został nakręcony w 3D).
Powrót do przeszłości
Nostalgiczne spojrzenie na przeszłość jest obecne także w allenowskim "O północy w Paryżu", które zwyciężyło w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Młody pisarz Owen, choć żyje współcześnie, woli Paryż lat 20., do którego przenosi się, gdy tylko minie tytułowa północ. Poznaje tam Pabla Picassa, Ernesta Hemingwaya, Francisa Scotta Fitzgeralda i piękną modystkę Adrianę.
Wstecz patrzy też Terrence Malick w "Drzewie życia", poetyckim filmie o dorastaniu, cierpieniu i śmierci. Luźna fabuła, oparta na historii pewnej rodziny z lat 50., przeplata się z późniejszymi wydarzeniami z życia jednego z synów. Ale film na tym nie poprzestaje: widz cofa się w czasie do Wielkiego Wybuchu i narodzin świata, po czym ogląda, jak Słońce, zmienione w Czerwonego Karła, pożera Ziemię. A wszystko po to, by odpowiedzieć na pytania, które zadaje sobie każdy: po co żyjemy? Jak powstało życie? Dokąd zmierzamy? Film okazał się przegranym tegorocznego wyścigu, bo na trzy nominacje nie dostał żadnej statuetki.
Małe wielkie filmy
Kolejne dwie produkcje to "małe wielkie filmy", skupiające się na rodzinie lub życiu małej społeczności. Pierwszy z nich to "Spadkobiercy" (pięć nominacji, Oscar za najlepszy scenariusz adaptowany. To historia Matta Kinga (Clooney), ojca, który musi odnaleźć kontakt ze zbuntowanymi córkami.
Drugi to "Służące" (cztery nominacje, Oscar dla Octavii Spencer za najlepszą rolę drugoplanową) - na poły komiczna opowieść o ponurym życiu czarnych pokojówek na amerykańskim Południu lat 60.
Klasyki Hollywood
W rozgrywce znalazły się też rasowe, epickie produkcje, które jednak przegrały i mimo kilku nominacji, nie dostały żadnej nagrody. Należą do nich "Czas Wojny" Stevena Spielberga i "Moneyball" Benneta Millera. Pierwszy to nakręcony z rozmachem rodzinny dramat, którego akcja rozgrywa się w czasie I wojny światowej. Głównym bohaterem jest koń o imieniu Joey, odważny rumak z angielskiej wsi, który nieoczekiwanie musi stać się koniem kawaleryjskim. Tłem dla losów Joyea jest sama wojna, razem z jej dolami i niedolami.
"Moneyball" to z kolei film, który można nazwać sportowym, chociaż nie tylko o sport w nim chodzi. Billy Bean (Brad Pitt) zostaje zatrudniony jako menadżer bejsbolowej drużyny, która, oględnie mówiąc, sukcesów nie odnosi. Ambitny Bean usiłuje jednak podźwignąć ją z dna przy pomocy niekonwencjonalnej metody statystycznej, negującej dotychczasowe zasady wyceny zawodników. W windowaniu graczy na szczyt Pittowi pomaga ambitny ekonomista Peter Brand (Jonah Hill).
Film nie podbił serc widzów, ale jest kawałkiem rzetelnie nakręconego kina, które jest i zabawne, i odrobinę kiczowate. Całość trzyma poziom, także dzięki doskonałym dialogom autorstwa Aarona Sorkina.
Najgorszy wśród najlepszych
W tym zestawieniu "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" wypada w opinii krytyków jako "najgorszy wśród najlepszych". - Członkom Akademii zdarzają się okropne wybory - napisał na swoim blogu publicysta "Guardiana", Xan Brooks. Film Stephena Daldry'ego to opowieść o chłopcu, który w zamachach 11 września stracił ojca. Ten zostawił mu jednak tajemniczy klucz. Chłopiec musi teraz odkryć, do jakich drzwi pasuje. W tym celu wyrusza w podróż po Nowym Jorku.
W opinii krytyków film jest pretensjonalny i sztuczny, brakuje mu naturalności i wdzięku mimo obecności takich gwiazd jak Tom Hanks i Sandra Bullock. W opinii krytyków nie zasłużył na wyróżnienie, bo nie dostał żadnej nagrody.
Kogo brakuje?
Zdaniem krytyków, szkoda, że członkowie Akademii nie uwzględnili bardzo dobrego "Szpiega" (trzy nominacje). W rozgrywce mógł też znaleźć się kompletnie niezauważony "Musimy porozmawiać o Kevinie" lub "Drive".
Źródło: tvn24.pl