Nieprzebrane tłumy spragnionych estetycznej podniety koneserów sztuki i ludzi całkiem zwyczajnych zjawiły się wczoraj w warszawskiej Zachęcie, by podziwiać dorobek Wilhelma Sasnala - najwybitniejszego, zdaniem krytyków i rynku, współczesnego artysty polskiego.
Dla tych bardziej zorientowanych "pięć minut" Sasnala w Zachęcie, czyli wystawa "Lata Walki", nie jest żadnym zaskoczeniem. Artysta od lat obecny jest nie tylko w rzeczywistości polskiej, święci również triumfy za granicą - by wymienić tylko kilka prestiżowych galerii jak MOMA w Nowym Jorku, Tate Modern w Londynie czy Centrum Pompidou w Paryżu, gdzie mógł go podziwiać cały świat. Współpraca ze śmietanką międzynarodową przynosi zresztą wymierne korzyści - Sasnal rocznik 1972 jest po prostu drogi.
Ci, którzy artystę - już nie obiecującego, a wybitnego (przy tym, jak się wydaje, skromnego) - znają jednak tylko z cyklicznie publikowanych obrazków w "Przekroju", mogli czuć się zagubieni. Zaledwie kilka prac zaprezentowanych w Zachęcie przypominało "Sasnala powszechnego".
Co na wystawie?
Można powiedzieć, że w Warszawie możemy podziwiać Sasnala w wersji dla zaawansowanych - czarne linie na białym tle tworzące zdumiewającą perspektywę, czerwone plamy tworzące według zamierzeń perkusję, czy seria obrazów "bez tytułu".
Twórczość Wilhelma Sasnala sytuuje się pomiędzy dążeniem do odtwarzania rzeczywistości a potrzebą interpretacji jej różnych, często niepopularnych kontekstów. Artysta koncentruje się także na warstwie malarskiej, a poprzez nią na badaniu fizjologii widzenia Maria Brewińska, kurator wystawy
Można więc podziwiać obrazy z serii „Mościce”, „Partyzanci” o wojnie, „Maus” o Holokauście oraz obrazki z PRLu i "czasów obecnych". Do obejrzenia są również krótkie filmy Sasnala, w unikalnej formie taśmy 8 milimetrowej. Wszystko razem to dorobek głównie ostatnich czterech lat. Kto chciałby zobaczyć autora z czasów Grupy Ładnie, musi szukać gdzie indziej.
Sasnal skromny
Wizerunek artysty może zadziwić nieznającego go widza. Po pierwsze Sasnal swoją wystawę skrócił - z planowanych blisko 90 prac została połowa, bo jak tłumaczył sam autor "chodzi o jakość a nie ilość". Po drugie, jak sam przyznał, to co pokazał "nie jest doskonałe", bo sam "nie chce być doskonały". O kokieterię mogliby go podejrzewać jednak tylko ludzie złej woli: - Gwiazda to nie ja - mówił bowiem Sasnal i trema, spięcie lub po prostu "taki charakter" dodawały tym słowom wiarygodności. - To tylko gęba, którą mi ktoś przyprawia. Nie pracuje mi się z nią najlepiej - stwierdził artysta, wyraźnie nie czujący się jak ryba w wodzie w blasku fleszów i gąszczu kamer. Po trzecie, Sasnal zapewnia, że sława go nie spali. Oby.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl/Jan Zaborowski