O nowej płycie, o tym, gdzie mieszka Bóg, o brzemieniu "Powstania Warszawskiego", o wychodzeniu z kryzysu i "twórczych mękach", z Hubertem Dobaczewskim "Spiętym" i Mariuszem Denstem "Denatem" z Lao Che - rozmawia portal tvn24.pl. W sobotę i niedzielę warszawiacy będą mogli po raz pierwszy usłyszeć materiał z nowej płyty na żywo. Oba koncerty Lao Che zagra w Punkcie.
Specjalnie od Lao Che dla naszych internautów legalna mp3 z "Hydropiekłowstąpieniem"
Do Płocka dojeżdżamy koło 19.00, lekko spóźnieni. Denat i Spięty otwierają nam bramę. Na podwórku za domem hala, olbrzymi garaż. Wszędzie kręcą się, kierowcy, mechanicy - brat Spiętego ma firmę transportową. Wokalista Lao Che na co dzień kieruje ciężarówką. Kiedyś jeździł TIR-em. – W Wiedniu, Hamburgu byłem chyba po 200 razy - opowiada. Zwiedzał głównie hurtownie i magazyny. - Na miasto wyszedłem raz, żona mnie wyciągnęła. Taką mam naturę – dodaje. – To taki „rzadkowypuszczacz” – śmieje się Denat.
Schodzimy do "studia" pod domem. Olbrzymia piwnica w niczym nie przypomina luksusowych rezydencji gwiazd rocka rodem z MTV Cribs.
Napisałem pierwszy tekst o Noe potem "Paciorek" i jakoś zaczęło się układać w kryptokoncept (...), ale wyszło naturalnie i przestałem się o to martwić Spięty
Siedzimy na casach ze sprzętem, futerałach, wzmacniaczach - wszystkie instrumenty są spakowane. Chłopaki od miesiąca są w trasie, promują nową płytę, Do Płocka zaglądają miedzy koncertami. Właśnie wrócili z Krakowa, w sobotę i niedzielę grają w warszawskim Punkcie. To tu trzy lata temu zaczynali promować Powstanie Warszawskie, płytę dzięki której zaistnieli w świadomości szerszej publiczności. - Chcieliśmy zagrać koncert w kameralnym klubie – tłumaczy Denat. – Ale gramy dwa. Jesteśmy, jak taki mały Kult. Oni wypełniają dwa razy z rzędu Stodołę, a my Punkt – śmieje się Spięty. Częstujemy ich papierosami - biorą jednego „na spółkę”. – Rzadko palimy – tłumaczą.
Realizatorzy rozstawiają sprzęt, a my przenosimy się do „palarni”, jest cholernie zimno. – Rozkładają się dłużej niż my, a nas jest siedmiu – żartują muzycy. Czekając aż wszystko będzie gotowe do nagrania gadamy prawie o wszystkim. Denat i Spięty są zaskakująco szczerzy i bezpośredni. Opowiadają o pracy, rodzinie, Płocku. Rozmawiamy o nowej płycie. Pytam o okładkę. – Zrobił ją Grześ Hańderek, nasz przyjaciel, grafik z Katowic. Najlepsze jest to jak go poznaliśmy. Graliśmy tam kiedyś jedyny raz w historii zamknięty koncerty, biletów nie można było nigdzie kupić. Do Rafała, naszego menago, zadzwonił jakiś facet, że on koniecznie musi przyjść na koncert ze swoim dziadkiem, bo dziadek walczył w powstaniu i bardzo chce nas zobaczyć, a z Katowic się nigdzie nie ruszy. Oczywiście zgodziliśmy się i wpisaliśmy ich listę. Na koncercie pojawiło się dwóch 30-latków. Jednym, z nich był Grześ a cała historia ze staruszkiem okazała się lipą - opowiada rozbawiony Denat.
Koncept mimo woli
Kiedy w końcu siadamy przed kamerami, rozmawiamy o nowej płycie obaj trochę poważnieją. W końcu i płyta jest poważna, choć w warstwie muzycznej wesoła, bujająca, trochę „regałowa”, trochę etno - jak zawsze w przypadku Lao nie dająca się zaszufladkować. Teksty Spiętego nie tryskają optymizmem. Opowiadają o kondycji współczesnego człowieka, a ta jawi się w nich marnie. W końcu - jak przyznaje sam Spięty - powstawały w „popowstańczym" kryzysie. – Trudno mi się było jakoś odnaleźć po „Powstaniu”. Powiedziałem sobie, że płyta nie będzie koncepcyjna i trudno było mi jakoś postawić stopę, wykonać pierwszy krok. Napisałem pierwszy tekst o Noe, potem "Paciorek" i jakoś zaczęło się układać w kryptokoncept – przyznaje. Koncept trochę duchowy i religijny. - Ale wyszło naturalnie i przestałem się o to martwić – mówi.
Odczuliśmy po dłuższym okresie grania materiału z „Powstania” pewne zmęczenie i znużenie i nowa płyta jest trochę odskocznią. Denat
Bo Gospel miał być przede wszystkim spontaniczny i inny niż poprzednie płyty. - Odczuliśmy po dłuższym okresie grania materiału z Powstania pewne zmęczenie i znużenie i nowa płyta jest trochę odskocznią – przyznaje Denat. Jednocześnie podkreśla, że Lao Che nie odcina się od poprzedniej płyty. – Przecież chcieliśmy stworzyć płytę o powstaniu, zdawaliśmy sobie sprawę, że ten kamyczek do powstańczego ogródka zostanie wrzucony – dodaje.
Pracując nad Gospel zmienili metodę pracy. Tym razem na pierwszym miejscu była muzyka. – Muzyka miała być kluczem, żeby zrobić inną płytę. Komponując nie myśleliśmy zupełnie o treściach. Wcześniej było inaczej. Były słowa, były tematy i dopiero do tego przysposabialiśmy muzykę – zdradza Spięty.
A muzyka miała od początku być wesoła, czy - jak mówią - „cyrkowa”, „kreskówkowa”. – Cyrk reprezentuje, dla nas brak tego mroku, który był na Gusłach, w Powstaniu. Chcieliśmy inaczej, dlatego ten przymiotnik „cyrkowy”, ma oznaczać wesoły – tłumaczy Denat. Wtóruje mu Spięty. I dodaje, że cyrk i kreskówki są z założenia kolorowem, tak jak ich muzyka. - Nawet tekstom ironia dodaje koloru.
Rozmawiamy jeszcze chwilę, chłopaki pomagają nam zwijać sprzęt. Pytamy o inspiracje, muzykę jakiej słuchają. Rozbrajająco przyznają, że nie mają specjalnie czasu na jej słuchanie. Przez ostatni rok całkowicie pochłonęła ich praca nad Gospel. – W trasie to Leningrad katowaliśmy, a wcześniej Manu Chao. Lubimy takie skonsolidowane załogi, bo najważniejsza jest wiara. Żeby coś zrobić dobrze, alternatywnie musi być wiara, zgrana ekipa, a nie lider i jego przydupasy – mówią zgodnie.
Obecnie Lao Che tworzą Mariusz Denst (radiostacja, sampler, animacja), Hubert Dobaczewski (gitara, śpiew), Michał Jastrzębski (perkusja), Rafał Borycki (bas), Filip Różański (klawisze), Jakub Pokorski (gitara), Maciek Dzierżanowski (instrumenty perkusyjne)
tekst:
Jan Zaborowski
wywiad:
Iga Piotrowska
Realizacja, montaż:
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl\Beata Orpiszewska