"Niebezpieczni dżentelmeni" to bardzo udany debiut kinowy Macieja Kawalskiego: stworzył komedię, w której z lekkością bawi się filmowymi konwencjami i estetykami. W tej przewrotnej historii o zaskakujących skutkach pewnej imprezy, zdarzyć się może wszystko. A dzieje się naprawdę dużo.
"Niebezpieczni dżentelmeni" Macieja Kawalskiego to kolejny dowód na to, że rodzime kino środka ma się dobrze. A nie jest to łatwe zadanie. Dlaczego? Zupełnie teoretycznie: kino środka wypełnia całą przestrzeń pomiędzy kinem autorskim a komercyjnym. A zatem filmy powinny nawiązywać do tego, co najlepsze w kinie autorskim i być przystępne dla możliwie jak najszerszego grona odbiorców. W przypadku komedii zadanie jest jeszcze trudniejsze, bo to gatunek, na którym wielu rodzimych twórców poległo. Wielu z nich dostarczyło więcej powodów do zażenowania niż śmiechu.
"Niebezpieczni dżentelmeni". Groteskowa lekcja historii
Debiutujący Kawalski wykazał się niezwykłą odwagą, a tercet producencki - Agnieszka Dziedzic, Leszek Bodzak i Aneta Hickinbotham - zaufaniem i wiarą w pomysł filmowca. "Niebezpieczni dżentelmeni" przenoszą nas do Zakopanego początku XX wieku, w świat grubych imprez polskiej bohemy artystycznej. Wkraczamy w niego w momencie, w którym Tadeusz Żeleński budzi się mocno skacowany w domu Stanisława Ignacego Witkiewicza "Witkacego". Okazuje się, że w tych hulankach brali udział również Bronisław Malinowski i Joseph Conrad. Tutaj trzeba postawić kropkę, żeby za dużo nie zdradzić.
Żeby było jasne: "Niebezpieczni dżentelmeni" nie są komedią historyczną. Kawalski tworzy imprezę, która z taką listą gości, nigdy się nie odbyła. Przynajmniej nie ma na to żadnych dowodów. I nie o prawdę historyczną tutaj chodzi. Natomiast Kawalski, odrabiając skrupulatnie lekcje z historii, w znakomity sposób się nią bawi, wykazując się dystansem bardzo rzadkim w rodzimej kinematografii. Plejada "wielkich Polaków", "skarbów narodowych", pojawia się tu w groteskowym wydaniu. A każdy z nich, poza historycznym nazwiskiem, wyposażony został w wybrane elementy własnej biografii. Czy jest w tym coś złego? Nie sądzę. W końcu wszyscy byli jedynie ludźmi - utalentowanymi, wybitnymi, ale ciągle ludźmi.
"Niebezpieczni dżentelmeni". Refleksyjne spojrzenie na społeczną hipokryzję
Tym bardziej, że Kawalski nie tylko frywolnie obchodzi się z legendami, ale także z konwencjami czy stylistykami filmowymi. Dzięki temu, że nie sili się na wyważanie otwartych drzwi, dostarcza czarną komedię z elementami kryminału, w której jest coś niezwykle świeżego. Nawet jeśli widz dostrzeże w "Niebezpiecznych dżentelmenach" skojarzenia z innymi tytułami. Oczywiście, po rozłożeniu filmu i jego fabuły na czynniki pierwsze, może się okazać, że wiele z nich niejednokrotnie w kinie już widzieliśmy. Bo przecież nie trzeba być historykiem/historyczką kina, żeby nie poczuć ducha nowofalowych francuskich komedii i satyr, a także atmosfery kinowych ekranizacji powieści Agathy Christie.
W warstwie wizualnej (zdjęcia i montaż) widać wspólny mianownik z hitami reżyserowanymi przez Riana Johnsona. To nie jest ani słabość "Niebezpiecznych dżentelmenów", ani tym bardziej zarzut pod adresem twórców tytułu. Ostatecznie to atut Kawalskiego, że jest świadom tego, jak dostarczyć widzom świetną i inteligentną rozrywkę. Niewątpliwą siłą jego debiutu jest to, że zanurzył całość w gęstych oparach absurdu. Być może to nie jest równie intelektualnie angażujące dzieło jak filmy Wesa Andersona, Rubena Oestlunda, Maren Ade, Quentina Tarantino czy Seana Bakera, jednak w "Niebezpiecznych dżentelmenach" jest coś równie groteskowego, kampowego i kąśliwego.
"Niebezpieczni dżentelmeni" to film śmieszny, inteligentny, refleksyjny i boleśnie aktualny. Z precyzją Gabrieli Zapolskiej przypomina o społecznej hipokryzji, dulszczyźnie i nierównościach społecznych. A cała sekwencja scen w teatrze, gdzie czuć ducha tarantinowskich "Bękartów wojny", powinna znaleźć się w podręcznikach teorii kina, jako doskonały przykład parafrazy. W ostatnich latach nie brakowało nam spektakularnych debiutów reżyserskich. Jeżeli Kawalski przy kolejnych tytułach pozostanie wierny swojej wizji, intuicji i poczuciu humoru, ma ogromną szansę znaleźć się u boku takich klasyków polskiej komedii jak Stanisław Bareja, Sylwester Chęciński czy Marek Koterski.
"Niebezpieczni dżentelmeni" (Polska, 2022, 107 minut) reżyseria: Maciej Kawalski scenariusz: Maciej Kawalski obsada: Tomasz Kot, Andrzej Seweryn, Marcin Dorociński, Wojciech Mecwaldowski, Michał Czernecki, Anna Smołowik, Anna Terpiłowska
W kinach od 20 stycznia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kino Świat