"Nie można stosować jednych norm dla wielkich talentów, a innych dla zwykłych ludzi" - tak uzasadnił decyzję o zwolnieniu Jeremy’ego Clarksona dyrektor generalny BBC, Tony Hall. Dwa tygodnie temu dziennikarz został zawieszony po awanturze z producentem programu "Top Gear".
Szef BBC poinformował, że umowa z prezenterem "Top Gear" nie zostanie przedłużona po awanturze z producentem programu, Oisinem Tymonem, do której doszło na początku marca.
"The Daily Mirror" donosił wówczas, że do bójki z producentem miało dojść w czasie kręcenia programu w Newcastle. Do awantury doszło w hotelu, w którym zatrzymała się ekipa "Top Gear" - Clarkson miał dostać ataku szału, gdy dowiedział się, że nie może zjeść ciepłego posiłku. Miał wówczas oskarżyć Oisina o "zaniedbywanie obowiązków" i nazwać go m.in. "leniwym, p*** Irlandczykiem".
Na koniec 40-minutowej tyrady Clarkson miał uderzyć Tymona. Później producent twierdził, że nie pamięta dokładnie zajścia. Nie złożył też skargi na kolegę.
"Sk***wiele mnie wyrzucili"
Jednak 10 marca sławny prezenter został zawieszony, a kolejne odcinki kultowego programu decyzją szefostwa stacji nie zostały wyemitowane. Popularna seria nie wróci jednak na antenę, bo koledzy Clarksona zapowiedzieli, że nie chcą pracować bez niego. - Uważają: albo wszyscy, albo żaden - cytował "The Daily Mirror" anonimowo pracownika BBC.
W internecie z kolei natychmiast pojawiła się petycja, w której fani gwiazdy domagali się przywrócenia jej do pracy. Kilka dni później, wraz z legendarnym Stigiem, przywieźli pod drzwi BBC ponad milion podpisów poparcia.
Sam Clarkson w niewybredny sposób skomentował decyzję władz BBC o zawieszeniu. Podczas jednej z imprez charytatywnych obrzucił swoich szefów wulgaryzmami, a ponieważ zrobił to publicznie, ktoś go nagrał. "Sk***wiele mnie wyrzucili" - miał powiedzieć.
Trudna decyzja
BBC po burdzie wszczęło wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie. Dziś zapadła decyzja.
- Podjęcie tej decyzji nie było łatwe, ale pewna granica została przekroczona. Nie możemy tolerować takich zachowań - uzasadnił Tony Hall. I dodał, że zdecydował o nie przedłużaniu umowy z wielkim żalem, bo wciąż pozostaje wielkim fanem Clarksona, którego nazwał "ogromnym talentem".
- Wiem, jak popularny to program i wiem też, że ta decyzja podzieli opinię publiczną - podkreślił dyrektor generalny BBC.
Słynie z niewyparzonego języka
Popularny dziennikarz motoryzacyjny znany jest ze swojego niewyparzonego języka i ma na koncie szereg głośnych gaf. W maju ub.r. otrzymał od stacji "ostatnie ostrzeżenie" po tym, gdy brytyjskie media opublikowały nagranie, na którym rzekomo słychać było, jak Clarkson używa słowa "czarnuch".
Wcześniej fala krytyki spadła na niego, gdy użył słowa "slope", obraźliwego określenia stosowanego wobec Azjatów.
Ubiegłorocznej jesieni ekipa "Top Gear" z Clarksonem na czele wywołała awanturę w czasie kręcenia programu w Argentynie. Wściekłość mieszkańców wywołało porsche z tablicą rejestracyjną H982 FKL, która przypomniała Argentyńczykom o klęsce ich kraju w wojnie z Wielką Brytanią o Falklandy w 1982 roku. Wielu Argentyńczyków uważa, że Brytyjczycy niesłusznie zajmują Falklandy, nazywane przez nich Malwinami.
54-letni Jeremy Clarkson jest jednym z najsłynniejszych dziennikarzy motoryzacyjnych świata. Prowadzi program oglądany przez 350 milionów ludzi w ponad 200 krajach. "Top Gear" jest jednym z najbardziej dochodowych programów BBC.
Autor: am/gry/kwoj / Źródło: BBC, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: BBC