- Ten film miał w sobie ogromny ładunek piękna i poezji, a do tego jest inny od tych, do jakich się przyzwyczailiśmy. Wyjątkowy. No i sama historia jest tak poruszająca i ważna, że zgodziłem się napisać do niego muzykę - mówi nam laureat Oscara Jan Kaczmarek, autor muzyki do nominowanej do statuetki "Joanny". Pytany o szanse nominowanej w 2 kategoriach "Idy" opowiada: Nie podjąłbym się obstawiać zwycięzcy, choć wierzę mocno w nasz film. Szanse "Idy" i "Lewiatana" obstawiam jednak fifty-fifty.
- Gratulując nominowanym, rzuciłeś żartobliwie zdanie: "Jak tak dalej pójdzie, walka o Oscary stanie się polską dyscypliną".
Jan Kaczmarek: To oczywiście żart, ale trzeba przyznać, że to rok absolutnie wyjątkowy dla polskiego kina. Trzy polskie filmy nominowane do Oscara, a do tego polski operator nominowany w, wydawałoby się, opanowanej przez Amerykanów kategorii: najlepszy autor zdjęć. Mieszkam i pracuję w Los Angeles już 26 lat i nie zdarzyło się dotąd, by polskie kino tryumfowało w takiej skali. Wspaniale w tej radości móc uczestniczyć.
- Masz w tym sukcesie swój udział jako twórca muzyki do "Joanny" Anety Kopacz. Czym przekonała Cię młoda reżyser, że zgodziłeś się napisać ją do dokumentu? Laureaci Oscara rzadko piszą też muzykę dla debiutantów.
J.K. Rzeczywiście bardzo rzadko pisze do dokumentów, zwykle do filmów fabularnych, ale ten film od początku miał w sobie taki ładunek piękna, poezji, a do tego jest inny od dokumentów, do jakich się przyzwyczailiśmy. Wyjątkowy. No i sama historia jest tak poruszająca i ważna, że się zgodziłem. Od razu poczułem, że to jest "mój" film, że mogę za sprawą muzyki dołożyć do niego coś osobistego. Poza tym zadziałała też pasja młodej reżyser Anety Kopacz, która uparła się, żebym to ja napisał muzykę. Tylko ja i nikt inny. I to zadziałało, jak ktoś tak bardzo tylko z tobą chce pracować, to nawet żeby nie miał pieniędzy, pójdziesz za nim. Myślę, że większość moich kolegów też tak postępuje.
- "Joanna" ma więc prócz świetnie opowiedzianej, poruszającej historii odchodzącej młodej dziewczyny, matki i żony, muzykę autorstwa laureata Oscara i zdjęcia Łukasza Żala nominowanego do Oscara. To mocne atuty.
J.K. Na pewno, ale już na poziomie samej opowieści to wyjątkowe, pełne emocji, ale również niezwykle mądre kino. Zresztą oba polskie dokumenty mają oscarowe szanse. W tej nominowanej piątce to pozycje bardzo mocne.
- No to przejdźmy do filmu, którego sukcesami Polska żyje od miesięcy. Czy Twoim zdaniem "Ida" pokona "Lewiatana"? W końcu dostaniemy Oscara za fabułę? Przebywasz na co dzień z ludźmi, którzy będą głosować.
J.K. "Ida" ma wielkie szanse na złotą statuetkę, ale oba te filmy mają swoje liczne grupy zwolenników, którzy bardzo w nie wierzą. Oba są świetne i mają zagorzałych "wyznawców” wśród Akademików. Nasłuchałem się mnóstwa komplementów pod adresem obu tytułów, padały z ust najbardziej utytułowanych członków Akademii, z których każdy był pewien, że powinien wygrać jego faworyt. Wygląda to identycznie zarówno w przypadku "Idy" jak i "Lewiatana". Oczywiście ja jestem całym sercem za "Idą", która ma mój głos i w którą bardzo wierzę. Ale gdybym miał obstawiać - nie podjąłbym się tego, bo po prostu nie wiem. Szanse obu filmów na zwycięstwo - bo wygra na pewno jeden z nich - oceniam fifty-fifty. Niewątpliwie na rzecz "Lewiatana" działa jego kontekst polityczny, mimo że on wcale nie jest "zakazany” w Rosji i niebawem normalnie wchodzi tam do kin. No, ale taka aura mu towarzyszy.
- W pewnych kategoriach można typować zwycięzców, ale nieprzewidywalność Akademików, niespodzianki, to też jeden z walorów Oscarów.
J.K. Oczywiście! Ja zawsze w przypadku wszelkich typowań do Oscarów staram się unikać określenia "na pewno". Przypomina mi się słynna już historia, gdy Ennio Morricone, nominowany za absolutnie genialną, znaną przez wszystkich muzykę do "Misji", był pewien, jak my wszyscy, że dostanie Oscara. Zdawał się być stuprocentowym faworytem, żaden inny kandydat nie był brany pod uwagę. No i efekt tej wiary w "na pewno" był taki, że gdy ogłoszono: "Oscars goes to.. Herbie Hancock and "Round Midnight", to mimo werdyktu Ennio zaczął iść jak zaczarowany w kierunku sceny. Dlatego wciąż powtarzam, by wstrzymać się do końca z tekstem: wygra na pewno...
- Na pierwszym etapie w danej kategorii głosują specjaliści - aktorzy na aktorów, reżyserzy na reżyserów. Wszyscy zaś na najlepszy film. A po nominacjach wszyscy głosują na wszystkich. Czy to dobry regulamin? Czy np. montażysta zna się na zdjęciach i na niuansach sztuki reżyserskiej?
J.K. Mnie się on podoba i myślę, że się zna. Mam poczucie, że znam się i na filmie i na zdjęciach i uważam, że to bardzo dobry demokratyczny sposób głosowania. O wiele lepszy niż np., gdyby to głosowało wyselekcjonowane jury. I członkowie Akademii to jednak ludzie naprawdę znający się na kinie. Poza tym nie nominuje się obrazów byle jakich - lekkich i przyjemnych - jednak zwraca uwagę na to, by było to kino opowiadające o ważnych treściach społecznych, ludzkich, do tego wysmakowane artystycznie.
-Żyjemy sukcesami polskich twórców, a kogo obstawiasz w głównej kategorii: najlepszy film? Bo mimo tej demokracji nie zawsze najlepsi wygrywają. Jest szansa, by bez wątpienia najmocniejszy tytuł ub.r. "Boyhood" zwyciężył?
J.K. Myślę, że "Boyhood" wygra, ma za sobą potężne poparcie i najważniejsze nagrody branżowe w Ameryce. Ale oczywiście gwarancji nie ma nigdy, że tak się stanie. Jego reżyser Richard Linklater, nominowany również w swojej kategorii, zrobił kino niebywale emocjonalne i ono naprawdę porywa. A skoro o reżyserach mowa, to bardzo żałuję, że nominacji nie dostała reżyser naprawdę świetnej "Selmy", Ava DuVernay. Skrzywdzono ja bardzo, bo zrobiła świetne kino - wielkie emocje i wielka historia, świetne poprowadzeni aktorzy, znakomity młody David Ojelowo jako Martin Luther King, nieprawdopodobnie charyzmatyczny.
Autor: Rozmawiała: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl