Indiana Jones powraca! Po 19 latach od ostatniej odsłony przygód słynnego archeologa Harrison Ford znów założył swój mocno sfatygowany kapelusz, wziął do ręki bicz i ruszył na poszukiwanie kolejnego tajemniczego artefaktu. Z jakim skutkiem? Średnim, ale i tak trzeba obejrzeć. Choćby z sentymentu.
Tym razem Indy goni za Kryształową Czaszką, świętym przedmiotem Majów. Podobnie jak Arka Przymierza, Kamienie Shankary czy Święty Graal, Czaszka jest źródłem potężnych mocy, które pragną zdobyć siły zła, by – oczywiście - zapanować nad światem. Jako że akcja dzieje się w latach 50tych, miejsce nazistów w roli sztandarowych czarnych charakterów zajęli komuniści pod wodzą demonicznej agentki KGB Iriny Spalko (Cate Blanchett w gustownej peruce i fetyszystycznym mundurze).
Po drodze dzielny, aczkolwiek już nieco zmęczony (latka lecą) Indy spotyka starych znajomych – w tym dawną ukochaną Marion Ravenwood (Karen Allen) – i stare zdobycze (miga zamknięta w magazynowej skrzyni Arka Przymierza). Pojawiają się też nowi bohaterowie, na czele ze zbuntowanym nastolatkiem Muttem Williamsem (Shia LaBeouf, genialnie i prześmiesznie wystylizowany na młodego Marlona Brando z czasów "Dzikiego").
Więcej zabawek, mniej sensu
W pogoni za Kryształową Czaszką akcja skacze od pustyni Nowego Meksyku przez uniwersytecki kampus do amazońskiej dżungli. Fabuła? Niestety, ginie w morzu efektów specjalnych. Nasi bohaterowie co chwilę muszą stawiać czoła nowemu niebezpieczeństwu – od krwiożerczych mrówek i równie krwiożerczych Indian przez wodospady i przepaście, najeżone pułapkami starożytne miasta i mroczne, pełne mumii cmentarze do… wybuchu bomby atomowej. A to wszystko w jedyne dwie godziny…
I to jest właśnie, niestety, ogromna słabość najnowszego dzieła tria Steven Spielberg-George Lucas-Harrison Ford. Akcja pędzi jak na rollercoasterze, po drodze gubiąc nie tylko sens, ale, co najgorsze, magię Indiany Jonesa. Nawał atrakcji maskuje brak pomysłu na całość, dziury logiczne mają rozmiar krateru Etny, w dodatku całość kompletnie straciła pazur, który miały poprzednie części. Na starość panowie – którzy przecież stworzyli gatunek zwany Kinem Nowej Przygody - nakręcili grzeczny, nieznośnie prorodzinny film akcji, w którym niestety więcej jest z „Mumii” niż „Poszukiwaczy zagonionej arki”.
Indy, magia i kasety wideo
A trylogia o przygodach Indy’ego to była przecież czysta magia. Roczniki lat osiemdziesiątych (które nie załapały się na projekcję w kinach) pamiętają to cudowne uczucie, kiedy na ekranie ich domowego telewizora pojawiało się logo Paramount Picture, brzmiały werble Johna Williamsa i zaczynała się Wielka Przygoda. I nic nie przeszkadzało - ani pełen szumów obraz z wielokrotnie przegrywanej kasety wideo, ani dźwięk o lata świetlne odległy od Dolby Surround, ani głos lektora. Idealne wyważenie proporcji między akcją i humorem, samograj, jakim są realia lat trzydziestych przefiltrowane przez świadomy pastisz kina przygodowego z tamtego okresu, no i najwspanialszy bohater w historii kina akcji o twarzy i krzywym uśmiechu Harrisona Forda – wszystko to złożyło się na całość, która słusznie stała się legendą.
Co z tego zostało w części czwartej? Owszem, są to odgrzewane kotlety, ale przecież oryginalne danie było niezwykle smakowite. Jest kilka rewelacyjnych pomysłów (Spielberg świetnie rozgrywa np. motyw loga Paramount, obecnego na początku każdego filmu), są niesłychanie fotogeniczne lata 50-te, no i jest Harrison Ford, który mimo sześćdziesiątki ze sporym hakiem na karku trzyma się świetnie.
Duży plus też za Shia LaBeoufa, którego świeżość i bezpretensjonalność ratowała nawet tak ryzykowne projekty jak film na podstawie… gatunku zabawek („Transformers”), a w „Indianie Jonesie i Królestwie Kryształowej Czaszki” również świetnie sobie radzi. Wreszcie jest parę scen i kilka dialogów, która sprawiły, że znów przez chwilę miałam 12 lat i z zapartym tchem śledziłam przygody ulubionego bohatera mojego dzieciństwa. I dla nich właśnie warto film obejrzeć.
"Jeszcze tu wrócę"?
Mimo tego cykl przygód dzielnego archeologa powinien chyba się zakończyć wraz z jego rajdem w stronę zachodzącego słońca w „Ostatniej Krucjacie”. A Spielberg i Lucas ewidentnie – bo Indiana Jones wciąż nie oddał swojego kapelusza – uchylili sobie furtkę do kolejnej części...
Katarzyna Wężyk
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki\youtube.com