W 2022 roku na ekrany kin trafi wiele od dawna oczekiwanych tytułów, których premiery opóźniła pandemia. Część z nich już została nagrodzona na najważniejszych międzynarodowych festiwalach, część jest jeszcze na etapie postprodukcji. Wybraliśmy 10, naszym zdaniem najciekawszych spośród nich.
Choć pandemia COVID -19 nie odpuszcza, branża filmowa uczy się w niej funkcjonować, a plany filmowe nie pustoszeją. Na polska premierę czekają już głośne i już obsypane nagrodami produkcje takich twórców jak Pedro Almodovar, Jane Campion, Adam McKay czy Kenneth Branagh. Większość z nich to zarazem faworyci nadchodzącej, 94. edycji Oscarów.
Oprócz nich przed nami nie mniej oczekiwane najnowsze filmy między innymi Martina Scorsesego czy Jamesa Camerona, nad którymi twórcy kończą jeszcze pracę. Na naszą listę trafiły zarówno produkcje wielkich kinowych wytwórni, jak również te zrealizowane na zamówienie platform streamingowych.
"Córka", reż. Maggie Gyllenhaal (USA 2021)
Reżyserski debiut uznanej aktorki Maggie Gyllenhaal, który od czasu weneckiej premiery, gdzie zgarnął nagrodę za najlepszy scenariusz, narobił sporo zamieszenia. Odtwórczyni głównej roli Olivia Colman jest jedną z faworytek do Oscara za najlepszą rolę pierwszoplanową, zaś reżyserka i scenarzystka w jednej osobie, wymieniana jest w obu kategoriach.
"Córka" to adaptacja bestsellera włoskiej pisarki Eleny Ferrante. Historia została osnuta wokół letnich wakacji profesorki literatury na greckiej wyspie. Bohaterka jedzie tam, by pobyć w samotności i "naładować baterie". Nadmorski kurort szybko zamienia się jednak w pełną gorzkich refleksji podróż w czasie, wprost do lat jej wczesnego, niełatwego macierzyństwa.
Dzieje się tak za sprawą amerykańskiej rodziny plażowiczów, którą kobieta obserwuje z ukrycia. Dwudziestoparoletnia młoda matka – Nina (Dakota Johnson) oraz jej nieposkromiona córka Elena, budzą w bohaterce bolesne wspomnienia.
W tym przejmującym, zaskakująco dojrzałym jak na debiut dramacie przypominającym thriller, Maggie Gyllenhaal bada ciemną stronę macierzyństwa, o której rzadko mówimy publicznie. Umiejętnie wydobywa motywy egoizmu, samotności i trudów macierzyństwa, prowokując przy tym do dyskusji.
"Belfast", reż. Kenneth Branagh (Wielka Brytania 2021)
Brytyjski aktor szekspirowski i reżyser Kenneth Branagh, po raz pierwszy nakręcił film niezwykle osobisty. W "Belfaście", kinowym pamiętniku Branagha z czasów jego dzieciństwa w niespokojnej Irlandii Północnej, królują romantyzm i nostalgia. Zapowiadają go już czarno-białe zdjęcia.
Choć akcja rozpoczyna się w sierpniu 1969 roku, gdy tytułowy "Belfast" stał się strefą wojny między dwiema frakcjami o kwestię przynależności Irlandii Północnej do Wielkiej Brytanii, Branagh łagodzi kanty burzliwych wydarzeń. Pozwala na to snucie opowieści z perspektywy kilkuletniego chłopca, jakim wówczas był. Dziewięcioletni Buddy nie bardzo wie, z jakiego powodu sąsiedzi z dnia na dzień zmienili się w krzyczący tłum podpalający okoliczne domy. Rozumie, że jest świadkiem ważnych wydarzeń, które wpłyną na jego przyszłe życie, ale nie potrafi przejąć się nimi tak mocno, jak brakiem zainteresowania ze strony szkolnej sympatii.
Nawet gdy Branagh pokazuje biedę panującą w domu bohatera, w środowisku klasy robotniczej, nie są to sceny rodem z kina społecznego w stylu Kena Loacha, bo łagodzi je wszechobecna miłość i czułość domu rodzinnego. Klimatyczna opowieść o dzieciństwie reżysera, widziana (i filmowana!), przez różowe okulary to jedna z pozycji obowiązkowych 2022 roku dla kinomanów.
"Benedetta", reż. Paul Verhoeven (Belgia/Holandia 2021)
Ten film właśnie trafił na nasze ekrany. Twórca "Nagiego instynktu" powrócił kolejnym, łamiącym tabu obrazem. "Benedetta" to oparta na faktach historia XVII-wiecznej mniszki, nazywanej "największą skandalistką w historii Kościoła".
Przypomnijmy, że Verhoeven - ateista - jest autorem książki "Jezus z Nazaretu", będącej efektem jego - jak twierdzi - badań nad życiem Jezusa. Jej celem było "stworzenie realistycznego portretu centralnej postaci chrześcijaństwa". Autor odrzuca boskość Jezusa. uważa, że był on synem rzymskiego żołnierza, który zgwałcił Marię podczas powstania w Galilei. Verhoeven od lat planuje adaptację własnej książki.
Na razie jednak proponuje nam historię grzesznej mistyczki, widzianą jego oczami. "Benedetta" to swobodna adaptacja powieści Judith C. Brown "Immodest Acts: The Life of a Lesbian Nun in Renaissance Italy", ("Nieskromne akty: Życie zakonnicy lesbijki w renesansowych Włoszech").
Benedetta najpierw jako dziewczynka niewinnie przylgnęła ustami do nagiej piersi figury Matki Boskiej, gdy ta spadła jej pod nogi. Jako dorosła zakonnica miała wizje, a na dłoniach, stopach i głowie stygmaty. Z czasem do religijnych wizji dołączyły erotyczne, które wzbudziły obawy Watykanu, rozpoczęło się więc śledztwo.
W filmie nie zabrakło scen seksu, ale pokazanych w sposób nieoczywisty - w trakcie zbliżeń kamera eksponuje twarze bohaterek. Dla Verhoevena cała historia jest okazją do wytknięcia odwiecznych problemów Kościoła: walki o władzę w zhierarchizowanej instytucji, hipokryzji i dramatów, jakie niesie ze sobą tłumienie własnej seksualności.
"Matki równoległe", reż. Pedro Almodovar (Hiszpania 2021)
Najnowszy film hiszpańskiego mistrza z wielką, nagrodzoną w Wenecji Pucharem Volpiego kreacją jego muzy, Penelope Cruz, która niebawem otrzyma także zapewne nominację do Oscara.
Pedro Almodovar ponownie opowiada o tym, co od dekad wychodzi mu najlepiej: o kobietach. A dokładniej o matczynej miłości nie znającej granic, o której nakręcił już niejeden film. Tym razem robi to jednak w konwencji thrillera i wychodzi mu to znakomicie. Telenowelowa fabuła, jak zwykle u Hiszpana, zostaje zmiksowana z tragedią na miarę antycznej.
Fabuła skupia się wokół historii dwóch matek, które poznają się na porodówce: jedna młodziutka rodzi niechciane dziecko, druga, dojrzała (Penelope Cruz) przyjścia na świat potomka wyczekuje z radością. Dzieci przychodzą na świat tego samego dnia, w obu przypadkach to dziewczynki. Obie kobiety są także samotnymi matkami.
Matki wymieniają się telefonami i spotykają po kilku miesiącach. Od tego momentu kino obyczajowe zamienia się w thriller, zaskakując zwrotami akcji. Dwie kobiety z dwóch różnych światów połączy więź silna niczym pępowina wiążąca matkę z płodem.
Almodovar nie byłby sobą, gdyby nie wydobył na pierwszy plan kobiecej solidarności i siły w obliczu dramatu. Opowieść o bólu i blasku macierzyństwa ma jednak dodatkowe tło - jest głosem protestu przeciw rodzinnym sekretom, nierzadko skrywanym latami. Opowiada się za prawdą, nawet jeśli jej wyjawienie wymaga wręcz bohaterstwa.
Całość to wielki popis umiejętności pięknej muzy Almodovara, Penelope Cruz, której reżyser był przecież odkrywcą. Widać jak dojrzała aktorsko od czasu debiutu u mistrza, w filmie "Wszystko o mojej matce". Puchar Volpiego zasłużony, czas na Oscara.
"Inni ludzie", reż. Aleksandra Terpińska (Polska 2021)
Znakomita adaptacja prozy Doroty Masłowskiej pod tym samym tytułem, nagrodzona w Gdyni za najlepszą reżyserię oraz za najlepszą kreacje męską, a także za montaż. A wydawało się, że to rzecz na język kina absolutnie nieprzekładalna, zwłaszcza przez debiutantkę jaką jest Aleksandra Terpińska.
"Inni ludzie" to opowieść o ludziach uwikłanych w miłosny trójkąt w czasach rozpadu więzi, dożywotnich kredytów, diet pudełkowych i nieustającego szumu mediów społecznościowych. Ludzi miotających się w labiryncie bulwarów i warszawskich zaułków. To film odważny, nawet obrazoburczy, chwilami wulgarny. I piekielnie trudny do realizacji. Poza sama historią reżyserka musiała jeszcze uchwycić niezwykły rytm książki. Rytm rapem dyktowany.
Udało się to znakomicie. Spora w tym zasługa kapitalnego montażu, no i oczywiście aktorów. Powierzenie głównej roli Jackowi Belerowi (nie bez powodu grającemu do tej pory wyłącznie "typów spod ciemnej gwiazdy") było odważnym posunięciem. I trafionym w dziesiątkę. Beler stworzył wybitną kreację, sprawiając przy tym, że niełatwy do pokochania bohater budzi empatię.
Na festiwalu w Gdyni film zachwycił. Pozostaje mieć nadzieję, że to wymagające dość kino sprawdzi się też w kontakcie z szerszą widownią.
"Batman", reż. Matt Reeves (USA 2022)
Fani "Batmana" oswoili się już z faktem, że tym razem w Człowieka Nietoperza wcieli się Robert Pattinson i odliczają dni, by zobaczyć, jak sobie poradził w tej roli.
Po serii przeszkód, wydawało się, że ten film już nie powstanie. Produkcja była, jak pamiętamy, parokrotnie wstrzymywana i przekładana ze względu na epidemię COVID-19, która dopadła też samego odtwórcę tytułowej roli.
"Batman" Reevesa opowie o Gotham, w którym bohater jak zwykle walczy z korupcją. Co ciekawe, tym razem ma być ona powiązana z jego rodziną. Seryjny morderca znany jako Człowiek Zagadka (Paul Dano), zadba o to, by Batman miał okazję prężyć muskuły. Nie zabraknie również Człowieka Pingwina, w którego wcieli się Collin Farrell. Twórcy podkreślają jednak, że największym wrogiem Bruce'a Wayne'a będzie tym razem on sam i jego demony.
Męska część widowni z utęsknieniem czeka zapewne na pojawienie się w roli Kobiety Kota pięknej Zoe Kravitz, córki Lenny'ego Kravitza, która nie ukrywa, że to dla niej wyzwanie. Jako Catwoman oglądaliśmy już bowiem wspaniałą Michelle Pfeiffer i Halle Berry, choć występ tej ostatniej zwieńczyła Złota Malina. Rywalizować z nią o uwagę panów będzie najbardziej wzięta dziś brytyjska modelka, blond Wenus Amber Sienna.
Pozostaje trzymać kciuki, by prześladujący produkcję pech nie powrócił tuż przed premierą zaplanowaną na marzec.
"C'mon C'mon", reż. Mike Mills (USA, 2021)
Wielki powrót twórcy głośnych "Debiutantów" Mike'a Millsa, który tym filmem zdołał ich przebić. Przy okazji także Joaquina Phoenixa, który w "C'mon C'mon" zagrał pierwszą rolę od czasów "Jokera". Niby wiemy, że ma nieograniczone możliwości, a jednak znowu zaskakuje.
W kameralnym, czarno-białym filmie Mills leje miód na nasze serca, dodaje otuchy i krzepi. Czyni to bez cienia sentymentalizmu. Phoenix wciela się w dziennikarz radiowego, nowojorskiego singla, który przemierza Amerykę z mikrofonem, pytając dzieci o ich marzenia i plany na przyszłość. Po drodze odwiedza mieszkającą w Los Angeles siostrę, która potrzebuje jego pomocy. Żeby wesprzeć ją w opiece nad dziewięcioletnim synkiem (niewiarygodny, cudowny mały Woody Norman), zabiera go ze sobą do Nowego Jorku. Ta podróż okaże się dla niego przełomem: lekcją cierpliwości, odpowiedzialności i umiejętności okazywania uczuć, której dotąd unikał.
Kto pamięta wspaniały film dokumentalny Marcela Łozińskiego "Wszystko może się przytrafić", niech sobie wyobrazi jego fabularną wersję. Oczywiście z Phoenixem w jednej z ról. To naprawdę trzeba zobaczyć.
"Killers of the Flower Moon", reż. Martin Scorsese (USA 2022)
Jeśli pandemia znów nie pokrzyżuje twórcom planów, dostaniemy od reżysera "Taksówkarza" i " Chłopców z ferajny" najbardziej oczekiwany film 2022 roku.
Scorsese od lat marzył o tym, by w końcu połączyć na planie duet jego ulubieńców, czyli Roberta De Niro z Leonardem DiCaprio. W końcu to się udało.
"Killers of the Flower Moon" to adaptacja bestsellerowej książki Davida Granna pod tym samym tytułem. To oparta na faktach opowieść o serii morderstw na rdzennych Amerykanach, które miały miejsce w hrabstwie Osage w Oklahomie na początku lat 20. XX wieku - po odkryciu tam dużych złóż ropy. Oficjalnie liczba zamordowanych rdzennych Amerykanów - Indian Osage - wynosi co najmniej 20, ale Grann podejrzewa, że ofiar mogło być nawet kilkaset.
Mózgiem zbrodni był niejaki William Hale, w którego wciela się Rober De Niro. Z kolei DiCaprio gra agenta FBI, który znajduje szczegółowe dowody przesądzające o winie Hale'a. Scenariusz, przy wsparciu autora książki, napisał Eric Roth, laureat Oscara za adaptację "Forresta Gumpa".
Spełniło się marzenie Martina Scorsese, pozostaje poczekać na spełnienie marzenia widzów - czyli na premierę.
"Doktor Strange w multiwersum obłędu", reż. Sam Raimi (USA 2022)
Po wydarzeniach, jakie poznaliśmy w filmie "Avengers: Koniec gry" doktor Stephen Strange (Benedict Cumberbatch) kontynuuje walkę ze złem. Tym razem stawi czoło swojemu byłemu przyjacielowi - Mordo (Chiwetel Ejiofor).
I tak naprawdę to wszystko, co wiemy, o kolejnym filmie akcji na podstawie serii komiksów o superbohaterze ze stajni Marvela, Doktorze Strange'u. Obraz - co już wiemy - jest powiązany fabularnie z widowiskiem "Spider-Man: Bez drogi do domu", ale także z serialami "Loki" oraz "WandaVision". Cumberbatchowi partnerują panie Elizabeth Olsen i Rachel McAdams.
"Doktor Strange w multiwersum obłędu" wchodzi w skład IV Fazy Marvel Cinematic Universe, i jest 28. filmem należącym do tej franczyzy. To kontynuacja filmu "Doktor Strange" z 2016 roku.
"Najgorszy człowiek na świecie", reż. Joachim Trier (Norwegia 2021)
Kto by się spodziewał, że komedia romantyczna (gatunek lekceważony) może mieć potencjał terapeutyczny? "Najgorszy człowiek na świecie" Joachima Triera z Norwegii z pewnością ma.
Fabuła jest - na pierwszy rzut oka - prościutka. Julie dobiega trzydziestki i wydaje jej się, że ma poukładane życie. Jest szczęśliwa ze swoim partnerem - odnoszącym sukcesy rysownikiem, choć ich spojrzenie na wspólną przyszłość mocno się różni. Przypadkowo poznaje młodszego od siebie chłopaka, z którym spędza całą noc. I nagle zaczyna się zastanawiać, czy będący przeciwieństwem jej poukładanego partnera młodzian nie jest tym jedynym.
Temat stary jak świat, ale ujęty w świeże, bardzo współczesne ramy. Do tego pełen czułości, tak naprawdę słodko-gorzki. Grającą główną rolę Renate Reinsve po premierze filmu w Cannes okrzyknięto wschodzącą gwiazdą i uhonorowano Złota Palmą za najlepsza kreację kobiecą.
Obraz jest też norweskim kandydatem do Oscara i już trafił na krótką listę 15 tytułów, które powalczą o nominację. Czy przekona do siebie polskich widzów?
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Monolith Films/Velvet Spoon