Pisała piosenki dla najpopularniejszych wokalistek świata, a po wyjściu z nałogów i depresji powróciła na szczyty światowych list przebojów. Dzisiaj 40-letnia Sia otwarcie opowiada o ciężkiej drodze jaką przebyła, by móc swobodnie poczuć się na scenie. Australijska artystka wystąpiła w piątek po raz pierwszy w Polsce na Kraków Live Festival, wprowadzając do Polski zupełnie nową jakość scenicznych występów.
"Diamonds" dla Rihanny napisała w 14 minut. David Guetta z dema, które mu przysłała, uczynił jeden ze swoich największych hitów "Titanum". Ponadto Sia, bo o niej mowa, w latach 2010-2014 pisała dla największych gwiazd muzyki rozrywkowej. Magazyn "Time" przygotował nawet ranking 73 utworów napisanych przez Australijkę dla innych gwiazd. Na pierwszym miejscu zestawienia znalazł się wielki przebój Beyonce "Pretty Hurts".
Jednak trudno uwierzyć, że 40-letnia dzisiaj Australijka karierę zaczynała w 1996 roku. Swoją przygodę z muzyką zaczęła od funky-jazzu oraz acid-jazzu jako wokalistka zespołu Crisp, z którym nagrała dwie płyty. W 1997 roku zdecydowała się na karierę solową, odeszła z zespołu i nagrała debiutancki album "OnlySee".
Można by długo pisać o dorobku Sii Furler, jednak nie w tym rzecz - historia jej życia jest kluczem do zrozumienia jej tekstów, teledysków i decyzji zawodowych. Jednak przede wszystkim jest ważna, żeby zrozumieć jej wizerunek sceniczny.
Śmierć ukochanego i pierwsze objawy choroby
Pierwszą tragedia, z jaką przyszło jej się zmierzyć, była śmierć jej partnera - Dana - w 1997 roku. Dan został śmiertelnie potrącony przez samochód w Londynie. O śmierci swojej wielkiej miłości, Sia dowiedziała się podczas podróży z Tajlandii do Europy. Do dramatycznego zdarzenia piosenkarka wielokrotnie wracała w swoich tekstach. Według wielu krytyków muzycznych, opisujących życie i dorobek australijskiej artystki, bardzo prawdopodobna jest teza, że wypadek Dana zapoczątkował u Sii łańcuch stanów depresyjnych.
Siedem lat później, niedługo po tym jak nagrała swój pierwszy światowy hit "Breathe Me", przeżyła załamanie nerwowe i trafiła do szpitala psychiatrycznego na dwa miesiące.
Warto przypomnieć, że piosenka została wykorzystana w scenie finałowej odcinka kończącego słynny serial "Sześć stóp pod ziemią". To dzięki charakterystycznemu głosowi wokalistki, serialowy finał nabrał silniejszego wydźwięku. Sukces serialu wyniósł na szczyty sławy również piosenkarkę.
Przez kolejne lata Australijka nagrywała muzykę alternatywną, z pogranicza różnych nurtów jazzu. Koncertowała w Stanach Zjednoczonych. Jak później sama wspominała, był to okres, kiedy "brało się wszystko, żeby nie zwariować". Coraz silniej uzależniała się od alkoholu, narkotyków i leków psychotropowych.
Chociaż w 2008 roku nagrała świetny singiel "The Girl You Lost For Cocaine", promujący album "Some People Have Real Problems", to miała coraz większy problemy z udziałem w promocji krążka. Płyta jednak żyła własnym życiem - bez problemu trafiła do pierwszej 50 najlepszych płyt według magazynu Billboard.
Coraz częściej zdarzało się jednak wokalistce nie wywiązywać się z zapisów kontraktu. W 2010 roku zaraz po premierze albumu "We Are Born", Sia zawiesiła wszystkie zaplanowane wydarzenia związane z promocją tej płyty. Odwołała koncerty, wywiady, występy telewizyjne. Jak się po latach okazało, w maju 2010 roku była bliska popełnienia samobójstwa. W 2015 roku wyznała, że napisała list pożegnalny, zadzwoniła do swojego dilera i zamówiła "po dwie sztuki wszystkiego". Chciała to zażyć i popić dużą ilością alkoholu. Życie zawdzięcza swojemu przyjacielowi, który prewencyjnie do niej zadzwonił. Bardzo szybko rozpoczęła "terapię 12 kroków".
W 2010 roku zdiagnozowano u niej także nadczynność tarczycy. Terapia hormonalna, którą artystka przeszła, sprawiła, że w jej opinii stała się brzydka.
W tym czasie skupiła się na pisaniu piosenek dla innych artystów. Skoro ataki paniki i stany depresyjne blokowały ją przed wyjściem na scenę, stwierdziła, że w ten sposób będzie realizować swoją muzyczną pasję. Na liście artystów, którym komponowała i pisała teksty są niemal wszystkie najpopularniejsze gwiazdy pop: od Beyonce, przez Christinę Aguilerę, Britney Spears, Jessie J, Rihannę, Celine Dion, Katy Perry, Kylie Minogue, Jennifer Lopez, po Shakirę, Ritę Ora czy Kelly Rowland.
Powrót na scenę na własnych warunkach
W 2014 roku ukazał się album "1000 Forms of Fear", który promował jeden z największych jej dotychczasowych hitów "Chandelier". Był to początek współpracy z młodziutką tancerką Maddie Ziegler oraz choreografem Ryanem Heffingtonem. "Chandelier" oraz kolejne teledyski z udziałem młodej, utalentowanej tancerki "Elastic Heart", "Big Girls Cry" oraz "Cheap Thrills" (ten ostatni, jako jedyny pochodzi z albumu "This Is Acting") osiągnęły w sumie ponad 2 miliardy odsłon na YouTubie.
Sia postanowiła wrócić na scenę na własnych warunkach, przez co sukces ostatnich dwóch płyt jest dla niej - jak podkreśla w wywiadach - dużym zaskoczeniem. Artystka zdecydowała się, że nie będzie publicznie pokazywać twarzy. Początkowo zarówno w programach telewizyjnych, jak i na scenie występowała odwrócona plecami. Później, zainspirowana performancem amerykańskiego aktora Shii LaBeoufa (artysta w jednym ze swoich happeningów zakrył twarz papierową torbą z napisem: "Nie jestem już gwiazdą"), zaczęła zasłaniać twarz wielkimi perukami.
Niejednokrotnie swoją decyzję tłumaczyła w wywiadach. Jak twierdziła, dzięki temu czuje się bezpieczniej i tworzy w ten sposób pewną strefę komfortu, która pozwala jej pojawiać się publicznie. Z drugiej strony odkąd zaczęła zakrywać twarz, może swobodnie funkcjonować jako osoba prywatna. Wyjaśniła również, że nie ma ochoty brać udziału w marketingowych wyścigach i chce uchronić siebie przed nagonką tabloidów, które wypełnione są dogłębnymi analizami na temat "kto i co sobie zrobił z twarzą".
Z początkiem 2016 roku na rynku pojawił się najnowszy album Australijki "This Is Acting". Jest to płyta składająca się z "odrzutów" - jak sama artystka żartobliwie określa nagrania. Płytę można spokojnie określić jako przegląd przez obecnie najważniejsze artystki muzyki pop. Wszystkie nagrania bowiem były napisane dla konkretnych gwiazd, które ostatecznie nie nagrały utworu Sii. Może i dobrze. Dzięki temu, ich autorka sama udowodniła, że należy do czołówki gwiazd muzyki pop. Jest tu "Alive", nad którą pracowała z Adele i która miała znaleźć się na krążku "25" Brytyjki. Jest ballada "Footprints", która prawdopodobnie powstała dla Beyonce. "Reaper", który bardzo szybko wylądował wysoko na światowych listach przebojów, Sia napisała dla Rihanny, a pracowała nad nim z Kanye Westem.
Nowa sceniczna jakość
Sia, która obok Massive Attack była jedną z najbardziej wyczekiwanych gwiazd Kraków Live Festival, wynagrodziła swoim fanom brak kontaktu z publicznością. Przygotowała show, które wprowadza na polski rynek zupełnie nową jakość.
Kluczem do zrozumienia krakowskiego show jest opisana wyżej przeszłość artystki. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że Sia w kontrakcie postawiła organizatorom wiele restrykcji, które wcale nie odnosiły się do typowych w takich sytuacjach kaprysów. Artystka - na tyle, na ile to było możliwe chciała być w otoczeniu jak najmniejszej liczby osób. Żadnych fanów, żadnych mediów na próbie, tylko absolutnie konieczni pracownicy techniczni.
Piosenkarka, która niemal nieruchomo śpiewała, schowana była w głęboki kąt sceny przez niemal cały koncert (poza otwierającym go numerem "Alive"). Gdyby ograniczyć się tylko do śpiewu i zaprezentowanego materiału, można byłoby ograniczyć się do stwierdzenia, że wokalistka nie zawiodła. Zaśpiewała najpopularniejsze przeboje z ostatnich dwóch krążków, uzupełniła je dwoma najgłośniejszymi piosenkami swojego autorstwa: "Titaniuum" (nagranym przez Davida Guettę z jej wokalem) oraz "Diamonds" Rihanny. Nie zabrakło "Chandelier", "Elastic Heart" czy "Cheap Thrills". Takie uproszczenie piątkowego koncertu byłoby jednak daleko krzywdzące. Pod koniec występu Sia przypomniała swój wielki hit "Breathe Me".
Całe widowisko opierało się bowiem nie tylko na wokalu Sii, ale na sferze wizualnej, która składała się z wcześniej nagranego w studiu widowiska oraz bardzo precyzyjnym odtworzeniu go na scenie. W namiocie dla dziennikarzy pojawiły się głosy, że korzystanie z nagrania wcześniej przygotowanego to "droga na skróty" i "brak szacunku dla publiczności". A chyba rzecz ma się odwrotnie. Z szacunku do fanów - a nie wszyscy mieli szansę zobaczyć poruszającej choreografii z bliska - przygotowane klipy pozwalały wszystkim oglądać doskonały spektakl. Gdyby na telebimach miał pojawić się obraz na żywo, publiczność pod sceną widziałaby jedynie plecy operatorów kamer.
Obraz wyświetlanych na wielkich ekranach różnił się od tego, co się działo na scenie w drobnych niezauważalnych wręcz niuansach choreografii.
Pojawia się pytanie, na czym polega ta nowa jakość, jaką przywiozła Sia? Był to chyba pierwszy przypadek w Polsce, kiedy śpiewająca na żywo artystka odsunęła się w na drugi plan, oddając scenę towarzyszącym jej tancerzom. Publiczność miała okazję zderzyć się z spektakularną, przejmującą historią o walce samej z sobą - z uzależnieniami, chorobami psychicznymi, aż po fobie. Wszystko przy pomocy tańca współczesnego, sięgającego po różne środki wyrazu, w połączeniu z elementami pantomimy. Precyzyjna reżyseria zapewniła widowisko, do którego ciężko będzie znaleźć porównywalny koncert.
W niektórych relacjach i recenzjach ich autorzy stawiali zarzut, że mało spontaniczny, nieco introwertyczny spektakl, odebrał publiczności typową na koncertach energię, a sam mógłby się odbyć gdziekolwiek na świecie. Trudno oczekiwać, że artysta pokroju Sii, znając jej trudną historię, będzie szukać kontaktu ze swoją widownią, bądź że będzie na swojej międzynarodowej trasie przygotowywać coś specjalnego na każdy występ. Sam fakt, że po ciężkich przeżyciach Australijka jeździ w trasę, śpiewa na żywo, stanowi jej wielki prywatny sukces.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona/kk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fot. Krzysztof Szlęzak/Alter Art